W Polsce dominujące jest przekonanie, iż polityka relatywizmu cywilizacyjnego - w której dzikusa zrównuje się z wysublimowanym intelektualistą, a cywilizację euroatlantycką z plemiennymi bajaniami dzikusa - powstała z jakiegoś bliżej nieumiejscowionego w przestrzeni czasowej spisku lewicy. Ideologię tę i praktykę nazywa się popularnie multi-kulti i twierdzi się, że stosuje ją lewica lub lewactwo (owe określenia są stopniowaniem lewicowości). Otóż jest to rozumowanie całkowicie błędne.
W Polsce, po odzyskaniu niepodległości, poziom wiedzy i nauki - choć wydawało się to niemożliwe, biorąc pod uwagę sytuację intelektualną w PRL - gwałtownie się obniżył. Celem wypowiedzi nie jest jednak dywagowanie o przyczynach owego zjawiska, bo są one zdiagnozowane i dość oczywiste. Tu pragniemy zająć się prawdziwą historią owego samobójstwa racjonalnej cywilizacji, które zwie się multi-kulti.
Większość bezrefleksyjnie uważa, że początki multi-kulti należy datować na czas prądu intelektualnego, który znany jest w Europie, jako Oświecenie. W tym okresie, szczególnie u francuskich „filozofujących” drobnomieszczan, żeby nie nazwać ich dosadniej, powstała moda na „prawego dzikusa”, który w swej wyższości moralnej miał stać ponad ówczesnym Europejczykiem. Historia zakpiła sobie z owych francuskich mądralińskich gdyż, jak dowodzą dzisiejsze badania, obiektem ich adoracji byli najbardziej dzicy i krwiożerczy Indianie specjalizujący się w zjadaniu własnych żon i dzieci, przywiezieni do Paryża, jako apostołowie wyższej moralności. Pogląd, że „zło” wywodzi się z Oświecenia jest również skrzętnie podtrzymywany przez lewicę, która oczywiście nazywa to „dobrem” i chętnie identyfikuje się z owymi francuskimi ćwierćinteligentami, a to za sprawą sekretnego współpracownika MSW Prus, czyli K. Marksa. Osobnik ów uwielbiał ten okres w historii Europy, bo prowadził on bezpośrednio do ludobójstwa francuskiego pod koniec XVIII wieku, zwanego Rewolucją Francuską. Szwagra pruskiego ministra spraw wewnętrznych nic tak nie podniecało, jak odór przemocy, ludzkiej krwi i trupów!
Oczywiście lewica jest tu w ogromnym błędzie. Zresztą lewica zawsze jest o dwa kroki za judeochrześcijaństwem i dlatego tak zażarcie atakuje tego w rzeczywistości naturalnego sojusznika. Otóż, jeżeli spojrzymy na świat antyczny, to Grecja i Rzym urzeczywistniały ideę racjonalności, demokracji i w swoisty sposób rozwijającej się idei wolności jednostki, od zarania swoich dziejów. Greckorzymska cywilizacja podnosiła człowieka coraz wyżej i wyżej w jego drodze do uczynienia z naszej planety miejsca wolności i demokracji, czyli supremacji jednostki. Fakt indyferentyzmu religijnego Greków i Rzymian powodował, że obiektem zainteresowania i afirmacji stawała się jednostka sama w sobie, a nie jako element ważniejszego zbioru, typu „naród wybrany” lub tym podobne. Natłok bogów powodował ich trywializację. Judaizm, jak każda religia monoteistyczna, redukował jednostkę do roli elementu w zbiorowości, niewolniczo podległą Bogu, dlatego był religią etniczną, niszową, jedną z wielu w owym czasie.
Niezwykłość przesłania Mesjasza polegała na tym, iż w centrum postawił jednostkę a nie zbiorowość. W sposób mistyczny łączył jednostkę z Bogiem ignorując jakąkolwiek zbiorowość. Na tym polega wielkość i niezwykłość dobrej nowiny Jezusa. W rzeczywistości mamy tu do czynienia z odrzuceniem altruizmu, który tak naprawdę domaga się i stanowi alibi zbiorowego sadyzmu, którego efektem zawsze jest ofiara z jednostki zabijanej bezpośrednio lub pośrednio. Jednak szybko i sprawnie wyrzucono na margines istotę przesłania Jezusa i zwulgaryzowano chrześcijaństwo czyniąc z niego religię jedną z wielu. Za sprawą św. Augustyna, który najbardziej wykoślawił naukę Mesjasza, dokonała się ta przemiana. Św. Augustyn nienawidził jednostki, a przede wszystkim tego, co wynosi nas na szczyt stworzenia – rozumu. Okazało się, że genialny św. Tomasz z Akwinu właściwie odczytujący niezwykłość nauk Jezusa, został zepchnięty do lochu zapomnienia. Powrócił trupi pochód altruizmu, tego najbardziej wstrętnego i poniżającego człowieka zwierzęcego instynktu, narzuconego nam przez przyrodę. W XIX wieku ów rak ludzkości – altruizm, zaatakował ze zdwojoną siłą i uderzył w szczytowe osiągnięcie ludzkości wynikające z naszej racjonalności i umiłowania wolności jednostki – w kapitalizm.
