Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
470
BLOG

Czy wiemy co się naprawdę dzieje?

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 2

Prawidłowa ocena dążeń najważniejszych graczy na światowym targowisku politycznym jest niezbędna dla konstruowania stosownego zachowania ze strony pomniejszych uczestników tej gry.

Polska z całą pewnością nie należy do najważniejszych, ale też nie może, a raczej nie powinna być lekceważona jako zwykły pionek na szachownicy.

Niestety w naszej historii daliśmy się niejednokrotnie użyć w tym charakterze.

Wynikało to głównie z błędnej oceny szans, a czasami względami swoiście pojętego honoru.

Klasycznym przykładem błędnej oceny szans był wybór ks. Józefa Poniatowskiego pozostania przy Napoleonie w brew jego oczywistemu wiarołomstwu w postaci oddania carowi Aleksandrowi Polski w zamian za rezygnację z kontynuowania wojny z Francją.

 Poniatowski uwierzył że Napoleonowi uda się dokonać odwetu za klęskę moskiewską i wówczas sprawa polska nabrała by blasku, a może nie chciał oddać palmy pierwszeństwa w tej sprawie Adamowi Czartoryskiemu?

Miał wówczas ważny atut w ręku w postaci znacznie uszczuplonej, ale jedynej zwartej armii z całego wojska napoleońskiego. Carowi do ostatecznej rozgrywki ta prawie dwudziestotysięczna polska armia była bardzo potrzebna.

Mógł nawet Poniatowski zatrzymać Napoleona w Warszawie i zmusić do zawarcia rozejmu w którym Polska miała szanse znaleźć swoje miejsce.

Pozostał jednak jako jedyny ze wszystkich francuskich sojuszników wierny do końca.

Z kolei uniesienie się honorem przez Becka przypłaciliśmy największą klęską i tragedią narodową w naszych dziejach.

Podjęcie w odpowiednim czasie rokowań z Niemcami mogło, przynajmniej na jakiś czas, odwrócić od nas wojnę i podnieść znacznie wyżej nasze notowania u sojuszników zachodnich. Podobnie jak miało to miejsce w I wojnie światowej, chociaż i wtedy mógł Piłsudski przedłużyć negocjacje z Besselerem zmuszając Francuzów do większych zobowiązań ze sprawą Gdańska i Górnego Śląska na czele.    


Jedno jest pewne, nie można kurczowo i wbrew naszym interesom trzymać się wiarołomnych sojuszników. Ktokolwiek by nim nie był musi mieć świadomość że możemy wybierać różne układy.

Jest to najprostsza nauka z Machiavellego, tylko że polska dyplomacja nigdy z niej nie skorzystała.


Piszą to dlatego że do mojego wpisu na temat zagrożenia wojną przez Rosję otrzymałem różne, w tym ciekawe i oryginalne uwagi w odniesieniu do oceny światowej gry politycznej.

Chciałbym przede wszystkim przez chwilę zatrzymać się na sprawie naszego usadowienia w hierarchii międzynarodowych notowań.

Z racji wielkości kraju jesteśmy notowani w światowej trzeciej dziesiątce, ale za sprawą braku przyrostu ludności obsuwamy się coraz niżej.

Nieco bardziej optymistyczne wygląda to w odniesieniu do sprawy dochodu narodowego w której to klasyfikacji mamy szanse na poprawę usytuowania z tego poziomu na nieco wyżej.

Nie daje to jednak możliwości wejścia do grona wielkich państw pierwszej dziesiątki czy nawet piętnastki.


Jednakże w praktyce kryterium wielkości i zasobności kraju nie decyduje o jego roli w światowej rozgrywce.

Wielka Brazylia jest rzadziej wymieniana niż mikroskopijny Izrael, o faktycznej roli poszczególnych państw decydują najwięksi. Za czasów zimnej wojny były to kraje wybrane przez USA i Sowiety.

Amerykanie mieli swoje forpoczty: na dalekim wschodzie Japonia i Korea płd.

a Sowiety do spółki z Chinami Wietnam i Koreę płn.

Na bliskim wschodzie: Amerykanie Turcję i Izrael, a Sowiety Irak i Syrię.

W Europie Amerykanie Niemców zachodnich, a Sowiety Niemców wschodnich itd.


Ta konfiguracja uległa pewnej zmianie po upadku Sowietów, szczególnie w Europie gdzie Niemcy uzyskawszy włączenie NRD i dokonaniu w dużej mierze dzięki Amerykanom wielkiego skoku gospodarczego, postanowiły usamodzielnić się i stworzyć własny układ polityczny.    

Wykazały przy tym znacznie lepszą skuteczność od Stanów Zjednoczonych bo potrafiły podporządkować sobie cały kontynent europejski w postaci Unii Europejskiej czyniąc z jej administracji posłuszne sobie narzędzie.

Głównym sukcesem Niemiec jest uzależnienie Rosji, to co nie udało się Hitlerowi za pomocą krwawego podboju współczesne Niemcy osiągnęły na drodze zwykłego przekupstwa.

Przez niemieckie sfery biznesowe dyktujące politykom linię postępowania ta konfiguracja traktowana jest jako najważniejsza i dlatego państwo niemieckie wbrew interesom europejskim udziela wsparcia wszystkim działaniom rosyjskim zgodnym z pojętymi wąsko interesami tej spółki, czy jak kto woli –spisku.


Ten układ jest wyraźnie antypolski, ale nawet gdyby takim literalnie nie był to i tak nic dobrego dla Polski nie może z niego wynikać.

Stąd pierwszym zadaniem polskiej dyplomacji jest żądanie ażeby układ niemiecko rosyjski został zastąpiony układem UE – Rosja i inne kraje dawnego Związku Sowieckiego.

W obecnym stanie rozproszenia i powszechnego strachu przed Niemcami taka zmiana jest mało prawdopodobna, ale przy osłabieniu wewnętrznej spoistości Niemiec stworzenie wspólnego frontu może zmusić je do ustępstw.

Jak na razie w rozgrywce o „rurę” prowadzą Niemcy, ale sam fakt powstania oporu w stosunku do ich dyktatu świadczy o możliwościach rozwojowych tego kierunku.


Rząd w Warszawie postawił na pomoc amerykańską, jak dotąd oprócz gładkich słówek i mglistych obietnic niczego konkretnego nie otrzymał, bowiem tych paru żołnierzy stacjonujących przejściowo w Polsce to w zestawieniu z tym co było w Niemczech wygląda raczej niezbyt poważnie.

Pisałem o tym już niejednokrotnie że nie można składać jednostronnych deklaracji, gdyż to tylko obniża cenę oferty. 

Jeżeli Amerykanom zależy rzeczywiście na ulokowaniu w Polsce swego przyczółka to zapłacą wysoką cenę, a jeżeli ma to być tylko gest markujący rzeczywistą pomoc to i tak nic nie pomoże.

Ryzyka zatem nie ma, a przy tym nie mają oni wielkiego wyboru po utracie Niemiec jako swojego najpoważniejszego sojusznika w Europie. 


Podstawową informacją jest rozeznanie czy Niemcy w dalszym ciągu stanowią pierwszą linię obrony, czy też pierwsza linia została przeniesiona na teren Polski, państw bałtyckich i bałkańskich.

Dla Amerykanów to niewielka różnica w przestrzeni obrony, natomiast dla Niemiec i całego zachodu Europy to różnica zasadnicza i to w ich interesie siły amerykańskie powinny być przeniesione na wschód.

Dla Polski jest to znakomita okazja do zajęcia stanowiska wyczekującego, albo traktujemy serio linię obrony na Bugu, a może i dalej na wschód? Albo mając świadomość opuszczenia i dysproporcji sił przepuszczamy Rosjan w zamian za nienaruszalność naszego stanu posiadania. 


Ze strony amerykańskiej biurokracji wojskowej piętrzone są zapewne trudności w zainstalowaniu baz odpowiadających istniejącym lub byłym bazom na terenie Niemiec.

Żołnierska odpowiedź może być tylko jedna: -według rozkazu udajemy się natychmiast tam gdzie nas dowódca posyła niezależnie od warunków na jakie napotkamy. 

Jeżeli jakiekolwiek wojsko tego nie potrafi to jest tylko „cywilbandą” a nie wojskiem, mówię to jako stary żołnierz i niech nikt nie zasłania się nowoczesną techniką, która jeżeli ma być przydatna to musi być tak samo mobilna.

Zresztą Amerykanie w żadnej z dotychczas prowadzonej większej wojnie począwszy od Korei, przez Wietnam, po Irak nie mieli luksusowych warunków, ani nawet takich na jakie mogą liczyć w Polsce i to we wszystkich elementach – portach, lotniskach, poligonach i warunkach zakwaterowania, nie mówiąc już o czasie przemieszczenia.

Jest jeszcze jedna koncepcja, jeśli Amerykanie są zbyt wygodni to niech przekażą Polsce sprzęt, a Polacy sami go obsłużą.

A w ogóle jeżeli Polska ma bronić NATO to niech NATO przyłoży się przynajmniej do kosztów tej obrony, a swoich papierowych żołnierzyków niech zostawi u siebie w domu.


To co napisałem jest tylko przykładem jakim językiem powinno się rozmawiać w sprawach wojskowych. Niestety współczesnym wojskiem rządzą cywile których starzy wyjadacze wojskowi wodzą za nos.


Tworzy się atmosferę szczególnego napięcia w stosunkach z Izraelem, tak jakby odgrywały one pierwszoplanową rolę. W swoim czasie zwracałem uwagę na sens roli Izraela w grze amerykańskiego wojowniczego lobby jako punktu zaczepnego.

Od Polski żąda się posłuszeństwa i pieniędzy. Co do pierwszego to jedyną odpowiedzią jest porada żeby sobie kupili młotek dla wybicia z głowy takich pomysłów, dla drugiego to propozycja nie do odrzucenia – załatwienia odszkodowania od Niemiec i Rosji za wspólną agresję i spowodowane straty.

Wtedy będzie można porozmawiać o ewentualnej prowizji -10 % od uzyskanej kwoty.

Z geszefciarzem należy rozmawiać językiem dla niego zrozumiałym.


W co naprawdę grają Amerykanie to nie tylko my nie wiemy, ale podejrzewam że i sami Amerykanie, bo w zależności od aktualnej władzy zmieniają się im priorytety.

Nie jest wykluczone że cała obecna amerykańska rozgrywka zmierza do włączenia Rosji do swojego rydwanu. Problem leży w cenie, jeżeli to ma być powrót na utracone pozycje to nie pozostaje nam nic innego jak dokonać mobilizacji europejskiej.

A w ogóle to najlepiej jak w wierszyku Tuwima „wypić wódki nie jest źle, czy żmija ugryzie czy nie”, co praktycznie znaczy że musimy być do wojny przygotowani niezależnie od stopnia i kierunku zagrożenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka