Paweł Kowal Paweł Kowal
101
BLOG

Próba generalna w Gruzji

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 56

Może to ostatni dzwonek, by zastanowić się nad relacjami UE, NATO-Rosja? Może na naszych oczach zaczyna się próba generalna, czy separatystyczne republiki na terenie byłego ZSRR zadziałają jak spinacze „miłosnego uścisku” z Rosją, czy okażą się pieśnią przeszłości? Tymczasem niektórzy polscy politycy i komentatorzy zastanawiają się dzisiaj czy Prezydent RP ma prawo wydawać oświadczenia i umawiać się z innymi głowami państw bez pośrednictwa dyrektora departamentu w MSZ! Czy ktoś w Polsce nie zgadza się z naszym stanowiskiem w sprawie integralności terytorialnej Gruzji? Czy komuś ono uwiera? Tak bywa w polityce, że nawet najlepsze plany rozbijają się o wydarzenia, które psują przygotowane szyki, na które nie mamy jednak wpływu... Rosji nie spodoba się nasze stanowisko, nie ma się co czarować.

Bukaresztański szczyt jeszcze przez jakiś czas będzie jak nie zagojona rana. Po spotkaniu wszyscy rozjechali się do swoich krajów, jak to po tego rodzaju szczytach: miny były tęgie, przywódcy dbali, by wyniki szczytu przedstawić jako kompromis możliwy do przyjęcia dla wszystkich. Faktycznie jednak w sprawie rozszerzenia o sukcesie mogli mówić jedynie alianci zmierzający do przyjęcia deklaracji, że droga do przyznania MAP jest jednak otwarta. Już USA nie mogły pochwalić się zwycięstwem, bo chyba pierwszy raz w ostatnich kilkunastu latach historii NATO ich perswazja nie zyskała poparcia; jak na pozycję i oczekiwania Stanów, wynik nie był wystarczający. Bezprecedensowy był nacisk Rosji na uczestników spotkania. Pozostawił on pewne znaki zapytania. Dopóki nacisk tego rodzaju ma miejsce w zaciszu gabinetów, w mniejszym stopniu podrywa autorytet europejskich przywódców. Gdy jednak wszystko działo się przy otwartej kurtynie, zaczęło być problematyczne w bardzo wielu wymiarach. Kanclerz federalna zaraz po niedzieli, podczas spotkania Rady Europy w Strasbourgu podjęła sprawę przestrzegania praw człowieka w Rosji. Nie wybrzmiało to jednak na kontynencie, a w kontekście sytuacji przed szczytem w Bukareszcie, wypadło blado.

Rosja tymczasem nie pozwoliła długo czekać na swoją odpowiedź na wyniki spotkania w Bukareszcie. Jeden z komentatorów, Jerzy Marek Nowakowski, zwracał uwagę po zakończeniu szczytu NATO, że Rosja potraktuje odroczenie przyznania MAP jako czas na dodatkowe działania utrudniające, swego rodzaju ostatnią szansę dla siebie i chyba miał rację. Powrócił więc temat, który dla nikogo nie powinien być zaskoczeniem. Integralność terytorialna i jej zagrożenia oraz rosyjskie gwarancje: oto pomysł, który w rozpadającym się kilkanaście lat temu sowieckim imperium wymyślono jako rodzaj spinacza odchodzących z Sowietów republik z dawną centralą. Ciekawe, kto wówczas wymyślił ten mechanizm przypominający swego rodzaju ubezpieczenie od wejścia niedawnych poddanych do NATO, zjednoczonej Europy czy innych instytucji wolnego świata. Przed szczytem w Bukareszcie politycy w Moskwie wyraźnie dawali do zrozumienia, że napięcia w Abchazji i Osetii Południowej zamierzają wykorzystywać jak ręczny hamulec na drodze suwerennych krajów, dokąd chciałyby iść. Nie da się, z braku miejsca, przedstawić całej tradycji ingerowania przez Rosję w życie poszczególnych narodów poprzez kreowanie lub wzmacnianie i utrzymywanie  lokalnych konfliktów na tle etnicznym, wyznaniowym, terytorialnym. Szczególnie na Kaukazie tzw. zamrożone konflikty odgrywają istotną rolę, np. sprawa o Górski Karabach to główny powód, dla którego Azerowie nie mają szans dojść do porozumienia z Ormianami. To także powód, dla którego Armenia musi na dobre i zła trwać w miłosnym uścisku z Rosją. Mołdawia z kolei jest spięta z Rosją poprzez problem Naddniestrza itd. Ale nawet dla Ukrainy w trudnych momentach Rosja nie wykluczała scenariusza, choć w tym wypadku nie brzmi to tak dramatycznie wiarygodnie, spięcia przez konflikt terytorialny. Tak było i podczas pomarańczowej rewolucji i podczas ostatnich rozmów w Bukareszcie, gdzie doszło do ciekawej wymiany zdań na temat integralności terytorialnej Ukrainy pomiędzy prezydentami Bushem i Putinem. Minister spraw zagranicznych Ławrow jak przystało na świetnego dyplomatę, interpretował kilka dni potem tę wypowiedź dla światowej opinii publiczne,j jako inną niż usłyszano w Bukareszcie.

Adżaria, Abchazja i Osetia Południowa miały być spinaczami Gruzji z dawnym imperium. W Gruzji jednak ten plan jak dotąd się nie powiódł. Abchazja była częścią niepodległej Gruzji w latach 1917-1921. Po wejściu bolszewików została proklamowana Abchaska Socjalistyczna Republika Radziecka, która w czasach Sowietów miewała różny status. Zawsze jednak spełniała swoją rolę. Była barometrem pozycji Gruzinów w ZSRR. W 1992 Abchazja ogłosiła niepodległość. Było to początkiem wojny z Gruzją. Po dwóch latach podpisano porozumienie, oczywiście w Moskwie. Rozszerzyło ono autonomię abchaską w Gruzji. W związku z tym w Abchazji stacjonująswego rodzaju siły pokojowe, które składają się z żołnierzy rosyjskich. Osetia to historia bardzo podobna. Po zajęciu Gruzji w 1921 Sowieci stworzyli Południowoosetyjski Obwód Autonomiczny. W 1989 poparci przez Rosję separatyści proklamowali połączenie z Północną Osetią w Rosji.

Już przed szczytem sprawa integralności terytorialnej Gruzji pojawiła się kilkakrotnie.  Niemrawo przy okazji Kosowa, gdzie za wszelką cenę, na szczęcie nieudolnie, Rosja próbowała budować analogie pomiędzy sytuacją na Bałkanach a krajami Kaukazu. Potem, tuż przed szczytem, czołowi politycy rosyjscy (o komentatorach nie wspominam, bo ci to dopiero przeszarżowali) jasno mówili, a to, że Gruzja cała nie wejdzie do NATO, a to, że pojawią się problemy z samozwańczymi republikami itd. Rosja zniosła też przed Bukaresztem formalnie restrykcje na kontakty gospodarcze z Abchazją. Gazety, nie tylko w Polsce pisały, że sprawa będzie problemem. Czwartkowy The Guardian poświęcił Abchazji i Osetii spory materiał. Także w czwartek Putin nakazał rosyjskiej administracji podjęcie szeregu kroków zmierzających do faktycznego uznania separatystów, a na pewno wzmożenia napięcia z Gruzją. W taki sam sposób zrozumiały to z jednej strony władze w Suchumi i Cchinwali (w obu stolicach zapanował entuzjazm) i sekretarz generalny NATO (zaniepokojenie). Tylko strona rosyjska twierdziła, że przyświecają jej inne intencje. Więc możnaby powiedzieć, że w gruncie rzeczy trudno mieć pretensje do prezydenta Putina. Kontynuuje, co zapowiedział. Wszyscy usłyszeli, pisały o tym gazety, cytowały agencje… Problem ma raczej ten, kto udawał, że nie słyszy. I to dlatego Europa nie wie dzisiaj, jak zareagować na sytuację w relacjach Rosji z separatystami na północy Gruzji, a w zasadzie przecież problemy Rosja-Gruzja. Może czas zareagować i nazwać rzeczy po imieniu? Reakcja Polski była zdecydowana, ale w zasadzie odosobniona, jeśli nie liczyć oświadczenia Departamentu Stanu. Wielcy tego świata schowali się najczęściej za oświadczenia organizacji międzynarodowych i czekają na rozwój sytuacji.

Z punktu widzenia Rosji stawką są: po pierwsze utrzymanie trwałej destabilizacji sytuacji na Kaukazie, która zostanie potem przekuta na argument przeciw drodze Gruzji do NATO, powtarzany przez demokratyczne kraje jak mantra. Tymczasem, już w ubiegłym roku mówiło się, że Moskwa traci cierpliwość do Gruzji i użyje sprawy separatystycznych republik. Zegar zaczął niebezpiecznie tykać. Na północy Gruzji naprawdę może dojść do poważnego konfliktu.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (56)

Inne tematy w dziale Polityka