Paweł Kowal Paweł Kowal
97
BLOG

Julia Tymoszenko i komoda z dwiema szufladami

Paweł Kowal Paweł Kowal Polityka Obserwuj notkę 16

„Przez kolejne lata poszczególne największe państwa Unii Europejskiej im więcej mówiły o wspólnej polityce zewnętrznej tym bardziej działały w przeciwnym kierunku, skupiały się na partykularnych interesach. Podobnie było jeśli chodzi o poszerzenie struktur NATO i UE. Kolejne deklaracje i programy pozostawały zbiorem obietnic i protekcjonalnych gestów wobec wschodnich sąsiadów Unii. Tymczasem Rosja chwilowo umocniła swoją pozycję na tyle, że skorzystała z okoliczności, by odzyskać wpływ na sytuację w przestrzeni postsowieckiej. Agresja wobec Gruzji, aktywne destabilizowanie sceny  politycznej na Ukrainie oraz szantaż wobec Azerbejdżanu na dłuższy czas zdestabilizowały sytuację polityczną pomiędzy Bugiem a granicami Rosji”- być może wydarzenia ostatnich dni tak zostaną opisane w podręczniku do historii Europy za kilkadziesiąt lat.

Działania Bloku Julii Tymoszenko wpisują się niestety w ten scenariusz, także jeśli ona tego nie chce. Przyzwyczailiśmy się do burzliwych konfliktów politycznych na Ukrainie. Wielokrotnie podkreślałem, że mają one swoją dynamikę, ale zazwyczaj się kończą pomyślnie. Tak jak w Polsce konflikty o Palikota różnią się skalą i jakością od sporów o politykę wschodnią i politycy powinni to zauważać, tak tym razem na Ukrainie wewnętrzny konflikt może mieć nietypowy przebieg jeśli jego uczestnicy nie uznają wyjątkowości sytuacji. Mamy już bowiem całkowicie inny kontekst tych waśni, inny kontekst zewnętrzny. Jeśli premier Tymoszenko zawczasu się nie zreflektuje, efekty jej działań lub zaniechań mogą być bardzo złe dla Ukrainy i dla losów całego regionu. Prawdą jest, że działania Unii wobec Ukrainy były i są nieefektywne a w najlepszym razie spóźnione, prawdą jest, że i Juszczenko próbował aliansów z Regionami, ale dzisiaj sytuacja jest całkowicie inna.

Są trzy możliwości, co do natury obecnej postawy Rosji. Pierwsza, że Rosja jest jak dziecko, które zburzyło jednym ruchem mozolnie zbudowany zamek z pisaku, który nazywał się „reputacja nowej Rosji”, nie do końca rozumie co się stało i wymaga nadzwyczajnych środków opiekuńczych. Zniszczona została reputacja kraju stabilnego, poważnego partnera Europy, mieszkańca globalnej wioski. Druga, moim zdaniem najsłuszniejsza możliwość jest taka, że Rosja akurat teraz przekroczyła pewien pułap rozwoju, co najzwyczajniej w świecie ośmieliło ją do działań na skalę dotychczas niespotykaną. Mamy do czynienia ze stanem, który ustąpi wraz z pierwszymi wewnętrznymi lub zewnętrznymi w Azji, problemami Rosji, które pojawią się niebawem (demografia, gospodarka, konflikt z Chinami). Jest i taka możliwość, że działaniom Rosji już całkowicie i jedynie ton nadaje bliskie otoczenie Putina, który jest zdecydowany na bardzo daleką, dzisiaj niewyobrażalnie daleką skalę eskalować proces, który można w skrócie przedstawić według schematu: „Czeczenia-Gruzja-Ukraina-…”. Ale w każdej z tych trzech możliwości, które jednak oznaczają co innego, na obecnym etapie Rosja jest w swego rodzaju upojeniu ideologicznym, pewna swego, kiedy obserwuje miotającą się UE i wyciszone USA w trakcie kampanii wyborczej. Kurtuazje i dyskusje w Europie Rosja, najczęściej słusznie, bierze jako słabość. W najbliższym czasie rosyjskie rewindykacje w przestrzeni postsowieckiej staną się normalnym, bardzo groźnym elementem destabilizacji, który będzie wykorzystany. Ukraina jest kluczem do tej przestrzeni. Destabilizacja oparta o wojnę, którą zdolna pani premier wydała Juszczence, może skończyć się źle dla wszystkich sił pomarańczowych na Ukrainie, bardzo źle dla planów dywersyfikacji dostaw energii do Europy, poszerzenia UE, rozwoju NATO na Wschód. To o Kijów może zacząć się nowa zimna wojna. Pani premier ryzykuje też dlatego, że plan destabilizacji Ukrainy przy pierwszej nadarzającej się okazji, krył się w słynnym wystąpieniu Putina w Bukareszcie na wiosnę tego roku i nie trzeba szczególnie przenikliwych analiz, by odnaleźć go w każdym niemal oświadczeniu przedstawicieli Rosji, które odnosi się do Ukrainy.

W trakcie wojny na Kaukazie pani Julia konsekwentnie milczy. Różne mogą być tego przyczyny. Najpewniej kryje się za tym swego rodzaju polityczne kunktowanie, że milczenie daje szansę na jakąś grę. Tylko, żę to jest gra, w której udział bierze Rosja, a ona w ostatecznym rozrachunku postawi na Janukowycza a nie na Julię. Tymczasem oczywiście będą przykłady powoływania się na „roztropność” pani premier. Jej przykład to jeden z ulubionych dla przedstawicieli polskiej lewicy. Koniec jednak takiej taktyki musi być smutny nie tylko dla pani premier ale i dla pomarańczowego obozu.

Historia bardzo przyspieszyła. Na reakcję na to, co dzieje się na wschodzie Unia i NATO albo nie mają już czasu albo, w najlepszym razie zostało im kilka miesięcy. Ponieważ sama Unia nie jest zdolna do skutecznego działania, musi je podejmować w ścisłym porozumieniu a nie rywalizacji z NATO i USA. A ślady tej rywalizacji słychać było w poniedziałkowym wystąpieniu prezydenta Francji. Niewykluczone jednak, że czeka nas długi okres zamieszania na Wschodzie, który ostatecznie nie musi skończyć się zwycięstwem Rosji. Moim zdaniem Rosja nie da rady tak pobiegnąć na dłuższy dystans.

Jest i taka teoria, że z sowieckiego imperium na przełomie lat 80 i 90 wysunęły się niespodziewanie dwie szuflady: jedna z dawnymi środkowoeuropejskimi członkami Układu Warszawskiego-trwale, druga z byłymi republikami Sowietów czasowo-tu sprawy nie są zdecydowane. Dzisiaj wydaje się, że jedna z szuflad nagle zaczęła się szybko zatrzaskiwać. Europa nie ma wiele czasu na reakcję. A od Julii Tymoszenko zależy więcej niż kiedykolwiek sądziła.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (16)

Inne tematy w dziale Polityka