Kapitalizm jest szczytowym osiągnięciem człowieka w jego trudzie uczynienia naszej egzystencji racjonalną i twórczą. Dzięki kapitalizmowi jednostka jest w stanie pokonywać ograniczenia, jakie narzuca nam uniwersum. Kapitalizmowi zawdzięczamy też najcudowniejszy wynalazek człowieka – pieniądz. Pieniądz jest tryumfem ludzkiego intelektu. Jest mistyczną duszą człowieka, której zawdzięczamy fakt, iż wyrwaliśmy się z naszej planety i penetrujemy przestrzeń kosmiczną, z drugiej strony za sprawą pieniądza nadchodzi milowymi krokami moment ograniczenia mocy śmierci, a może jej likwidacji. Właśnie za sprawą pieniądza, który jest rdzeniem wolności jednostki, świat staje się racjonalnym rajem.
Oczywiście sytuacja ta jest nie do zaakceptowania przez wrogów jednostki i rozumu. Dwie tożsame siły - komunizm i Kościół - odrzucają kapitalizm i wolność człowieka, w imię syfilisu altruizmu.
Polakom trudno (a może przez dłuższy okres czasu będzie to wręcz niemożliwe) zaakceptować fakt, iż są w świecie dwie siły, które tak samo mocno nienawidzą jednostki, rozumu, wolności i fundamentów, które tę trójcę utrzymują - kapitalizmu. Ze względu na naszą historię i św. Jana Pawła II wydaje nam się, iż łączenie komunizmu i Kościoła jest aberracją.
W rzeczywistości św. Jan Paweł II jest wypadkiem przy pracy, ewenementem a nie drogowskazem dla wiernych. Istotą i prawdziwą duszą Kościoła jest obecny rezydent w Watykanie, pochodzący z prowincjonalnych głuszy Ameryki Południowej. Zagorzały marksista, który wygłasza na tematy społeczne opinie na poziomie lektora Wieczorowego Uniwersytetu Marksizmu-Leninizmu z czasów wczesnych lat pięćdziesiątych, gdy jeszcze zatruwał powietrze w Moskwie J. Stalin. Polacy patrzą i słuchają, i nie wierzą własnym zmysłom. Jednak już od II Soboru Watykańskiego Kościół kroczy drogą walki z kapitalizmem. Kwintesencją tej postawy jest encyklika Pawła VI „Populorum progressio”. W sposób bardzo przystępny - od zarania aż do zgonu przyjaciel genseka Komunistycznej Partii Włoch Enrico Berlinguera – papież Paweł VI wyjaśnia w tejże encyklice z 1967 roku sens egzystencji człowieka. Encyklika ta wywołała wręcz ekstazę ejakulacji u komunistów europejskich. Organ Komunistycznej Partii Francji „L`Humanite” pisał w roku 1967: „encyklika jest w wielu miejscach poruszająca i bardzo konstruktywna, gdyż naświetla zło kapitalizmu, od dawna już głoszone przez marksistów.” Cóż takiego napisał Paweł VI w owej encyklice, która powstawała, gdy komunizm mordował milionami ludzi od 40 lat w Europie, Azji, Afryce, Ameryce Środkowej, Ameryce Południowej - ale te fakty nie znajdowały zainteresowania u papieża, przyjaciela komunistów. Następca św. Piotra pisał: „(…) głównym bodźcem postępu ekonomicznego jest zysk, naczelną normą działalności gospodarczej – wolna konkurencja, prywatna zaś własność środków produkcji to prawo absolutne, nieznające ograniczeń i niewiążące się z żadnymi zobowiązaniami społecznymi.” Papież w tym punkcie podaje powyższe fakty, będące w rzeczywistości podstawą suwerenności i wolności jednostki, jako prymarną, odrażającą wadę kapitalizmu! Dalej jest jeszcze gorzej i kompromitująco. Należy pamiętać, że w tym czasie (1966/67) toczyła się śmiertelna walka z ludobójczym komunizmem w Azji (Wietnam, Kambodża, Laos, Chiny) nie wolne od tych zmagań były też Afryka i Ameryka Południowa, oto papież spostrzegł, że „(…) z pewnej formy kapitalizmu zrodziło się tak wiele cierpień, tyle niegodziwości i walk bratobójczych, których skutki jeszcze teraz odczuwamy(…)”. Ciekawe, prawda? Miał