paweł solski paweł solski
567
BLOG

Szajba, czyli mały osiedlowy sklepik

paweł solski paweł solski Polityka Obserwuj notkę 10

                                        

Ostatnio w Polsce przeżywamy renesans najbardziej ludobójczej ideologii w dziejach ludzkości – socjalizmu. Od likwidacji tej dewiacji społecznej w naszym kraju minęło już ponad 20 lat.

Zniknęły kartki na buty, mięso, masło, czekoladę, papierosy, alkohol. Samochód, telewizor, sprzęt audio, komputer, lodówka, zmywarka do naczyń i kolorowa wanna przestały być dostępne dla nielicznych i wybranych. Podróż do ciepłych krajów na urlop przestała być dobrem dla bardzo ważnych pachołków okupanta. Mieszkania, domy, rezydencje stały się dobrem ogólnodostępnym. Polacy stali się klientami agencji deweloperskich na całym świecie. Nikt też nie buduje mieszkań z ciemnymi kuchniami. Sznurek do snopowiązałek o dziwo, nie jest już rarytasem. Nawet papier toaletowy, rzecz nie do pomyślenia w socjalizmie zalega, we wszelkich gatunkach, półki sklepowe. Bielizna wszelkich marek i producentów jest dostępna dla pań i panów i to nie na kartki lub talony. To samo z odzieżą. Swobodnie można obracać walutą, metalami szlachetnymi, czy kamieniami. Minister Wieczorek już sekretnie nie dzieli dobrami w przepastnych podziemiach domu towarowego „Sezam”, czy w magazynach na Okęciu.

Różni tacy bezczelnie i arogancko wypowiadają się na każdy temat i jeszcze za pomocą elektronicznych nośników te swoje impertynenckie, i często krzywdzące dla rządzących brednie, ku zgorszeniu ogółu upowszechniają.

Powstaje pytanie: czy to tak ma zawsze trwać?!

 Dochodzi do takiego rozwydrzenia, że każdy dla siebie samego jest alfą i omegą miast czekać na decyzję, zarządzenie, rozporządzenie mądrzejszych od siebie. Każdy sam troszczy się o siebie zamiast pochylać się z troską nad losem ciężarnych żon alkoholików, narkomanów czy leniuchów wszelkiej maści lub innych, których wskażą mądrzejsi towarzysze. Po prostu szerzy się powszechna anarchia. Oto towarzysz, który był premierem, jeżeli nie ma samochodu, dziś musi przemieszczać się masowym środkiem komunikacji, jak byle obywatel. Ludzie po prostu się marnują.

Tymczasem w socjalizmie na takie rozpasanie nie ma miejsca. Wszystko jest zaplanowane, czyli reglamentowane i rozdzielane według osądu lepszych, i mądrzejszych. Jest troska o człowieka. Jesteś głupi, leniwy, zły – towarzysze zatroszczą się o ciebie i twą rodzinę, ponieważ gołym okiem widać, że los cię skrzywdził, a przecież jesteśmy ludźmi, więc musimy jeden o drugiego się troszczyć. Dobry towarzysz, nawet jeśli już nie trzyma moczu, zawsze się przyda ze swym alzheimerem i młodzi niech się nie pchają, ich czas w odpowiednim czasie nadejdzie, albo trochę później.

Pamiętajmy, co powiedziane jest w piśmie – błogosławione są przygłupy.

Jesteś mądrzejszy od innych. Jesteś ładniejszy od innych. Jesteś pracowitszy od innych, to się ciesz i nie pchaj się, gnido jedna. Gdybyś był szlachetnym człowiekiem, to płaciłbyś nie 75% podatku, ale wszystko byś oddawał tym, którzy nic nie mają, a nie bredził, że oni też mogliby popracować, czy coś. Jakby mogliby, to by pracowali. Skoro nie pracują, to widocznie mają powód, barani łbie. W socjalizmie to nie pieniądz jest najważniejszy tylko człowiek, oczywiście ten, którego wskażą lepsi i mądrzejsi.

Pierwszym  więc krokiem do tego, by socjalizm jako ustrój w którym nie liczy się pieniądz a tylko widzimisię lepszych i mądrzejszych znów powrócił do Polski, jest likwidacja centrów handlowych, czyli sklepów wielkopowierzchniowych! Wiedział już o tym rabin, czy cadyk jak kto woli, Hilary Minc, gdy podjął śmiało walkę o handel. Ten lepszy i mądrzejszy wiedział, że słodycz socjalizmu wówczas wszystkim się objawi, gdy przestaną patrzeć na życie przez pryzmat „mieć”, a przerzucą się na „być” –  na dobrej pozycji w kolejce po gacie - pierwszym z donosem, pierwszym w partii i pracy!

Dlatego dziś walcząc o socjalizm musimy dowalić tym wszystkim bydlakom, co to przyjechali do Polski i zaangażowali miliardy w ziemię, budynki, urządzenia, wystrój i w ogóle kulturę handlu, by później z pełnym wyuzdaniem oczekiwać z tego błahego powodu, że wydali te miliardy – zysku. Cóż za troglodyci. Można powiedzieć więcej, zwierzęta!

 Śpieszę z przykładem. Oto obok mnie jest wyuzdana żądzą zysku sieć wielkopowierzchniowych sklepów firmy …, która z żądzy zysku przybyła z pewnego miasta w Polsce do Warszawy. Co, już wam mało miejsca nad …?! Ja was obserwuję. Najpierw było „Blue City” i później ekspansja. Chyba wreszcie znajdzie się na was pała. Przebiegłe i chytre kupczyki zacierając swoje spulchnione nędzą Polaków dłonie przygotowali od progu pułapkę na klienta. Oto drzwi otwierają się automatycznie. Czystość i blask biją po oczach. Ergonomiczne wózki i koszyki czekają na klienta. Z głośników sączy się jazz lub francuskie, czy angielskie ballady. Przecież mógłby być polski chędogi, ale zawsze polski rap. Lub przemiłe disco polo. Ale idźmy dalej w tym podstępnym świecie zysku. Załoga wita z uśmiechem i sympatią klientów. Czy te uśmiechy są szczere. Oczywiście, że nie! Wszystko jest podyktowane obrzydliwą chucią zysku. Zarobku! Oni się uśmiechają, bo chcą zarobić! Gdzie troska o człowieka. Zadumanie się nad losem głodnych dzieci alkoholików. Nie mówiąc o molestowanej od najmłodszych lat progeniturze sutenerów. Nic tylko żądza przyziemnej chęci zysku. Pieniądz i pieniądz. Towar wyeksponowany i aż się pcha do ręki. Wyuzdani kusiciele. Najlepiej obrazują to ceny. W piątek łopatka wieprzowa - 6,50. Co za obrzydliwe żerowanie na niskich instynktach. W sobotę ta sama łopatka - 5,50. Słoik majonezu - 2,59. Pomidory o tej porze roku - 2,99. Oszaleć można. Innych cen nie będę podawał, bo mi wstyd. Idźcie i sami się przekonajcie. Jaskinia handlowej rozpusty. Mamy tu do czynienia z lubieżnym i plugawym żerowaniu na najniższych instynktach człowieka jak oszczędność, zaradność i odrażającej żądzy taniego kupowania. W tym panoptikum pieniądza ginie myśl o siewcach, żniwiarzach, nie mówiąc o chłopskim obyczaju podnoszenia chleba z ziemi i kreślenia nad nim znaku krzyża, i całowaniu bochenka, kromki, lub co tam upadło. Nawiasem mówiąc zawsze zastanawiałem się, po co oni go na tę swoja polepę ciskają, ale jak to mówią - co kraj to obyczaj. Największe zaskoczenie  czeka nas przy kasach! Im większe zakupy tym większy rabat. Obrzydliwy, wredny konsumpcjonizm.  

Porównajmy to z małym, osiedlowym sklepikiem, który mam za rogiem. Oto z wysiłkiem pcham ciężkie,  jak odrzwia do piekieł, drzwi. Swojska, ludyczna atmosfera otacza mnie z miejsca, gdy tylko udało się mi dostać do środka. Przyjemny, lekko lepki odór smrodu, wżarty przez pokolenia brud i troska o oszczędność energii elektrycznej, czyli sympatyczny półmrok momentami przechodzący w ciemność. Jak mówi ludowo-socjalistyczne powiedzenie – gdzie ciemniej, tam przyjemniej. Towary wyeksponowane nie nachalnie. Pani sklepowa z uwagą i wiadomą srogością spoziera na mnie. Od razu wiem, żem tu intruz. I słusznie. Nikt tu nie udaje empatii podszytej plugawą żądzą pieniądza! Ktoś energicznie i stanowczo mnie odpycha. To pan ekspedient przechodzi z towarem, albo ohydnie brudną szmatą i dodaje informacyjnie

- Widzi, że idę, nie ?

Teraz ceny w tym miłym, osiedlowym, sklepiku. Słoik majonezu, ten sam co u .., tu kosztuje 3,40. Zgodnie z zasadą socjalizmu gorzej, ale drożej. Pomidory - 8,50. O tej porze roku chciałbyś chamie mieć tanie pomidory?! Łopatka wieprzowa? Nie ma. Za to jest schab bez kości - 21,30. W … kosztuje - 14,50 i to jest pójście na łatwiznę. Ponieważ pani ekspedientka mnie nie zauważyła, krzyczy do kogoś na zapleczu:

- Kur..a, te śmierdzące ryby muszę jeszcze na sklep wystawić!

Nie słyszę odpowiedzi z zaplecza, ale pani ekspedientka woła :

- Kur…a, od razu mówiłam, żeby te śmierdzące ryby dać na sklep!

Zwróćmy uwagę ileż tu dbałości o środowisko naturalne. Człowiek kupi. Zje. Nawet jak się zatruje, to nie uderzy to w przyrodę. Nawet jak zejdzie, to przecież socjalizm głosi – czynnie popieraj, szybko umieraj. Jaka piękna spójność. Nikt tu nie pała żądzą zysku. Nikt nie epatuje klienta tandetną empatią. W kasie pani mówi, że nie wyda z dwusetki i dodaje pedagogicznie, iż jak się idzie do sklepu, to należność trzeba mieć przygotowaną. Pełen czaru i uroku osiedlowy sklepik. Najlepsza jest puenta. Sklepik ten ostatnio kupiło 8, dokładnie 8 Włochów od Polki, która przezornie przesiedliła się tego lata na Florydę. Takich, małych, osiedlowych, sklepików rodzinnych to ona miała 10 w Warszawie. Bez nakładów, inwestycji i zawracania sobie zadu.

 Dlatego trzeba z całą siłą uderzyć w sklepy wielkopowierzchniowe, gdyż tylko w małych, osiedlowych, rodzinnych sklepikach Polacy odczują powrót socjalizmu! Będą wówczas mogli zaśpiewać tę piękną i jakże miłą uchu grafomanię – O Nowej to Hucie piosenka, O Nowej to Hucie są słowa… tak dalej, i tak dalej…       

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka