fot.wikipedia
fot.wikipedia
PawelRakowski1985 PawelRakowski1985
1603
BLOG

Pół roku po śmierci irańskiego generała

PawelRakowski1985 PawelRakowski1985 Iran Obserwuj temat Obserwuj notkę 20

3 stycznia zaczął się ten dziwny rok. Wedle szybko potwierdzonych doniesień w Bagdadzie zginął Kassem Soleimani - jeden z czołowych globalnych rozgrywających, generał Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej - żelaznej pięści Teheranu. Na kilka tygodni światowe media zaczęły odmieniać słowo „wojna” przez wszelkie przypadki i języki, a opinia publiczna usłyszała o człowieku tak ważnym, że nikt się nie zastanawiał dlaczego nazwisko Soleimani było znane jedynie ekspertom i pasjonatom regionu. Niemniej wielkie wydarzenie, które mogło zaognić świat nim wirus z Wuhan oficjalnie się objawił, po zaledwie pół roku jest wspomnieniem lub nie istotnym faktem, który nie zakłócił rytmu doczesności.

W dalszym ciągu nie wiele wiadomo czemu doszło do zamachu, który swoimi skutkami mógł się równać z Sarajewem w 1914. Wedle pewnych przecieków lub celowych dezinformacji, Soleimani przyjechał do zbuntowanego Bagdadu aby ukierunkować zgodnie z interesami Teheranu iracką antyrządową rewoltę. Zarówno w Bagdadzie jak i w Bejrucie trwały protesty, które zmiotły ekipy odpowiednio Al-Mahdiego i Harririego, a w samym Iranie ajatollahowie krwawo gnietli swoich „wichrzycieli” i „warchołów”. Jesienna zawierucha polityczna w „szyickim półksiężycu” ciągnącym się od Teheranu (lub jak inni wolą dodawać, że nawet i Kabulu) do Dahyji – szyickich dzielnic Bejrutu zachwiała perskim dominium. To wymagało natychmiastowej interwencji. Jednak Bliski Wschód to nie Europa, szczególnie Środkowa i Wschodnia. W Lewancie polityka musi się opłacać, a Teheran sam cierpiący na potężne deficyty poprzez sankcję i blokady utracił możliwość kupowania sobie sojuszników i przyjaciół. Tak więc co mógł zaproponować Soleimani w Damaszku, Bejrucie czy Bagdadzie?

W jedynym udzielonym wywiadzie na kilka tygodni przed śmiercią irański generał wspominał wojnę w Libanie w 2006 roku, którą miał spędzić w Bejrucie razem ze swoimi „przyjaciółmi” z Hezbollahu Imadem Mougnyją i Hassanem Nasrallahem. Był to jasny komunikat do sponsorowanych przez Teheran „przyjaciół” z szyickiego Hezbollahu, aby w czasie napięcia pomiędzy Teheranem a Waszyngtonem Libańczycy nie zapomnieli o karmiącej ich ręce. Co więcej, udział Soleimaniego jak i w ogóle Irańczyków w tej wojnie burzy wewnątrz libańską narrację Hezbollahu, że jest to organizacja libańska, która walczy w imię libańskich interesów z izraelskim agresorem. Zakorzenienie Hezbollahu w libańskim systemie politycznym tworzy nie do końca korzystną dla Teheranu koniunkturę, albowiem Nasrallah nie pójdzie na kolejną konfrontację z Izraelem, albowiem Tel-Awiw od dawna zapowiadał, że w trzeciej rundzie zrówna Liban z ziemią. Co więcej, w Libanie nie ma żadnych nastrojów wojennych i chęci na kolejną wojnę, a więc nimb Hezbollahu jako obrońcy narodu może prysnąć co może być dla nich jeszcze większą katastrofą niż potencjalne wielomiliardowe zniszczenia wojenne. A Liban jest kluczowy dla irańskich interesów. To szyicki Hezbollah, mający granicę z Izraelem jest najlepszym gwarantem i żyrantem bezpieczeństwa reżimu w Teheranie. Nie można militarnie interweniować w Iranie z Hezbollahem gotowym do ataku na Izrael, tylko czy libańscy szyici będą ryzykować dla swoich protektorów? Tego pewnym być nie można.

Solemani był twarzą polityki konfrontacyjnej z Arabią Saudyjską i Izraelem. Z tym, że czasy się zmieniają chociaż wrogość zostaje. Nienawiść pomiędzy Teheranem a Rijadem jest szczera, powszechnie znana i nigdy nie ukrywana. Jednak to w cale nie oznacza w świecie poważnej polityki ostrzenia noży. Zarówno w Iranie jak i w Saudach wiedzą, że przez jakiś kaprys Allaha są na siebie skazani. Można sobą pogardzać, ale nie wolno ignorować prawdziwego oblicza i kluczowym interesów. Od ponownego zerwania stosunków dyplomatycznych w 2015 roku dialog pomiędzy Iranem a Arabią Saudyjską prowadzony jest przez Emiraty Arabskie i on w obliczu prezydentury Donalda Trumpa dość mocno się zintensyfikował. Młody następca saudyjskiego tronu Mohammed ibn Salman, który wysłał armię saudyjską do Jemenu nie pójdzie na otwarty konflikt z Iranem. Tak samo w Iranie nie widzą sensu inwazji na królestwo Saudów, chociaż wielu irańskich „siłowików” o tym marzy, to konsekwencję tego kroku byłyby tragiczne a zyski żadne. Zarówno Saudowie jak i ajatollahowie nie chcą stać się kolejną wojną zastępczą „proxy war” wobec geopolitycznego przetasowania, które ma miejsce. Ameryka chroni Saudów, ci jednak wiedzą, że ten stan może się w przewidywalnym czasie zakończyć. Natomiast Teheran ma coraz bardziej kolizyjnie z Moskwą, z którą Iran zaczyna mieć całkowicie sprzeczne interesy w Syrii, w Iraku jak i w planach ekspansji gazociągów, albowiem to irański gaz może ograniczyć plany imperialne Władimira Putina. Do tego jeszcze dochodzą Chiny, które z perspektywy Azji stanowią śmiertelne zagrożenie, co jest podzielane również w perskiej świadomości. Wystarczy rzut oka na mapę, że sojusz albo raczej wspólnota interesów Iranu i Ameryki jest aż nad to widoczna.

Tak więc jak interpretować amerykańską likwidację irańskiego generała w Bagdadzie? Wedle teorii spiskowych, które przez region się toczą, Soleimani przyjechał do Bagdadu na tajne paktowanie z Amerykanami, którzy od tygodni siedzieli może nie oblężeni ale na pewno mocno ograniczeni w ambasadzie wielkości Watykanu. O spotkaniu wiedział szef irackiego wywiadu Mustafa Al-Khadimi, notabene dzisiejszy premier Iraku. Soleimani wszedł w pułapkę na niego zastawioną, która okazała się być wielce korzystna dla ajatollahów. Iran trapiony od tygodni protestami antyrządowymi mógł uruchomić „aktyw” prorządowy, który milionami wyszedł na ulicę na uroczystości żałobne wobec śmierci swojego bohatera. Reżim z defensywy przeszedł do ofensywy. Miliony opłakujące Soleimaniego w Teheranie, Tabrizie, Isfahanie czy Szirazie samoczynnie zgniotły ledwie kilka tysięcy przeciwników ajatollahów. W zapomnienie poszły podwyżki cen ropy do 12 centów za litr, jak i inflacja oraz upadek waluty wobec zadrażnionej perskiej dumy. Ulica chciała odwetu, a ten odwet, a więc przywrócenie utraconego honoru miał się dokonać w Iraku – z którego i tak amerykański prezydent zapowiedział ewakuację. Tak więc wilk syty i owca wydaję się być cała.

Co więcej po śmierci Soleimaniego zaczęły się pojawiać bardzo krytyczne opinie i komentarze wobec zmarłego perskiego „Makiawiellego”. Okazało się, że irański wywiad Vevak bardzo sceptycznie podchodził do koncepcji Soleimaniego odnośnie integracji i wspierania jedynie szyickich milicji. Szyitów jest zaledwie 20% w masie 1,7 mld muzułmanów i dla dobra kraju jak i wedle myśli ajatollaha Chomeiniego należało wyjść poza wąski schemat konfesyjny – komentowano. Dodawano krytycznie przy tym, że Irańska Gwardia Rewolucyjna przez takich przywódców jak Kassem Soleimani rozrosła się jako pasożyt na irańskiej gospodarce i Najwyższy Przywódca Islamskiej Republiki Iranu Ali Chameinei będzie musiał zrobić z tym porządek wobec deficytu dewizowego. Poza tym, to „partia” musi rządzić i trzymać „bezpiekę” a nie na odwrót, a Teheran jest doskonale świadom pewnej gry, przy której ewidentnie Soleimani wadził. Pozostaje tylko kwestia, czy irański generał dla ajatollahów miał stać się kolejnym symbolem hucznie i widowiskowo pogrzebanym czy też mógł torpedować pewne oczywistości, którym się przeciwstawiał. A owymi „oczywistościami” jest niejawny reset w relacjach z Saudami lub nawet z Ameryką.

W ostatnich latach Kassem Soleimani wyszedł z cienia i stał się twarzą „irańskiego imperializmu” oraz rzekomego obłędu ajatollahów. Irańska opinia publiczna dostała symbol – człowieka z ludu, bohatera rozlicznych wojen, super szpiega, który szachował światowe mocarstwa stale dybiące na perskie surowce. Z drugiej strony ciężko przemilczeć kto powstrzymał nacierające na iracką stolicę ISIS w 2014 roku, przed kim drżał saudyjski tron i kogo umieścił izraelski Mossad na honorowym 1 miejscu ludzi do likwidacji. A więc Soleimani stał się kimś w rodzaju celebryty powszechnie rozpoznawalnego przynajmniej na Bliskim Wschodzie oraz w tajemnym świecie wiedzy i mocy. Niemniej pewne interesy lubią ciszę i spokój. Tym bardziej, że wczorajszy wróg może stać się jutrzejszym przyjacielem.


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka