fot. Paweł Rakowski
fot. Paweł Rakowski
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
2139
BLOG

20 lat minęło…bagno libańskie, które zmieniło świat

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Świat Obserwuj temat Obserwuj notkę 27

25 maja 2000 roku zmienił się Bliski Wschód, a tym samym świat. Dzisiaj dobrze znany polityk – lecz ówcześnie mało medialny izraelski generał Benny Gantz zamknął ostatnią furtkę w płocie granicznym pomiędzy Izraelem i Libanem. Proces ewakuacji armii izraelskiej z tzw. „strefy bezpieczeństwa” w południowym Libanie przebiegł bezproblemowo, chociaż wielu zdawało sobie sprawę z tego, że problemy dopiero się zaczną. Izrael wycofując się z Libanu wobec napierającego szyickiego Hezbollahu przyznał, że przegrał konfrontację z osią Damaszek-Teheran. 

W świecie arabskim honor lub iluzja honoru jest kluczowa dla relacji społecznych. Doskonale to rozumieją w izraelskim sztabie generalnym zwanym „Kiryja” w Tel-Awiwie. Do dzisiaj nad Bliskim Wschodem unosi się duch arabskiej katastrofy „Al-Naqby” z 1948-49 roku, kiedy to wwyniku kompromitującej postawy armii arabskich Izrael wygrał pierwszą wojnę z sąsiadami i utworzył swój byt państwowy na 78% Mandatowej Palestyny. W wyniku takiego obrotu wydarzeń ponad 800 tys. arabskich mieszkańców z zajętych przez Izrael ziem uciekło/zostało wyrzuconych. Ponad 100 tys. z nich znalazło się w niepodległej od 1943 roku Republice Libanu, kraju 18 wyznań oraz szeregu innych zawisłości i zaszłości, do których nierozsądnym było dodawać kwestię palestyńską. Jednak ona została dodana. Lwia część uchodźców to sunnici i ich naturalizacja zakłóciłaby cienką równowagę sił w kraju cedru, chociaż po cichu porozdawał swoje paszporty chrześcijanom palestyńskim, a w latach 90-tych szyitom palestyńskim - co jednak jest osobną opowieścią.

Uchodźcy palestyńscy, którzy zostali jedynie naturalizowani w królestwie Jordanii, dali o sobie poznać w Libanie po wrześniu 1970 roku. Jordański król Hussein ibn Talal wygrał wojnę domową z OWP Jassera Arafata, który w wyniku interwencji państw arabskich rozlokował się wraz ze swoimi bojówkami w Libanie. Doprowadziło to do kolejnej katastrofy. Kapitalistyczny, wieloreligijny, prozachodni Liban nie był w stanie narzucić intruzom żelaznych zasad gościny i z czasem sam stał się celem komunizujących palestyńskich siepaczy. Wraz z pojawieniem się OWP, zaaktywizowali się sunnici komunizujący oraz Druzowie, którzy uważali się za poszkodowany i upośledzonych w państwie rządzonym przez chrześcijan. I wiele było w tym racji, albowiem nawet późniejszy błogosławiony katolicki kapucyn Jakub z Ghazir przestrzegał publicznie chrześcijan libańskich przed egoizmem konfesyjnym, albowiem to przede wszystkim chrześcijanie byli beneficjentami „złotych lat” i „Szwajcarii Bliskiego Wschodu”, która trwała do 1975 roku, a więc do wybuchu wojny domowej, która w pierwotnym stadium domowa nie była, albowiem przeciwko panoszącym się Palestyńczykom wystąpili libańscy katolicy (Maronici) pod wodzą Baszira Gemayela.

Pojawienie się OWP na granicy libańsko-izraelskiej nie wróżyło nic dobrego. Palestyńczycy zaczęli nieskutecznie wojować z Izraelem, ten odpowiadał nalotami czy działaniami zbrojnymi lub prowokował do dalszej eskalacji, a cierpieli na tym przede wszystkim libańscy szyici i chrześcijanie z południa albowiem bojówki Arafata zachowywały się jak w podbitym kraju. W 1978 roku Izrael po raz pierwszy od 1949 roku przekroczył granicę z Libanem, co też otworzyło szansę na nietypowy sojusz zawiązany pomiędzy libańskimi chrześcijanami a Izraelem. Tel-Awiw szybko dostrzegł dla siebie szansę – zaczął zbroić, szkolić i sponsorować chrześcijańską milicję na południu – Armię Południowego Libanu, która chroniła chrześcijańskie wsie i miasteczka przed palestyńskim żołdactwem. Wojna o duszę szyickie, wypowiedziana od lat 60-tych przez charyzmatycznego irańskiego ajatollaha rezydującego w Libanie Musa As-Sadra miała odciągnąć szyicką biedotę od komunizmu na rzecz powrotu do islamu. Szyici gnębieni przez Palestyńczyków zakładają milicję Amal, a nad całym tym bałaganem czuwa w Damaszku Hafez Al-Assad, który poprzez wsparcie chrześcijan od Gemayela w 1976 roku o włos nie został obalony przez rodzimych sunnickich radykałów.

W czerwcu 1982 roku armia izraelska wjeżdża do Libanu. Do dziś jest wiele kontrowersji jaki charakter dla kraju cedru miała ta interwencja. Dużo chrześcijan na jej temat milczy, lub ukrywa swoje zdjęcia z przyjaznych interakcji z Izraelczykami. Wedle planów Ariela Szarona, Izrael miał wypchnąć Jassera Arafata z Libanu – zdaniem niedawno ujawnionych planów przez Ehuda Baraka, późniejszego izraelskiego premiera, który w maju 2000 zakończył „libańską historię”, OWP miało wrócić do Jordanii, obalić króla Husseina i tam powołać państwo palestyńskie – tym samym sprawa palestyńska miała zostać rozwiązana raz na zawsze. Izrael miał wprowadzić Baszira Gemayela na stanowisko prezydenta Libanu, podpisać z krajem cedru porozumienie pokojowe czyniąc de facto z Libanu państewko wasalne i uzyskać „przestrzeń pokoju” ciągnącą się od egipskiej Aleksandrii do libańskiego Trypolisu. Kontrolując Liban, Izrael czynił z Syrii jedynie uzasadnienie dla amerykańskich dotacji i inwestycji w swój potencjał wojskowy, albowiem wobec wojny iracko-irańskiej nie było żadnej siły w regionie mogącej zmącić izraelską hegemonię na Bliskim Wschodzie. Zdaniem strony libańskiej, izraelska dominacja nad Bejrutem oznaczałaby również utratę terenów bogatych w wodę na południe od rzeki Litani, a więc pasma górskiego zwanego Galileą Górną, która jest wyżej położona nad Izraelem. Zresztą Izrael nigdy nie krył tego, że był wielce zainteresowany korektą granicy na tym odcinku.

Dalsze losy tego niecodziennego sojuszu są znane – we wrześniu 1982 roku ginie Baszir Gemayel, który zdążył już odrzucić proponowaną formalizację relacji z Izraelem na piśmie. Śmierć Gemayela spowodowała chaos, a więc z arabska „faudę”. Palestyńczycy, którzy wedle mediacji międzynarodowej mieli znaleźć się w Tunezji „objawili się” ponownie w Libanie. W listopadzie 1982 w izraelską bazę w libańskim lecz wielce starożytnym Tyrze wjeżdża ciężarówka z ładunkami wybuchowymi i tym samym Teheran dołącza do „libańskiego bagna”, w którym już nawet najtęższe głowy nie rozumieją kto, z kim, dlaczego i o co wojuje. W 1983 roku kolejne ciężarówki wjeżdżają w koszary i ambasady USA oraz Francji w Bejrucie. Izrael wycofuje się za rzekę Awali zostawiając Maronitów z Gór Shouf na pastwę Druzów, którzy wzięli się za sprawę wedle wołyńskich wzorców. W 1985 roku Izrael dalej zjeżdża na południe i tworzy tzw. „strefę bezpieczeństwa”, w której wraz z sojuszniczą Armią Południowego Libanu siłuje się z irańskim tworem na libańskim gruncie – Hezbollahem.

W 1990 roku kończy się wojna w Libanie. 80% kraju było kontrolowane przez Syrię, wybrzeże zdominowane przez Maronitów od wschodniego Bejrutu do starożytnego Byblos było tzw. „wolnym Libanem”, a 10% kraju okupował Izrael. Wszelkie milicję i bojówki weszły do libańskiego życia politycznego po uprzednim rozbrojeniu, wyjątek zrobiono tylko dla Hezbollahu, który wziął na siebie odpowiedzialność za wojnę z Izraelem. Cały libański układ żyrowała Arabia Saudyjska, która jednocześnie była w stanie politycznego odprężenia z Iranem po śmierci ajatollaha Chomeiniego. W Libanie utworzył się „obóz odbudowy” pod wodzą saudyjskiego miliardera premiera Raffika Harririego oraz „obóz oporu”, w którym prym wiódł Hezbollah. Chrześcijanie wojnę domową przegrali, chociaż dalej to ustawowa prezydentem musi być Maronita. Niemniej chrześcijanie z pozycji aktora pierwszoplanowego schodzą do roli statystów.

Inaczej było w tzw. „strefie bezpieczeństwa”. Tam Izrael starał się wybudować struktury para państwowe „wolnego Libanu” dystansującego się od Bejrutu. Stolicą tej strefy było chrześcijańskie górskie miasto Marjaoun położone tuż obok granicy z Syrią. Mieszkańcy strefy mieli otwarte wrota do Izraela, ale zamknięte do świata arabskiego a nawet do reszty Libanu. Siedem stałych baz armii izraelskiej wewnątrz Libanu oficjalnie strzegło izraelskich miast i wsi po ich stronie Galilei. Nieoficjalnie, Izrael poprzez otwartą granicę z Libanem handlował ze światem arabskim, a nawet z Iranem albowiem izraelskie melony czy arbuzy nie były rzadkością w teherańskich marketach w latach 90-tych. Chrześcijanie ze strefy bezpieczeństwa mieli być niejako odtworzeniem biblijnego sojuszu Salomona z fenickim królem Tyru Hiramem, jednak w 1993 roku wraz z powołaniem na stanowisko sekretarza generalnego Hezbollahu ówcześnie 32 letniego Sayyeda Hassana Nasrallaha reguły gry się zmieniły.

Hezbollah do początku lat 90-tych nie stanowił wielkiego zagrożenia dla izraelskich interesów. Była ta organizacja sprawna w rzemiośle terrorystycznym jednak jej aktywność na południu Libanu nie była niczym ponad dopuszczalną dla izraelskich strategów przeciętną. W 1993 roku dochodzi do 7 dniowej operacji antyterrorystycznej wyniku, której Izrael bombarduje szyickie wioski, miasta i pozycje zidentyfikowane jako należące do Hezbollahu. Szyici w ramach odpowiedzi, po raz pierwszy użyli wtedy rakiet aby ostrzeliwywać izraelskie miasta na północy. Hezbollah tym samym zanegował sensowność istnienia „strefy bezpieczeństwa”. Z czasem napór tylko rósł. Z okazji 20-stej rocznicy wycofania z Libanu, izraelskie media wiele miejsca poświeciły temu tematowi. Wpierw izraelska obecność w „strefie bezpieczeństwa” była niczym nie wyszczególniającą się służbą – otwarte dżipy, chłód i śnieg zimą, latem przewiewne powietrze, od połowy lat 90-tych zmieniło się w wielotygodniowe siedzenie w schronach, pojazdy dozbrajane podwójnym lub potrójnym pancerzem. Z 40-stu rocznie operacji wojskowych Hezbollahu w 1993 do 400 miesięcznie w 1999 roku.

Napór był zbyt wielki. Hezbollah był wszędzie i nigdzie. Izrael wykorzystywał najnowszą technologię do lokalizacji szyickich bojowników i ich zasadzek oraz kryjówek, jednak i to zawodziło na górskich obszarach Libanu. W 1997 roku Hezbollah rozgromił elitarny oddział izraelskich komandosów w gaju bananowym pomiędzy Tyrem i Sydonem. Ów komandosów zlokalizowano dzięki zhackowaniu izraelskiego drona. Szyici strzelali, a Żydzi chowali się w swoich ufortyfikowanych bazach. Był to obraz tak odmienny od wizerunku konfliktu na Bliskim Wschodzie, że Izrael coś z tym musiał zrobić. I zrobił. Po zaminowaniu wjazdu do jednej z baz izraelskich, Shaul Mofaz, ówczesny izraelski szef sztabu powiedział – nie ma armii na świecie, który pobiłaby Hezbollah. Tym samym, wspomniany już Ehud Barak, który wygrał wybory w Izraelu w 1999 roku właśnie pod hasłem wycofania się z Libanu dostał zielone światło do spełnienia swojej obietnicy wyborczej. Obietnicy, która i tak nie utrzymała go na stanowisku.

Izraelskie wycofanie się z Libanu oznacza upadek strefy bezpieczeństwa. Wiedzieli o tym doskonale izraelscy sojusznicy, którym groził odwet ze strony świata arabskiego, a przede wszystkim z rąk islamskich radykałów. Pierwotnie Barak zakładał wzmocnienie Armii Południowego Libanu, chociaż Hezbollah już wcześniej ogłosił, że do tej „kolaboranckiej” milicji strzelać nie będą bo nie warto, jak i utrzymanie 2-3 najważniejszych pozycji wraz z kontrolą powietrzną tego terytorium. Wiosną 2000 roku na Bliski Wschód przyjechał papież Jan Paweł II, a Hezbollah zaplanował aktywizację szyickich mieszkańców strefy, którzy mieli demonstracjami i pikietami zdobyć blokady drogowe oraz więzienie w miasteczku Khiam. Chaos spowodował dezercję szyitów z Armii Południowego Libanu, jak i w ogóle upadek tej ostatniej zdominowanej przez chrześcijan formacji zbrojnej w Libanie. Ehud Barak wyznaczył szybko najbliższy z możliwych terminów na ewakuację ponad 1000 izraelskich żołnierzy, którzy w ciągu jednej nocy uprzednio niszcząc swoje posterunki wyjechali z Libanu. Radość była po obu stronach granicy. W Libanie – Hezbollah zatriumfował jako jedyna arabska siła zdolna do wygrania konfrontacji z Izraelem. W Izraelu – że libański bezsens się zakończył, chociaż telewizyjne kadry z Libanu świadczyły, że ta historia jeszcze się nie skończyła. Nasrallah od razu kazał otoczyć chrześcijańskie wsie i miasta na południu, aby nie dochodziło do samosądów i pogromów kolaborującej z Żydami ludności chrześcijańskiej. Opłaciło się, dziś po 20 latach chrześcijanie z południa, ongiś ci najbardziej prozachodni, teraz kierują swoje głosy na kandydatów prosyryjskich i zwolenników sojuszu z Hezbollahem. Część zaskoczonych sytuacja chrześcijan uciekła, lub starała się uciec do Izraela. Dzisiaj szacuje się, że jest 4 tys. diaspora libańska w Izraelu, albowiem po ogłoszeniu amnestii dla żołnierzy Armii Południowego Libanu, większość wolała wrócić do domu.Obecnie chrześcijanie w Libanie nie stawiają na Izrael, tak jak Izrael wie, że do demontażu Libanu lepiej posłużyć się sunnitami powiązanymi z saudyjskimi aktywami.

26 maja do wyzwolonego z izraelskiej okupacji miasta Bint Jibel przyjechał Nasrallah i przemówił do tłumów. Miasto oddalone jest o 3 km od izraelskiej granicy, a więc od okupowanej Palestyny w terminologii arabskiej. Nie Rosja, nie Ameryka tylko Bóg – grzmiał Nasrallah. Nie liczcie na to, że wam dadzą jedną czy dwie wsie w jakimś Oslo lub Sztokholmie. Walczcie o każdy fragment waszej ziemi, patrzcie na nas w Libanie, nam dzięki Allahowi się to udało – odwołał się do Palestyńczyków libański decydent, którego świat arabski zaczął wielbić albowiem udało mu się to czego nie udało się Nasserowi i innym samozwańczym Saladynom – pokonał Izrael i przywrócił honor Arabom. Cóż z tego, że szyita? W 2000 roku nie było to takie ważnie jak dziś, co też pokazuje, w którym kierunku ten świat poszedł. Jednak wyznaczanie tego kierunku właśnie rozpoczęło się wtedy.

Wydarzenia z Libanu i słowa Nasrallaha były bacznie obserwowane przez Jassera Arafata i przez ludność Gazy i Zachodniego Brzegu. Po fiasku negocjacji z Camp Dawid było pewne, że wybuchnie konflikt i on eksplodował we wrześniu 2000 roku. Palestyńska ulica jak i sunniccy radykałowie mieli przed oczami obrazki z Libanu – z tym, że nie stanowili takiej wartości bojowej jaką jest Hezbollah i armia izraelska przystąpiła do pacyfikacji drugiego powstania palestyńskiego, które obfitowało w krwawą serię zamachów samobójczych w Izraelu jak i jatek na palestyńskich ulicach. Obrazy z Libanu i terytoriów palestyńskich zaaktywizowały niejakiego Osamę Bin Ladena, którego matka była Libanką do działania.

 Dla ówczesnej Al-Kaidy sprawa palestyńska była paliwem ideologicznym, a libański przykład (co z tego, że od szyitów?) był inspiracją. Taki był fundament pod zamachy na WTC i Pentagon 11 września 2001 roku co doprowadziło do rozparcelowania Afganistanu oraz Iraku. Druga runda, a więc druga wojna libańska z lata 2006 roku, kiedy to Izrael bezskutecznie chciał zniszczyć szyicki Hezbollah, sam obrywając przy tym dotkliwie, wydała wyrok śmierci na Syrię ale ocaliła Iran od szykowanej interwencji. Zarówno konflikty w Iraku i w Syrii nabrały znaczenia konfesyjnego. Głębokie podziały pomiędzy szyitami i sunnitami, raczej nie występujące w polityce XX-wieku, stały się kluczowe w XXI wieku, dzięki czemu odnowiona została rywalizacja Arabii Saudyjskiej i Iranu, a tym samym Izrael staje się kluczowy dla bezpieczeństwa wahhabickiego królestwa. Jednak cała redefinicja sojuszy jak i wytworzenie dzisiejszych realiów w regionie jak i na świecie nie wystąpiłaby gdyby nie pewna majowa noc roku 2000-nego na wzgórzach Lebanonu.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka