Napisała na wstępie: „Córeczko, ja nie byłam bohaterką, barykady pod ostrzałem budowali wszyscy. Ale ja widziałam bohaterów i o tym muszę opowiedzieć".
Z poezją powstańczą kojarzą się wiersze „Czerwona zaraza” Józefa Szczepańskiego „Ziutka” (zmarł od ran 10 września 1944 roku) czy „Żądamy amunicji” Zbigniewa Jasińskiego „Rudego. Tymczasem w roku 1974 Anna Świrszczyńska wydała jeden ze swoich najważniejszych tomików – „Budowałam barykadę”. 30 lat po Powstaniu Warszawskim. Tyle lat zajęło poetce, warszawiance i sanitariuszce w owym trudnym czasie, znalezienie języka, którym mogła opisać swe tragiczne przeżycia.
„Ostatnie polskie powstanie”
Opłakujemy godzinę
kiedy się wszystko zaczęło,
kiedy padł pierwszy strzał.
Opłakujemy sześćdziesiąt trzy dni
i sześćdziesiąt trzy noce
walki. I godzinę,
kiedy się wszystko skończyło.
Kiedy na miejsce, gdzie było milion ludzi,
przyszła pustka po milionie ludzi.
– Co śpiewałam, to ryczałam. To jest materiał, który omija głowę i trafia prosto do serca. Czasami nie da się tych emocji kontrolować – przyznawała młoda wokalistka jazzowa Monika Borzym, która po kolejnych 43 latach płytą „Jestem przestrzeń”, wydaną wraz z Muzeum Powstania Warszawskiego, przypomniała tę poezję. – Bywały momenty, że całe moje ciało pokrywały ciarki i musiałam robić przerwę, bo nie byłam w stanie tego opanować. Zdarzało mi się popłakać, nawet wyjść ze studia – mówiła.
A i tak czuła, że po tych trzech dekadach poetka „mówi o swoich doświadczeniach z dużym spokojem i pewnością samostanowienia i cierpienie, które ją dotknęło, miała już poważnie przetrawione”. – Te wiersze są mocne, choć przecież pisała kiedyś książki dla dzieci – dodała.
Ja przeżyję
Kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie, Świrszczyńska nie była już ani młódką, ani początkującą poetką. Była córką malarza i rzeźbiarza, obeznaną ze sztuką, studiowała polonistykę. W 1944 roku miała już 35 lat, a pierwszy wiersz „Śnieg” opublikowała 14 lat wcześniej, w tygodniku „Płomyk”. Za swój debiut uważała jednak wiersz „Południe”, który został wydrukowany w 1934 r. w „Wiadomościach Literackich”. Otrzymała za niego I nagrodę w Turnieju Młodych Poetów, została członkiem Związku Literatów Polskich, sama sobie wydała pierwszą książkę „Wiersze i proza”. Pisała jednak głównie dla dzieci.
Podczas okupacji imała się wszelkich możliwych zajęć: była sprzedawczynią, salową w szpitalu, kelnerką. Ale nadal pisała: w 1942 roku nagrodzono ją za wiersz „Rok 1941”, a rok później jej dramat „Orfeusz” zdobył II nagrodę w konkursie literackim, zorganizowanym przez warszawskie podziemie kulturalne.
1 sierpnia 1944 r. warszawianka włączyła się w powstanie. Została sanitariuszką. Do historii nie przeszły jej bohaterskie czyny i nie opowiadała przez lata, co się z nią wtedy działo. Wiadomo, że przeżyła.

„Człowiek i stonoga”
Ja przeżyję.
Znajdę taką najgłębszą piwnicę,
zamknę się, nie wpuszczę nikogo,
wygrzebię w ziemi jamę,
zębami wygryzę cegły,
schowam się w murze, wejdę w mur
jak stonoga.
Wszyscy umrą, a ja
przeżyję.
Po upadku powstania przedostała się do Sochaczewa, skąd w 1945 wyjechała do Krakowa. To odległe od stolicy miasto wybrała na swoje, już do końca życia. Zmarła 30 września 1984 roku.
„»Jestem wciąż frywolnie wesoła« – pisała tuż po Powstaniu Warszawskim do Romana Kołonieckiego, a Jarosława Iwaszkiewicza przekonywała, że »pięknie jest żyć«. Znajoma Czesława Miłosza, wielbicielka Juliana Tuwima, która pieczołowicie przechowywała podarowaną przez niego stronę dawnej Biblii, koleżanka z pracy Janiny Broniewskiej... Dwudziestolecie, wojna, współczesność, doznania różnych wymiarów życia” – napisano we wstępie do książki Wioletty Bojdy „Anny Świrszczyńskiej odkrywanie rzeczywistości”.
Córeczko, ja nie byłam bohaterką
Skupiła się na poezji, którą można nazwać kobiecą i wyzwoleńczą, a jej symbolem był tomik „Jestem baba”. – Dokonała jakiegoś przełomu: kobieta, nie najmłodsza, pisze o sobie, o miłości, w sposób fizjologiczny, o ciele, o radości bycia sobą – tłumaczyła Anna Nasiłowska, badaczka twórczości poetki. Na język angielski jej wiersze przetłumaczył Miłosz.
Nie zapowiadało się, że po trzech dekadach Anna Świrszczyńska zechce opisać to, co się z nią, jej emocjami i ciałem, z przyjaciółmi i obcymi, działo przez 63 dni 1944 roku. W swoich wierszach zawarła całą prawdę tych dni: podniosłość, paradoks, rozpaczliwość i brud.
„Żyje godzinę dłużej”
(pamięci Stanisławy Świerczyńskiej)
Dziecko ma dwa miesiące.
Doktor mówi:
umrze bez mleka.
Matka idzie cały dzień piwnicami
na drugi koniec miasta.
Na Czerniakowie
piekarz ma krowę.
Czołga się na brzuchu
wśród gruzów, błota, trupów.
Przynosi trzy łyżki mleka.
Komentarze