na myśli głód na Ukrainie, ludobójstwo wobec Polaków, czy ludobójstwo w 1956 wobec Węgrów? Dalej już dochodzimy do istoty multi-kulti wynikającej z tego barbarzyńskiego kultu altruizmu. Oto, co nakazuje encyklika: „Sobór Powszechny Watykański II przypomniał (…) Bóg przeznaczył ziemię ze wszystkim, co ona zawiera, na użytek wszystkich ludzi i narodów tak, by dobra stworzone dochodziły do wszystkich w słusznej mierze, w duchu sprawiedliwości (…) Normie tej trzeba podporządkować wszystkie inne prawa, jakiekolwiek by one były, łącznie z prawem własności i wolnego handlu.” Tylko głupocie i zacietrzewieniu komunizmu zawdzięcza Kościół, że encyklika nie została upowszechniona w krajach, które zaznawały „dobrodziejstwa” komunitaryzmu i etatyzmu pod butem Moskwy, bo upowszechnienie omawianej „Populorum progressio” spowodowałoby szeroką laicyzację społeczeństw poddanych opresji zachwalanej przez papieża. Paweł VI w encyklice nie tylko nadaje specjalne prawa dzikusom, bo cóż z tego, że dziki pod ziemią ma określone bogactwa, gdy nie jest w stanie ich przetworzyć, wytworzyć z nich jakiekolwiek dobra, ale encyklika to ignoruje i idzie dalej: „ Wiadomo wszystkim, jak dobitnie przedstawili Ojcowie Kościoła obowiązki ludzi bogatych względem będących w potrzebie. Nie z twojego dajesz ubogim – mówi św. Ambroży – ale dajesz mu to, co jest jego. (…) własność prywatna nie daje nikomu takiego prawa, które byłoby najważniejsze i nie podlegałoby żadnym ograniczeniom. Nikomu nie wolno dóbr zbywających zatrzymywać jedynie dla prywatnej korzyści (…)”. Lenin, Stalin i Beria tylko by przyklasnęli tym kłamstwom. Dalej już mamy wręcz krystaliczny komunizm, gdzie propaguje się całkowitą kolektywizację, planizację i ubezwłasnowolnienie jednostki. Następnie papież otwiera nową beczkę Pandory, czyli przechodzi do konsekwencji wyznawanej filozofii, czyli multi-kulti. Jeden tylko cytat obrazujący, jak narodziło się multi-kulti i jak zostało zaszczepione społeczeństwu naszej planety -”Należy jeszcze raz powtórzyć: wszelki nadmiar w krajach bogatszych powinien służyć krajom biednym. Zasada, która niegdyś nakazywała pomagać najbliższym odnosi się teraz do ogółu potrzebujących na całej ziemi.” Dalej jest rozwinięcie tych pomysłów w znanym już kierunku. Kłaniania się dzikusowi, schlebiania mu, nie pouczania go i obdarowywania nawet własnym kosztem. Papież zaleca, by młodzież była przyuczana do dzielenia się wszystkim z dzikusem i do nadskakiwania mu, a nawet służenia, i to uniżonego. W konsekwencji ma powstać ogólnoświatowy rząd, który już się zatroszczy o wszystko i wszystkich, oczywiście na jak najniższym poziomie egzystencji, a w efekcie nastąpi zniszczenie kapitalizmu i wolności jednostki.
Nikogo więc nie ma prawa dziwić postawa Watykanu - zachęty i oddawania Europy dzikusom. Całkowita ambiwalencja i obojętność Watykanu na barbaryzację Europy. Jeżeli przesłanie Mesjasza nie różni się od haseł głoszonych przez jakichś dzikusów to, jakie ma znaczenie, czy w Bazylice św. Piotra będziemy wykonywali znak krzyża, czy wypinali zady i walili łbem o posadzkę. Poza tym zawsze można zrobić tam harem, bo jak poucza omawiana encyklika: „Ci zaś, którzy z pomocy korzystają, mogą słusznie domagać się, żeby nikt nie mieszał się do rządu ich kraju i żeby nie zakłócał ich porządku społecznego.”
Dlatego warto wiele spraw powtórnie przemyśleć - nim się będziemy z czymś identyfikować, zastanówmy się, z czym i kim tak naprawdę się identyfikujemy i na kogo się powołujemy.
Inne tematy w dziale Polityka