Od exposè Donalda Tuska minął tydzień. Poza słusznymi uwagami krytycznymi za długość przemówienia oraz brak konkretów w niektórych dziedzinach, od tygodnia najgłośniej słychać krytykę głównych założeń w polityce gospodarczej, które zaproponował Premier: obniżenie podatków przy jednoczesnym dążeniu do zrównoważenia budżetu i podwyżek w budżetówce. Od tygodnia słyszę ze wszystkich stron (dziennikarze niemal wszystkich opcji, politycy LiD i PiS), że jest to możliwe tylko w wypadku nadprzyrodzonej ingerencji (cudu).
Tymczasem w tej kwestii Tusk powiedział Prawdę. Takie rozwiązanie jest możliwe i zupełnie realne (nie podejmę się jednak odpowiedzi na pytanie, czy nowy rząd będzie na tyle odważny by te postulaty zrealizować). Warto zwrócić uwagę na to, co Tusk dodał do tych słów w czasie exposè. Chodziło mniej więcej o to, że nie jest on zwolennikiem socjalistycznej koncepcji, że aby komuś dać, to trzeba najpierw innemu zabrać, bo wszystko wychodzi na zero. Premier stwierdził, że on jako zwolennik liberalizmu gospodarczego, wie (czy wierzy), że jeśli zostawić ludziom więcej, to oni nakręcą wzrost gospodarczy. Nie zabierając zbyt wiele w podatkach, będzie można i tak swobodnie pomóc biedniejszym.
Wracam jednak do wątku głównego. Tusk zaproponował trzy rzeczy pozornie sprzeczne. Rozważmy więc poszczególne elementy tej obietnicy, a dowiemy się wówczas, czy sprzeczność ta jest realna, czy istnieje ona jedynie w mentalności socjalistów.
Pierwsza rzecz – obniżenie podatków. Otóż wbrew temu, co myśli większość osób, obniżenie podatków powoduje paradoksalnie nie obniżenie, ale podwyższenie wpływów do budżetu. Dlaczego? Ano dlatego, że poprzez obniżenie podatków gospodarka się urealnia. Zmniejsza się szara strefa. Wielu firmom opłaca się wyjść z niej na światło dzienne i normalnie odprowadzać podatki. Wiele nowych osób rozpoczyna działalność gospodarczą, co zwiększa konkurencyjność na rynku i również nakręca gospodarkę. Ludzie zawsze lepiej obrócą swoim prywatnym kapitałem, niż zrobiłoby to za nich państwo, które większość pieniędzy marnotrawi. Wszędzie tam, gdzie obniża się podatki, a zwłaszcza wprowadza podatek liniowy, gospodarka rusza z kopyta, a wpływy do budżetu wzrastają. Tak więc pierwszy wniosek: niższe podatki=większe wpływy do budżetu.
Drugi element to podwyżki w budżetówce. Już wiemy, że rząd ma nieco więcej pieniędzy, a więc już teraz możemy powiedzieć, że może więcej wydać na budżetówkę. Ale warto zauważyć jeszcze jedno: otóż Donald Tusk obiecując podwyżki w sektorze państwowym, równocześnie zapowiedział cięcia wydatków, prywatyzacje, zwolnienia w pewnych sektorach, gdzie jest po prostu zbyt dużo urzędników. Tak więc paradoksalnie, może się okazać, że również tutaj nie będzie potrzebna większa ilość pieniędzy, ale raczej mniejsza. Jeśli ograniczy się pewne wydatki (nowy rząd już zaczął realizować niektóre zapowiedzi w tej kwestii), zwolni się ludzi tam, gdzie nie opłaca się ich zatrudniać, sprywatyzuje się większość firm, które dziś państwo na siłę finansuje (bo do państwowych firm prawie zawsze trzeba dokładać; przecież nikomu nie zależy, by były one rentowne), okaże się, że pomimo podwyżek w budżetówce, państwo zaoszczędzi. Czyli mamy sformułowany drugi wniosek: mimo wzrostu pensji w budżetówce, państwo wyda na ten sektor mniej pieniążków.
No i chyba już teraz nic prostszego: można jasno stwierdzić, ze skoro państwo zarobi więcej niż dotychczas, a wyda mniej, będzie można bez problemu dążyć do zrównoważonego budżetu. Może warto wziąć w tej kwestii przykład z Estonii, w której uchwalanie budżetu z deficytem jest konstytucyjnie zakazane. A państwo dobrze na tym wychodzi.
Reasumując: nie trzeba żadnego cudu, by zrealizować zapowiedzi premiera. Potrzebne są tylko również tutaj wola i odwaga.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka