"Idziemy w tym samym kierunku. Ten rok to Unia dla Śródziemnomorza, natomiast kolejny - Wschodnia Europa" – tymi słowami, wedle PAP wicepremier Czech ds. europejskich Alexandr Vondra przywitał polską, a w zasadzie polsko-szwedzką inicjatywę Wschodniego Partnerstwa. "To nie jest żaden grzech, żeby UE szła na południe i na wschód w tym samym czasie" – miał powiedzieć o tej inicjatywie Bernard Kouchner, minister spraw zagranicznych Francji.
Przedstawiona dzisiaj na posiedzeniu ministrów spraw zagranicznych UE inicjatywa skierowana do Armenii, Azerbejdżanu, Gruzji, Mołdawii, Ukrainy i w mniejszym wymiarze do Białorusi, domaga się skomentowania. Będzie to komentarz na gorąco, jednak głównie na podstawie doniesień agencyjnych i prasowych (w piętek trąbiło o tym radio w Kijowie), ponieważ polskie MSZ jak donoszą agencje szeroko skonsultowało projekt po całym świecie zapomniało jednak o partnerach w kraju. Ile razy potrzeba przypominać, że budowanie „polskiego partnerstwa” w sprawach zagranicznych to sprawa nie na dzisiaj, nie na jutro, ale na lata, to polska racja stanu. Łatwo się obrażać, że opozycja krytykuje, ale czy naprawdę tak trudno pewne sprawy załatwiać inaczej? Zosia Samosia nie jest najlepszym doradcą w programowaniu polskiej polityki zagranicznej na lata do przodu.
Polsko-szwedzka propozycja ma plusy. Po pierwsze, dlatego, że po miesiącach nicnierobienia niczego sensownego w polityce wschodniej poza niestety publicznym dezawuowaniem pracy poprzedników, została położona na stole propozycja. Po drugie, dlatego, że jest polsko-szwedzka. Szwecja odlewnego czasu angażował się w politykę wschodnią bardziej niż inne kraje UE, jednak w pewnych konkretnych wycinkach, np. wspieranie Białorusi. Nowy impet w polityce wschodniej Szwecja dostała dopiero dzięki ministrowi spraw zagranicznych Carlowi Bildtowi, politykowi bardzo doświadczonemu. Jego udział w wyprawie pięciu ministrów spraw zagranicznych do Gruzji dwa tygodnie temu był symptomatyczny wobec absencji ministra spraw zagranicznych Kouchnera, i równoległego pobytu szefa niemieckiej dyplomacji Steinmaiera, ale w Moskwie (z pierwszą po zaprzysiężeniu wizytą polityka UE u prezydenta Miedwiediewa-co okazało się być głównym przesłaniem wizyty). Podobno podczas rozmów w Tibilisi Bildt zachowywał się najbardziej powściągliwie, jednak sam jego udział miał znaczenie i odegrał rolę.
Niestety nie wiadomo dokładnie, w jaki sposób i kiedy mają być osiągnięte założone cele Partnerstwa, które należy uznać za słuszne: osiągnięcie ruchu bezwizowego z krajami objętymi inicjatywą oraz pogłębienie strefy wolnego handlu, obejmującej usługi i artykuły rolne. Dobrym pomysłem jest też zawieranie umów o współpracy z poszczególnymi krajami uczestniczącymi w Partnerstwie, na wzór tej, którą Komisja Europejska negocjuje z Ukrainą. Jeśli kryją się za tymi obietnicami jakieś konkretne szanse na ich realizację, to bardzo dobrze, jeśli jednak okażą się one nierealistyczne w przewidywalnych terminach to tym gorzej, bo jak wiele wcześniejszych inicjatyw europejskich na wschód pogłębi poczucie rozczarowania relacjami z UE.
Najważniejsza niedoskonałość, to to, że Wschodnie Partnerstwo, nawet jeśli się uda, nie będzie niczym innym niż modyfikacją Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. Przypomnijmy została ona sformułowana po dość długiej dyskusji, którą zakończyły decyzje z lat 2003-2004. Obejmuje ona na południu: Algierię, Egipt, Izrael, Jordanię, Liban, Libię, Maroko, Palestynę, Syrię i Tunezję, a na wschodzie: Armenię, Azerbejdżan, Gruzję, Mołdawię i Ukrainę. Białoruś mimo początkowych deklaracji praktycznie nie zafunkcjonowała w EPS, a Rosja odmówiła udziału, jako, że program nie przewidywał dla niej ekskluzywnej roli. Wówczas polskie postulaty, wysuwane przede wszystkim przez organizacje pozarządowe (m.in. Fundację Batorego, Centrum Stosunków Międzynarodowych), by stworzyć Wymiar Wschodni dla sąsiadów na wschodzie, nie znalazły uznania. Nie byliśmy jeszcze wystarczająco silni, jako wchodzący do Unii, by wpłynąć na jej południowe lobby. Relacje w ramach polityki sąsiedztwa, która obejmuje koniec końców kraje od Palestyny po Ukrainę, jeśli chodzi o środki finansowe są mniej więcej jak 1 do 3 na korzyść południa.
Reasumując: ocena tego projektu musi zależeć od tego, czy wyraźnie mówi on o tym, że na horyzoncie jest nie nie wiadomo co, ale członkotwo w Unii dla odpowiednio przygotowanych państw. O ile mam nadzieję, że Polska nigdy w sprawach rozszerzenia nie stanie się cyniczna i będzie za kolejnymi rozszerzeniami, o tyle podejście "pakietowe" w przypadku tych sześciu krajów nie ma jakiegokolwiek sensu, podobnie jak zestawianie sytuacji np. Białorusi i Gruzji. Unia powinna się więc poszerzać w zależności od stopnia przygotowania poszczególnych państw. Z tego punktu widzenia jedynie w przypadku Ukrainy możemy mówić i o politycznej woli rozszerzenia a w cześniej przygotowania się do niego, i o wykonanej konkretnej pracy w kierunku rozszerzenia. No więc Wschodnie Partnerstwo to jednak nie Wymiar Wschodni a jedynie kroczek we właściwym kierunku. Nie jest to więc nowe podejście. Brak mu chociażby propozycji rozwiązań instytucjonalnych, jakie dla Unii Śródziemnomorskiej, które mają być skierowane do krajów na południu Europy wedle propozycji prezydenta Francji. Zamiast tego jest jedynie rozróżnienie leksykalne na sąsiadów Europy (na południu) i europejskich sąsiadów UE (wschodnich, którzy mają szansę znaleźć się w UE w jakiejś perspektywie). Fakt, że propozycja nie jest rewolucyjna podkreśla deklaracja, że na realizację Wschodniego Partnerstwa nie przewiduje się dodatkowych środków w budżecie 2007-2013, czyli będzie tyle ile na EPS na wschodzie plus ewentualne pieniądze z innych programów.
Polski minister spraw zagranicznych, i słusznie, zarzeka się, że Wschodnie Partnerstwo nie jest „zamiast” otwartych drzwi do UE; czy jednak ten pogląd jest wyraźnie zapisany w dokumencie? Jednak na przykład reakcje francuskie czy luksemburskie nie świadczą o jednomyślności w tej sprawie. Podobne są reakcje na Ukrainie. Ukraina i Mołdawia powinny otrzymać bardziej rozwiniętą propozycję, jako potencjalnie najbliższe członkostwa, jeśli są w jednym worku z Białorusią, to mają prawo przypuszczać, że coś jest ne tak. Francja zresztą zapowiada, że przedstawi dodatkową propozycję Ukrainie podczas swojej prezydencji. Wynika też z tego, że Wschodnie Partnerstwo jest postrzegane jako program „zamiast” otwartych drzwi. Reakcja Francji, zazwyczaj powściągliwej w relacjach UE-Ukraina jest świadectwem, że polsko-szwedzka inicjatywa mogła jednak i powinna była pójść dalej, chociażby, jako atut w negocjacjach. Przed naszą prezydencją w 2011, która ma być firmowana przez Wschodnie Partnerstwo są bowiem jeszcze prezydencja czeska, o której wiadomo, że politykę wschodnią zamierza umieścić wśród swoich priorytetów i prezydencja francuska, która wedle Kouchnera, ma pójść nieco dalej, niż dzisiejsza propozycja, jak rozumiem, ciągle jeszcze do negocjacji (Francja ma organizować szczyt UE-Ukraina). Jeśli dołożymy upływ czasu do 2011, czy aby Wschodnie Partnerstwo nie okaże się wtedy nieco przechodzone?
Pierwsze niemieckie reakcje są pozytywne, warto jednak przypomnieć, że sztandarowe projekty niemieckiej prezydencji z ubiegłego roku: Europejska Polityka Sąsiedztwa Plus, Synergia Czarnomorska czy Plan dla Azji Środkowej nie wyszły poza gabinety planistów w emeszetach, co może w przypadku Synergii i dobrze… W każdym razie jednego politycy niemieccy, w tamtym czasie przegadaliśmy sympatycznie wiele godzin, jak diabeł święconej wody bali się jednego: choćby pośredniego przyznania, że drzwi do Unii są otwarte. Jeszcze reakcja Aleksandra Babakowa, wiceszefa Dumy Rosyjskiej, który nawet tak zniuansowaną propozycję uznał za nadmierną ingerencję w: UWAGA: strefę interesów Rosji. Plan zaś Partnerstwa „obnażył”, jako faktyczny plan polskich jastrzębi! Nie omieszkał też pochwalić premiera Tuska za jego „partnerskie nastawienie” podczas lutowej wizyty w Moskwie. Głos Babakowa współbrzmiał z komentarzem Harrego de Quetteville, berlińskiego korespondenta Daily Telegraph: "Polska zmierzy się ze swoim potężnym sąsiadem, Rosją, proponując rozciągnięcie wpływów UE daleko w głąb dawnego Związku Radzieckiego poprzez ustanowienie Wschodniego Partnerstwa” (cyt. za PAP). Podkreślił on, że będzie to tym bardziej prawdopodobne, jeżeli do inicjatywy przystąpiłaby Białoruś.
Moim zdaniem, jak na początek negocjacji program jest zbyt zachowawczy i dlatego jego ostateczna wersja może nie być zbyt przebojowa-to jednak tylko wstępne oceny. Jeśli chce się nadawać mu aż takką rangę, jak to dzisiaj obserwowaliśmy, należało jednak poddać go szerszym konsultacjom na początek w kraju i zaproponować więcej. Polska polityka potrzebuje formułowania programu polityki wschodniej w większym stopniu w oparciu o zarysowanie i przypomnienie zasady otwartych drzwi do UE połączonej z konkretnymi rozwiązaniami finansowymi i instytucjonalnymi oraz planem konkretnych działań w poszczególnych dziedzinach. Wschodnie Partnerstwo jak na razie może pochwalić się tylko tym ostatnim. Być może dobre i to.
Inne tematy w dziale Polityka