Financial Times od kilku dni sporo miejsca, nawet więcej niż polskie gazety, poświęca naszym wschodnim sąsiadom: Ukrainie i Rosji. Główne tematy: surowce naturalne, zmiany polityczne w Rosji, skutki bukaresztańskiego szczytu NATO. Może to być także forma odreagowania. Pył opadł a trudno zapomnieć jak wyglądał dialog europejsko-rosyjski w ostatnich tygodniach. Szef działu zagranicznego FT przyznaje nieśmiało, że Rosja tym razem w atakach słownych przebiła to, co znamy z najnowszej historii.
Ale wróćmy do Ukrainy. Prawdopodobnie uprzedzi ona Rosję w drodze do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Wedle cytowanych słów członków ukraińskiego rządu zamierza wykorzystać swoją przewagę w tej sprawie do wywierania nacisku na Rosję. Rosja jak na razie nie robi sobie z tego wiele, bowiem jest przyzwyczajona, że w jej przypadku ostatecznie dawno już nie decydują jakiekolwiek kryteria, tylko wielka polityka, rozmaite wymuszenia, groźby lub opowieści o wyjątkowej sytuacji w Rosji. Zawsze w Europie znajdzie się ktoś, kto na zgubę i Rosji i Europy wyrecytuje te wszystkie zaklęcia. Rzadko też zdarza się w negocjacjach z Rosją powracać do podstawowych pytań. Na przykład przy negocjacjach z OECD: czy Rosja spełnia kryteria ekonomiczne, czy spełnia polityczne itd…
Uruchamiamy zatem wyobraźnię: wzmocniona nieco Ukraina korzystając ze swoich rozmaitych przewag zaczyna na międzynarodowym forum dokładać Rosji. Przecież nie zamierza sobie pozwolić na ustawiczny antylobbing w jej sprawie, uprawiany w niejednej europejskiej stolicy. Ma rację? No chyba ma. Ale czy to dzisiaj na pewno najważniejsza sprawa dla Ukrainy? Prawda, sa powody do pewnego entuzjazmu. W kluczowym momencie szczytu okazało się, że nie jest osamotniona, że może liczyć na Polskę, ale, że i Polsce, i innym krajom udalo się zmobilizować szerszy ruch zrozumienia dla ukraińskich racji. Reakcje w Kijowie były dobre, optymistyczne, Juszczenko przedstawił wyniki spotkania w Bukareszcie jako sukces i otwarcie drogi do NATO. Ciekawe, swoją drogą, czy poprawi się społeczne poparcie dla wejścia Ukrainy do NATO. Ale swary nad Dnieprem nie ucichły. Spory wokół resortów gospodarczych, tarcia między rządem a prezydentem nie ustają. Wiele razy pisałem i mówiłem, że konflikty na ukraińskiej scenie politycznej nie wykraczają poza standard w demokratycznych krajach, gdzie obywatele mają bardziej zdecydowane temperamenty. Trudno powiedzieć, czy komuś w Kijowie potrzebne są nasze rady, jednak sądzę, że czas na parę miesięcy wygasić nieco ukraińskie spory, gdyż Ukraina ma zbyt wiele do stracenia. Jednak naszego sąsiada ze wschodu czeka w tym roku prawdziwy wyścig z czasem. Wyścig, którego stawką są reputacja i przyszłość Ukrainy jako naprawdę niepodległego państwa. Nie ma co wymyślać, jest tak, jak chciała znacząca proeuropejska część ukraińskiej sceny politycznej i świadoma czym jest NATO opinia publiczna. Nawiasem mówiąc w Polsce w 1992 roku też poparcie dla wejścia do NATO nie było tak wielkie.
NATO nie jest jeszcze tak blisko, jak sadzą optymiści w Kijowie i pesymiści w Moskwie, ale na pewno Ukraina będzie obserwowana już teraz jak kandydat do Paktu. Czy pomarańczowe władze są w stanie zrobić cokolwiek, by chociaż przeciwstawić się antynatowskiej propagandzie w rosyjskojęzycznych stacjach telewizyjnych? Czy jest możliwa akcja uświadamiająca opinię publiczną, podobna do tej, którą zorganizowali Gruzini. Czy sprawa wejścia do NATO może być początkiem wewnątrzukraińskiej debaty politycznej w której stawką stanie się także przekonanie niektórych polityków Partii Regionów. Druga rzecz dotyczy tyle Ukrainy, co i Polski. Euro 2012. W naszej części Europy przywykło się uważać, że „jakoś to będzie”. Oznacza to powiedzenie, że w ostatnim momencie tak się zepniemy, że wybudujemy nawet nowy Wawel. Niestety: ta zasada nie obowiązuje w przypadku budowy stadionów i lotnisk. Jeśli pod koniec roku postęp prac projektowych, a tam, gdzie uda się wejść na budowę, budowlanych, będzie taki jak teraz, pozostanie już tylko obstawiać, czy klapa w 2012 będzie średnia, czy całkowita. Po Euro 2008 wszyscy już będą spoglądali tylko na nas i na nic się zdadzą okrągłe polityczne zapewnienia. Odrębne pytanie, czy Ukraina i Polska potrafią wykorzystać futbolowe mistrzostwa Europy do uruchomienia w postkomunistycznych społeczeństwach czegoś więcej niż tylko oczekiwanie na wyniki meczów: wielkiego obywatelskiego ruchu przygotowań, wspólnych akcji i braterstwa. Tymczasem politycy w Polsce i na Ukrainie tylko z rzadka w ten sposób postrzegają przygotowania do Euro.
Dedykacja więc dla Ukrainy to rosyjskie przysłowie, by bez rozgłosu pokonać dalszą odległość. NATO i Euro są dla Ukrainy jak dwie złote rybki, które wyczarują wiele, tylko trzeba im pomóc. Na „słowiańskie” wyrównywanie rachunków pomiędzy sąsiadami jeszcze przyjdzie czas. Tymczasem prawdę w oczy Rosji i Europie niech mówią kanclerz Merkel w Strasbourgu i komentatorzy FT.
Inne tematy w dziale Polityka