Rosja uznała Abchazję i Osetię Południową. Nie ma to bezpośrednich skutków prawnych, co przyznaje Aleksander Lomaja, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Gruzji. Nie zmienia stanu faktycznego w tym sensie, że Rosja od dawna otwarcie udzielała bardzo poważnego wsparcia rządom w Suchumi i Cchinwalii, szczególnie nie ma skutków gospodarczych, bo szczególnie Osetia Płd., ale Abchazja też są dawno na garnuszku Moskwy. Posunięcie Miedwiedwiewa, zapowiadane wcześniej wystąpieniami Dumy, ma jednak ogromne znaczenie polityczne. Rosja zdecydowała się na to awanturnictwo polityczne głównie dlatego, żeby coś pokazać Unii Europejskiej i NATO. Dla każdego jest to nieco inny komunikat. Dla UE brzmi mniej więcej tak: wiemy, że bezpośrednia reakcja na agresję wobec Gruzji, była wszystkim, na co was stać. Już kilka dni po pierwszych ostrych słowach przyznawaliście, że jesteście bezradni. Początkowo rząd włoski, potem inne, wreszcie politycy francuscy (prezydencja), także niektórzy polscy politycy rządowi (podaję za dzisiejszym Dziennikiem) uznawali, że nadzwyczajne posiedzenie Rady zwołane przez Francuzów to szczyt radykalizmu. Dla was najważniejsze jest wspólne stanowisko, choćby miało składać się tylko z roboczego lunchu i przecinków pozostawionych na kartce papieru”. Inaczej wydaje się brzmieć komunikat Rosji do NATO. Mniej więcej tak: „Jesteście podzieleni jeszcze bardziej niż UE. Było to widoczne jak na dłoni dużo wcześniej niż od czasu szczytu w Bukareszcie. Interesy strategiczne niektórych członków Paktu od dawna realizowane są poza NATO, nowi członkowie NATO w Europie środkowej nie posiadają na swym terytorium najnowszej generacji instalacji obronnych, ciągle mają kłopoty z zajmowaniem poważniejszych stanowisk w strukturach Paktu. Jesteście też na tyle słabi politycznie, że o wypracowywaniu wspólnego stanowiska w zasadzie nie ma mowy. Strategiczne kwestie w Europie miedzy nami, jeśli już zapadają to bezpośrednio na linii Moskwa-Berlin, lub Moskwa-Paryż, więc przestaliśmy przywiązywać wagę do relacji z NATO”.
Zbigniew Brzeziński, który krytykował realistyczną politykę zagraniczną PiS, teraz proponuje ostre działania wobec Rosji: zamrożenie kont oligarchów, podniesienie kwestii olimpiady w Soczi. Czy dzisiaj posłuchają go, chociażby polscy politycy? Czy zostanie zweryfikowana popierana przez polski rząd „strategia chantymansyjska” negocjowania nowej umowy o partnerstwie i współpracy (szybko umowa ramowa, potem „dogadamy się” co do szczegółów, co w praktyce oznacza ustąpienie Rosji w kluczowych kwestiach)? Czy nadal Wschodnie Partnerstwo (pisałem o tym na blogu) wykastrowane z jakichkolwiek politycznych i finansowych deklaracji będzie reklamowane jako najsłodszy owoc polskiej polityki zagranicznej?
Rosja uznała Abchazję i Osetię Południową, ponieważ reakcja UE była zbyt powolna i nieadekwatna. Ponieważ udało się przedłużyć okupację Gruzji w jakimś sensie bezterminowo, a jeden z rosyjskich generałów zapytany, czy może podać datę, kiedy wojska wyjdą odpowiedział, że konkretnie to on może powiedzieć, kiedy zacznie się nowy rok. Politycy na Kremlu uznali to wszystko za słabość i „zachętę” do działania. Inaczej być nie mogło. Jeśli teraz też nie będzie odpowiednich reakcji Zachodu być może naprawdę grozi nam nowa zimna wojna i winę za jej rozpoczęcie ponosić będą zaspani i powolni politycy demokratycznego świata. Na nic zda się obwinianie Saakaszwilego za to, że nie podporządkował swego kraju Moskwie, Kaczyńskiego, że poleciał do Tibilisi, Adamkusa, że nie milczał, prezydentów Polski, Litwy, Ukrainy i innych krajów Europy Środkowej, że oczekiwali jasnego uznania przez Europę i USA, że Gruzja jest niepodzielna itd. Tych, którzy w dniach bombardowań Gruzji roztrząsali winy Saakaszwilego i tak już nic nie nauczy, tym bardziej, że na polskim gruncie są to zazwyczaj politycy postkomunistyczni. Jeśli do nowej zimnej wojny dojdzie, to winę, oprócz grupy decydującej na Kremlu ponosić będą ci, którzy każde zdanie zaczynają od: „ja się lękam…”. Od reakcji Zachodu zależy czy społeczeństwa Europy, Ameryki i Rosji zostaną uchronione od nowej zimnej wojny. Tymczasem w Europie za szczyt bohaterstwa zaczęło uchodzić mówienie tego, co się i tak widzi na ekranach telewizorów, reagowanie czynami nazywa się teraz radykalizmem.
Inne tematy w dziale Polityka