6 obserwujących
10 notek
30k odsłon
  2991   0

Wojenni Starsi Panowie Dwaj

Pomnik Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory w Opolu, 2010. Na ławeczce siedzi wnuk, Jan Jeremi Przybora. Fot.  PAP/ Krzysztof Świderski
Pomnik Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory w Opolu, 2010. Na ławeczce siedzi wnuk, Jan Jeremi Przybora. Fot. PAP/ Krzysztof Świderski

Ten, kto odbierał sygnał powstańczej radiostacji Błyskawica, 24 sierpnia 1944 roku usłyszał mniej więcej to: „Zaliczyliśmy trzeci tydzień naszej walki powstańczej. Jak to się stało, że mogliśmy wytrzymać napór silnie uzbrojonej armii niemieckiej, mając do dyspozycji tylko skromne ilości broni ręcznej, zgromadzonej w warunkach konspiracji?...” Głos należał do Jeremiego Przybory. Czytał fragmenty listu Zygmunta Zaremby ps. Marcin, PPS-owca, który apelował do działaczy lewicy w Wielkiej Brytanii i USA o wsparcie powstańców. W archiwum Polskiego Radia zachował się fragment tej audycji, dziś pełen szumów i trzasków, a wtedy zarejestrowany przez Polski Ośrodek Nasłuchowy Wawer pod Londynem. 

Jeremi Przybora związał się z Polskim Radiem tuż przed wojną – w 1937 r. wziął udział w konkursie na spikera rozgłośni warszawskiej. Wymagania wobec radiowców były wysokie, m.in. musieli umieć zapowiadać koncerty i ważniejsze wydarzenia w języku francuskim, bo taki był zwyczaj. Znać jeszcze jakiś język obcy. I rzecz jasna mówić piękną polszczyzną. Przybora nie miał z tym problemów: urodzony w rodzinie szlacheckiej jako jedno z trojga dzieci inżyniera i właściciela fabryki słodyczy w Warszawie, otrzymał dobre wykształcenie. Po francusku mówił z dobrym akcentem. Podczas długiej, wieloetapowej selekcji na spikera musiał zostać zapamiętany i znaleźć się w czołówce kandydatów – po pewnym czasie zaoferowano mu wymarzoną pracę w studiu na ul. Zielnej. – To była dobra praca i zarobki, prawie 500 złotych – relacjonował.

Tu poznał radiowca, poetę i żołnierza Juliusza Krzyżewskiego, który w dniu wybuchu II wojny światowej odczytał na antenie Polskiego Radia orędzie prezydenta Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego do narodu.

– To od niego dowiedziałem się, że wojna wybuchła. Kończyłem dyżur spikerski w nocy z 31 sierpnia na 1 września i pamiętam tę radość, że nie dochodziły jeszcze żadne informacje, żeby coś się działo na naszych granicach. Opuszczałem radio w przeświadczeniu, że znów nam się jakoś udało. Ale kiedy byłem już na ulicy, Julek wychylił się z balkonu, gdzie znajdowało się studio spikerskie i zawołał: „Jeremi, zaczęło się!”. Od tego zaczęła się dla mnie II wojna światowa – mówił wiele lat później na antenie Polskiego Radia.

Wasowski przywołał go do Warszawy 

We wrześniu 1939 roku, podczas oblężenia stolicy, poznał w radiu inżyniera dźwięku Jerzego Wasowskiego.

– On był świeżo po politechnice, jako inżynier pracował w wydziale technicznym, tzw. amplifikatorni. Ja byłem spikerem. Właściwie to on sprawił, zupełnie tego nieświadom, żeśmy się spotkali – wspominał.

Na słynny apel pułkownika Romana Umiastowskiego, szefa propagandy w Sztabie Naczelnego Wodza, Przybora opuścił Warszawę nocą, z 6 na 7 września, wędrując wraz z tłumami młodych mężczyzn na wschód, gdzie mieli zostać zmobilizowani. – Czyniłem to w przekonaniu, że oba nadajniki – Warszawa I i II – zostały zniszczone na rozkaz uciekającej dyrekcji. Tak mi bowiem zakomunikowano na Zielnej, kiedy zgłosiłem się na kolejny, ale już nieodbyty dyżur spikerski. I oto w Celestynowie, do którego dotarłem po całonocnej, 40-kilometrowej promenadzie, usłyszałem z odbiornika gospodarzy, u których nocowałem, sygnał Warszawy II. A potem głos zapowiadający audycję. A więc warszawskie radio działało! Uradowany odzyskaniem utraconej posady, ruszyłem w drogę powrotną – opowiadał.

Jak się później dowiedział, zniszczony został doszczętnie tylko nadajnik raszyński, natomiast uszkodzony nadajnik na Mokotowie był do uratowania. – Ratunkiem zajął się jedyny, nieugięty dyrektor radiowy, wspaniały Edmund Rudnicki, który nie uległ ewakuacyjnej panice i wraz z grupą inżynierów i techników, którzy też nie mieli zamiaru uciekać, przystąpił do dzieła uwieńczonego sukcesem. Warszawa II przemówiła. Otóż jednym z tych inżynierów był Jerzy Wasowski. Jego zadaniem było naprawienie uszkodzonego sygnału rozgłośni. Tym naprawionym sygnałem zawrócił mnie z Celestynowa, nie zdając sobie oczywiście z tego sprawy. Pierwsze takty „Warszawianki” wołały mnie tak, jakby to on mnie wołał: „Wracaj pan, Jeremi, wracaj pan!” – mówił Przybora, z humorem dodając, że na „ty” przeszli dopiero 10 lat później.

Przybora podjął więc znów obowiązki spikera i spotykali się z Wasowskim podczas pełnionych na Zielnej dyżurów: – A że czas był przykry i sytuacja oblężonej Warszawy, zwłaszcza w drugiej połowie września, mało komu już zostawiała odrobinę choć nadziei, odwiedzałem pana Jerzego w amplifikatorni. I tam, ku pokrzepieniu serc, słuchaliśmy sobie ulubionego przez nas obu swinga, łapanego z zachodnich stacji radiowych, niby odgłosów dalekiego, beztroskiego, a dla nas już utraconego, nie wiadomo na jak długo, życia.

Lubię to! Skomentuj16 Napisz notkę Zgłoś nadużycie

Więcej na ten temat

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura