Soren Sulfur Soren Sulfur
2280
BLOG

Chcecie dalej rządzić? Obniżcie podatki.

Soren Sulfur Soren Sulfur Podatki Obserwuj temat Obserwuj notkę 83

Obecny rząd jest pierwszym od lat rządem, który ma konkretną wizję Polski. Poprzednie partie wizję taką deklarowały ale nigdy jej nie wdrażały. Nie jest celem tego tekstu roważanie która wizja jest słuszna i która praktyka rządzenia zasadna, to po prostu stwierdzenie faktu. Jakość zmian wprowadzanych przez PiS jest jednak niska. Każdy krok do przodu w jakiejś dziedzinie, który można uznać za krok w dobrą stronę jest natychmiast niwelowany przez dwa w innej które dają negatywne efekty. Z boku wygląda to tak, że każda zmiana in plus wymaga jakby wymachu gdzie indziej in minus. Państwo jest więc rozchuśtane, wychyla się coraz bardziej to w dobrą, to w złą stronę. Dużo z tego zawrotów głowy, niektórzy już się od tego pożygali. 

Oczywiście można by napisać znowu o sądach i innych tego typu rozdmuchanych do granic możliwości konfliktach - one jednak wbrew pozorom na realne życie obywateli wpływ mają żadny, bo w większości wypadków nikt do sądów nie idzie, a jak idzie - to wie, czego się spodziewać. Mimo więc, że reforma sądownictwa jest istotna tak wogóle to przeciętnego Polaka nie absorbuje ani ani. Jakiekolwiek zmiany in plus w tej dziedzinie zajmą grube lata zanim unaocznią się zwykłemu człowiekowi. 

Nie, jeśli PiS przegra to przegra drobnymi sprawami dnia codziennego. Które dopiero wtedy zostaną "doprawione" wszystkim innym. Praktycznie każda sfera życia potencjalnie może być zarzewiem porażki wyborczej; było to coś, czego nie rozumiało PO wpatrzone w durnowate sondaże. 

Nie da się uniknąć rozczarowania zmianami, błędów, wpadek, głupich "reform" czy korupcji. To nieuniknione im dłużej się rządzi. Reagowanie na kryzysy to za mało, PO reagowało i nic im to nie pomogło. Przyszła kryska na matyska, bo miarka nagromadzonych błędów się przebrała i ludzie mieli dość.  

Co jednak da się zrobić, to wprowadzić osłodę. Tak, może to i to jest do kitu a to schrzaniliśmy, ale zobaczcie jak tu wam się dobrze zrobiło... i to zrobiło nie odrobinkę, ale tak mocno, że nie tylko przeważa to wszystkie punkty złe ale też nie ma wątpliwości, że wyszliście na plus... 

Innymi słowy należy postawić na jedną sferę która zostanie poprawiona tak mocno, powszechnie i prosto – że da to kredyt zaufania obietnicom wyborczym. Wtedy wyborca będzie bardziej skłonny zapomnieć wszystkie wpadówy i klęski, każde utrudnienie dnia codziennego. 

Takim przykładem było wprowadzenie 500 plus, ale 500 plus się przeżyło. Jego efekty są już nieistotne, nikogo nie obchodzą. Nikt nie będzie się zastanawiał na serio w trakcie wyborów, czy 500 plus pomogło demografii czy nie. Takimi głupotami zajmują się publicyści, ekonomiści i inne mądre główki. To co w 500 plus obecnie najważniejsze to to, że zdążyła się rozejść wśród ludzi negatywna opinia o tym programie, jako coś co służy patologii i produkcji niechcianych dzieciaków skazanych na biedę. Żadna propaganda rządowa tego nie zmieni, należy sobie dać spokój. Wspominać o tym można jako o sukcesie, można bronić, ale musi to być na marginesie. 

Podobnie inne rzeczy, które PiS mogłoby dać jako swoje dokonania. Nie, potrzeba czegoś nowego.  

Zwróćmy uwagę na to, gdzie PiS również rozchuśtał państwo, ale gdzie to rozchuśtanie dotyka zwykłych ludzi en masse. To podatki. O tak, rząd lubi się chwalić walką z dziurą VATowską, problem w tym że nikogo to nie obchodzi bo nikt za to nie poszedł siedzieć. Skoro nikt nie poszedł siedzieć, należy przestać bić pianę. Statystyczny Polak nie zauważył żadnej różnicy, a jeśli już coś usłyszał o VAT i podatkach to to, jak jego znajomy prowadzący sklepik stęka, pluje i złorzeczy. Bo ilość papierkowej roboty zwiększyła się kilkukrotnie, sobiepaństwo urzędów skarbowych osiągnęło nowe wyżyny, a ministerstwo finansów swoim debilizmem i totalną bezczelnością przebiło już poprzednie rekordy. 

Jasne, podobnych aspektów można znaleźć więcej i na nich też wysunąć podobne wnioski, ale mniejsza o to. W czym problem i jak mu zaradzić? 

PiS z jednej strony wprowadził drobne, kosmetyczne obniżki podatków tu i tam, ale jednocześnie tak skomplikował rozliczenia i dowalił tyle nowych obowiązków administracyjno-prawno-biurowych, że wydatnie wkurzył mnóstwo ludzi.  

Remedium na to jest proste. Gorzko smakuje? Osłodzić. Głównym błędem PiS było nie wprowadzenie żadnej reformy podatkowej która skupiałaby się na szerokiej masie obywateli. Zamiast tego mieliśmy standardowe już gadanie głodnych kawałków o przedsiębiorcach i tym podobnych (teraz - o klasie średniej). Wszyscy zawsze gadają, a żaden przedsiębiorca jeszcze nigdy nie wyszedł na tym dobrze. Jeśli ktoś chce na podatkach zbić kapitał polityczny, musi tak coś zmienić, by dosięgło to jak największej rzeszy zwyczajnych ludzi w sposób jasny, zdecydowany i zauważalny. A nie jakieś tam pierdolety a'la pół procenta jednej tysięcznej z jednego miliona wytypowanych do reformy ludzi zarabiających pięć groszy na dwadzieścia lat. Dajcie spokój. Powagi trochę. Zwyczajny Polak nie będzie z linijką śledził każdego drgnięcia jakiegoś głupkowatego słupka w GUSie i na tej podstawie oceniał czy mu dobrze czy źle. 

Zmiany muszą być zasadnicze, powszechne i proste. Tak, by każdy mógł je zrozumieć od razu, przeliczyć na własną korzyść i ją poczuć i by dotknęły wielu ludzi na raz w taki sam sposób. Od strony administracyjnej zmiana też musi być prosta i wymagająca mniej wysiłku pokonywania oporu biurokracji i materii prawnej, musi być prosta w przełożeniu na działanie. Na przykład majdrowanie przy oskładkowaniu płacy jest zbyt skomplikowane bo dotyka kilku powiązanych sfer państwa takich jak emerytury. 

Należy wszystkim obniżyć, zasadniczo, od razu, od ręki, w prosty sposób. I tyle. Tak, jak dało się 500 plus, tak dałoby się i tutaj. Jeśli jest wizja, to plan uwzględni realia i tak wszystko sklei, że się nie rozleci. Powód dla którego nikt nie wprowadził czegoś a'la 500 plus był taki, że im się nie chciało. "Ni ma pinindzy, panie, co ja moge fokle". Możesz ruszyć głową. PiS tak zrobił, spojrzeli na dochody państwa i stwierdzili, że dociśnięcie VATu da kasę, a ominie beneficjentów. Kwestia tylko, czy się chce. Jak się chce, to głowa pracuje i znajdzie się rozwiązanie. Może nie idealne, może nie takie by wszystko udało się wspaniale, ale będzie działać i da efekty.  

PiS obiecywał podniesienie kwoty wolnej. Nie zrobił tego i już jest z tym musztarda po obiedzie. Nikogo to nie obchodzi, bo kwota wolna była głosem gniewu, nie zaś faktyczna bolączką. Dopóki nikt ludziom o niej nie powiedział - nie zauważali nawet jej istnienia. Nikt jej nie rozumie. Jest trudna do policzenia, nie od razu widać to na koncie. Nie przemawia do wyobraźni. Strata czasu. Podobnie różne rozliczenia, odliczenia i inne głupoty, o których trzeba wiedzieć, trzeba wypełniać jakieś rubryczki, zgłaszać się. To durnoctwa, tylko urzędas Ministerstwa Finansów może sądzić, że to wspaniały pomysł. Nie. 

Należy zlikwidować najniższą stawkę podatkową PIT. Całość. Won. 

Czy to realne? Nie od razu. Ale można odcinać po kawałku co roku, obniżając sytematycznie stawkę aż osiągnie ona zero. Rozłożona w czasie - powiedzmy ośmiu lat - likwidacja najniższej stawki PITu dotknie wszystkich pracujących o mniejszych i średnich zarobkach, od razu przełoży się na ich portfele i będzie natychmiastowo zauważona. Ponieważ PIT 18 płacą całe miliony obywateli, zasięg zmiany też będzie masowy i natychmiast wpływający na nastroje. Raz posmakowawszy obniżki, ludzie będą z radością czekać następnej. Ich dochody zwiększą się, gospodarka powinna też zaobserwować podobny impuls popytwowy jak przy 500 plus, nawet większy i mocniejszy bo pozbawiony efektów redystrybucyjnych i dezaktywizujących. Ponieważ ludzi płacących PIT 18 jest więcej niż przedsiębiorców, zasięg zmian w nastrojach będzie skuteczniejszy tym bardziej, że dotyczy ludzi o mniej zatwardziałym stosunku do PiS. Kogo łatwiej przekonać? Kogoś, kto z negatywnymi skutkami zmian stykał się incydentalnie lub tylko o nich słyszał, czy kogoś kto co miesiąc pluje na rząd za utrudnianie mu życia biurokracją? 

Problemem tutaj jest budżet. Dlatego spadek dochodów musi być rozłożony w czasie tak, by spokojnym zarządzaniem finansami państwa rozbić skutki, by nie wpłynęło to negatywnie na wydatki. Jak się dało z 500plus to również uda sie z PITem. Zwiększenie wydajności poboru nadal jest możliwe, wzrost gospodarczy trwa. Można obydwa te czynniki spożytkować na rzecz obniżki podatków. Jak z kalkulacji wyjdzie, że za ciężko będzie – to nie ma sprawy. VAT jest obecnie z swoimi stawkami i rozliczeniami kompletnymi szuwarami, należy je przyciąć, co byłoby kontynuacją procesu uszczelniania. Uproszczenie równa się uszczelnienie. PiS odziedziczył podwyższone stawki VAT i nie chce się z nich wycofać. To niech się nie wycofuje. Niech je po prostu zmieni. Od grubo ponad dekady wskazuje się, że ujednolicenie stawki VAT na wszystko do jednej pozwoli osiągnąć te same dochody opodatkowując towary i usługi na poziomie 16-18 %. Ułatwiłoby to kontrole, rozliczenia i zmniejszyło koszty poboru i sądowania się za błędne naliczenia. Wystarczy podnieść ujednoliconą stawkę odrobinę, by wycisnąć dodatkowy dochód i sprawa załatwiona. Tak, część produktów będzie kosztowała więcej. Ale inne będą kosztować mniej. A w portfelach i tak macie więcej, bo wam zrobiliśmy obniżkę PIT. 

Cały pakiet zmian VAT plus PIT18 jest popytowej natury: do kieszeni biedniejszej części społeczeństwa wlatuje więcej pieniędzy, które będą przeznaczone na bieżącą konsumpcję. To nakręci dochody z VAT, który teraz będąc ujednolicony i tak byłby wyższy. Skorelować to wszystko tak, by więcej do większości kieszeni wpłynęło niż wypłynęło - w końcu autyzm Ministerstwa Finansów się do czegoś przyda i lecimy.   

Kto przebije obniżkę PIT z 18 na 16% w tym roku, na 14 w następnym, 12 w kolejnym i tak dalej aż do likwidacji? Im dalej tym łatwiej to się będzie odbywało bo koszty dla budżetu będą niższe, można więc wyobrazić sobie progresywną obniżkę - zaczynającą się drobno a na koniec z roku na rok spadającą o 5%. Ale z punktu widzenia efektu wyborczego lepszy jest plan odwrotny - znacząca obniżka teraz, ale mała później by fiskalnie dało się to wykonać. A jednocześnie będzie to dla PiSu i jego socjalnej twarzy ładnie wyglądało: bogaci płacą PIT, biedni nie. Bogaci płacą 32%, biedni nic. Kogo tam obchodzi stawka 32%, płacą ją sami dyrektorzy banków, urzędnicy wysokiego szczebla i inne tego typu jegomoście, którzy i tak mają przeważnie klauzule w kontraktach że ich PIT nic nie obchodzi, umawiają się na pieniądze netto. 

Zalet jest znacznie więcej, na przykład finanse państwa przez najbliższą dekadę bedą musiały uwzględniać kurczące się dochody z PIT, wymuszając większą odpowiedzialność w wydatkach; gospodarka będzie stymulowana również w czasie spowolnienia, zmniejszy się obciążenie urzędów skarbowych, zwiększy dynamizm gospodarki, wzrosną dochody państwa w średnim terminie, kolejne reformy będą leciały podobnym torem - na eleminację obciążeń i przerzucanie dochodów na VAT itd. Ponieważ w ustawę obniżkowa wpisany zostanie obowiązek dalszych obniżek, politycznie żadnej ekipie nie będzie się opłacało z tego wycofywać. W razie utraty władzy będzie to pułapka zastawiona na nowy rząd: jak skasują, to sami pakują się pod ostrzał, jak nie skasują to każdy sukces gospodarczy stąd do wieczności jest zasługą PiS. 

Jak chuśtać, to porządnie in plus.  

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka