Paweł Kowal Paweł Kowal
89
BLOG

Sarkozy w Warszawie a polityka wschodnia. Kilka "drobnych" niepo

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 19

Dziennikarze powtarzali wczoraj z wypiekami na twarzach, jak Donald Tusk musiał twardo negocjować z prezydentem Francji jego zgodę na ideę Wschodniego Partnerstwa promowaną od niedawna przez polski rząd, przedstawianą jako bardzo ważny i nowatorski pomysł. Warto więc przypomnieć jak sprawy mają się rzeczywiście. Prawda bowiem jest nieco inna: wszystko wskazuje na to, że polsko-szwedzkie Wschodnie Partnerstwo UE nie okaże się wystarczająco pociągającą ideą, by dokonać w jej relacjach z sąsiadami na wschodzie rzeczywistej zmiany na szerszą skalę. Polski rząd stanął najwyraźniej przed dylematem: negocjować mozolnie nasze postulaty z partnerami w Unii, czy też złożyć propozycję, która jest na tyle niemrawa, że nie zostanie skrytykowana przez pozostałych członków i przedstawić to jako sukces. Obawiam się, że wybrano tę drugą drogę.

Cel Francji określony przez Sarkozy’ego: założyć organizację unijnych i pozostających poza Unią państw wybrzeża Morza Śródziemnego. Sarkozy zgłosił tę ideę jeszcze w czasie kampanii wyborczej i wracał do niej co jakiś czas, na przykład podczas podróży do Algierii i Tunezji latem 2007. Unia Śródziemnomorska powinna, zdaniem Francuzów, zajmować się takimi sprawami jak: problemy imigracji, trwały rozwój, energia, transport, dostęp do wody. Sarkozy porównuje nawet swój pomysł do Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, pierwszej poprzedniczki dzisiejszej Unii Europejskiej. Premier Francji Francis Filon- skromniej- odwołuje się w opisie tego co ma powstać, do wzorca Rady Państw Morza Bałtyckiego opartej o polsko-szwedzką inicjatywę z początku lat 90., która zresztą nie zapisała się jak dotąd większymi osiągnięciami. Francuski pomysł przez dłuższy czas nie był zbyt dobrze widziany w brukselskich gabinetach. W UE został potraktowany nieufnie, jako próba jej dzielenia; poza Unią natomiast, w niektórych krajach nad Morzem Śródziemnym z kolei  jako zawoalowana próba swego rodzaju rekolonizacji; kanclerz Merkel miała nawet na temat tych obaw rozmawiać z prezydentem Algierii. Dopiero spotkanie Merkel-Sarkozy w Hanowerze na początku marca 2008 pozwoliło ruszyć Unię Śródziemnomorską z miejsca. Przywódcy Francji i Niemiec ogłosili wówczas, że Unia Śródziemnomorska będzie wspólnym projektem Unii Europejskiej.

Rezultaty: 13 marca podczas szczytu w Brukseli, przy wsparciu przekonanych już kilka dni wcześniej Niemiec przyjęto francuską inicjatywę z licznymi modyfikacjami. Bazą dla niej jest w znacznym stopniu tzw. proces barceloński, czyli zinstytucjonalizowana współpraca członków UE i 10 państw basenu Morza Śródziemnego spoza Europy. W praktyce będzie więc Unia Śródziemnomorska, jeśli powstanie, realizować cele określone w planach Sarkozy’ego- jako sui generis zreformowany proces barceloński. Niemcy wymogły na Francji zaproszenie do inicjatywy wszystkich państw Unii, zgodziły się, by przewodnictwo w organizacji miały zawsze dwa kraje: jeden unijny i jeden z krajów pozaeuropejskich. Przyjęto, że powstanie kilkudziesięcioosobowy sekretariat Unii Śródziemnomorskiej i będzie ona finansowana z UE. Jeśli polskie poparcie dla Unii Śródziemnomorskiej ma być związane z poparciem Francji dla Wschodniego Partnerstwa, to chyba doszło do nieporozumienia. Te dwa projekty różnią się na ile posiadamy o nich informacje, nie mniej niż wróbel od strusia. Wschodnie Partnerstwo przedstawione przez polski rząd nie jest bowiem niczym innym, jak złożeniem dodatkowych i słusznych obietnic (np. zniesienie wiz) naszym partnerom ze wschodu w ramach Europejskiej Polityki Sąsiedztwa, która obejmuje państwa od Maroka po Armenię, w ramach już przyznanego budżetu na lata do 2013. Najważniejszą jednak słabością Partnerstwa jest brak politycznej deklaracji, że drzwi do Unii Europejskiej pozostają otwarte, jeśli poszczególni adepci spełnią kryteria konieczne do członkostwa, a to kanon polskiej polityki od kiedy Polska wypowiada się w tej sprawie, czyli mniej więcej od Traktatu w Nicei. O porównania trudno również dlatego, że państwa leżące nad Morzem Śródziemnym nie ujawniają chęci wstępowania do Unii i nikt ich w Unii nie oczekuje. Inaczej niż partnerzy ze wschodu, którzy liczą przede wszystkim na politykę otwartych drzwi. Szczególnie Ukraina jasno formułuje swoje europejskie ambicje.

Tymczasem o ile podczas konferencji prasowej Sarkozy’ego po spotkaniu z Tuskiem prezydent Francji wyraźnie (wyraźniej niż kiedykolwiek) wsparł ambicje natowskie Gruzji i Ukrainy, o tyle próbował za wszelką cenę uciec od odpowiedzi na pytanie o otwarte drzwi do UE dla Ukrainy. Dodał nawet zdumiewające zdanie (cyt. za PAP): "Wielokrotnie spotykałem się z prezydentem Ukrainy i jego życzeniem nie jest wcale przystąpienie, tylko nawiązanie wzmocnionego partnerstwa na wielu płaszczyznach i będę miał możliwość składania takich propozycji partnerstwa w odpowiednim momencie". Jeśli prezydent Francji rzeczywiście tak rozumie stanowisko Ukrainy, to mamy do czynienia z kolejnym kolosalnym nieporozumieniem. Wynika z niego bowiem, że Ukraina podczas zaczynającej się 1 lipca francuskiej prezydencji otrzyma propozycje idące dalej niż Wschodnie Partnerstwo, ale z powodu panicznego strachu przed słowem „rozszerzenie” prezydencja francuska podobnie jak ubiegłoroczna niemiecka skończy się dla Ukrainy za pustym stołem. Z kolei premier Donald Tusk oznajmił, że Polska przedstawia (cytuję z pamięci) propozycję wzmocnienia Wymiaru Wschodniego UE, podczas, kiedy Polsce zależy właśnie na powstaniu takiego wymiaru na bazie lub obok Europejskiej Polityki Sąsiedztwa. 

Z ewentualnego powstania Unii Śródziemnomorskiej korzyść dla nas nie będzie oczywista; zależeć będzie m.in. od tego, czy polski rząd jest w stanie przygotować odpowiednią inicjatywę na wschód, która w jakimkolwiek stopniu byłaby paralelna do Unii Śródziemnomorskiej. Jeśli stanie się inaczej, Unia Śródziemnomorska może najzwyczajniej odwracać uwagę od problemów sąsiadów UE na wschodzie i tyle.  Propozycja Polski powinna zawierać takie elementy jak: wyłączenie się Wymiaru Wschodniego z EPS (programu polityki sąsiedztwa), skoro pojawia się taka okazja. Zakładać też powinna wyperswadowanie Niemcom i innym unijnym partnerom, że unikanie obietnicy przyszłego członkostwa dla nowych członków może okazać się epokową pomyłką całej UE a nie tylko kolejnej prezydencji. 

Ps. Nie należy traktować tego wpisu jako generalnej oceny wizyty prezydenta Francji.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka