Wraca chyba ze zdwojoną siłą. Oto dostaliśmy swoisty policzek dyplomatyczny, gdyż delegacja USA na obchody 70 rocznicy wybuchu II wojny, to nie będzie nawet drugi garnitur lecz co najwyżej sprane kalesony.
Jak na moje, to administracja Baracka Obamy, ma 3 powody, dla których lepiej Polskę ominąć teraz właśnie szerokim łukiem.
1. Skoro elementów tarczy antyrakietowej jednak nie będzie, to po co przy takiej okazji, (wizyta zbiorowa kilkudziesięciu delegacji zagranicznych) informować o tym polskie władze, skoro i tak nie będzie się miało nic ciekawego i przekonującego na swoje usprawiedliwienie. W dodatku, gdy się obserwuje z zewnątrz, że na użytek wewnętrznej kampanii, dwie kancelarie w Polsce zaczną sie teraz znów prześcigać w oskarżeniach o winę za ten stan rzeczy, to można tylko po cichu podśmiać się ze swarliwych Polaczków i dalej robić swoje. A w Polsce mało kto zauważył, że dla Obamy mimo wszystko ważniejsze są poprawne stosunki z Rosją, niż nawet strategiczny sojusz z Polską
2. Drugi powód bierze się pośrednio z pierwszego. Oto prezydent USA przyjął na audiencji (trudno to inaczej nazwać, zawsze wobec spotkania instytucji świeckiego papieża wśród prezydentów, przystępowaliśmy z pozycji klęcznej) w czasie prezydencji czeskiej zarówno Lecha Kaczyńskiego, jak i Donalda Tuska. Nie wiem, gdzie w mającej jakiekolwiek aspiracje dyplomacji, utarła się praktyka, by rozmawiać z kimś dwójkami. Jeśli nawet USA miały przeświadczenie, że nisko się sami cenimy, to po takich cyrkach (przypominam autentyczne przepychanki o to, kto ile z Obamą ma rozmawiać) Tuska i Kaczyńskiego, nabrały pewności, że tak właśnie jest. Aspirując do roli poważnego partnera, ocieramy sie o dyplomatyczną piaskownicę. A historia tych wygłupów, sięga nawet pierwszego telefonu ze zwyczajowymi gratulacjami do nowego prezydenta. Po prostu niepoważnych łatwiej zbyć, a potem niech sobie sami dorabiają do tego ideologię.
3. Trzeci powód, jest jak najbardziej banalny i paradoksalnie, również wynika z dwóch pozostałych. Skoro ustaliliśmy już, iż dla USA nie stanowimy pępka świata, a problemy tego regionu zeszły w obliczu innych na plan dalszy (ech gdzie te romantyczne czasy Reagana i Busha seniora?), to dlaczego tamtejszy prezydent miałby myśleć o naszym kraju w kontekście jakiejś priorytetowej wizyty? Coś mi się wydaje, że każda taka wizyta prezydenta USA, to była czysta kurtuazja, połączona z symboliką (Wałęsa, Solidarność). Nawet ostatnio, gdy wydawało się, że poruszane tematy, (tarcza, walka z terroryzmem) jakoś podnoszą rangę wizyty Busha juniora, to przecież bardziej przez media dała się ona zapamiętać, przez wzajemne mizianie piesków par prezydenckich. Zastanawiać może, że teraz nawet Obama nie ma powodów symbolicznych, by odwiedzić Polskę. Proponuję zacząc już dziś usilnie zabiegać, by zechciał jednak to zrobić na 30-lecie "Solidarności".
No i niech mnie ktoś poprawi, jeśli skłamię pisząc, że oprócz Busha seniora, żaden do tej pory prezydent USA, nie wizytował Polski w pierwszym roku swojej prezydentury.
Inne tematy w dziale Polityka