payssauvage payssauvage
3818
BLOG

Piętnaście zolli w skali Rzeplińskiego, czyli czerski matrix

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 25

Kiedy powstała groteskowa inicjatywa pod nazwą Komitet Obrony Demokracji, która za swój znak przyjęła rezystor, mający symbolizować opór przeciw władzy Prawa i Sprawiedliwości, wielu porządnych ludzi oburzało się, bo w czasach PRL-u za noszenie opornika w klapie można było zostać skatowanym przez zomowców. Teraz KODziarze – nie mylić z chodziarzami (mimo że chodzą od jednej stacji telewizyjnej do drugiej), już prędzej z lodziarzami kręcącymi różne „lody” – lansują się  w mediach głównego nurtu i, jak przystało na rasowych „gęgaczy”, opowiadają o swoim pluszowym męczeństwie, mimo że nie grozi im nic złego, poza utratą tłustych alimentów, którymi przez lata futrowała ich III RP. Tych typów już dawno rozszyfrował niedoceniony geniusz, Janusz Szpotański, który w czasach głębokiej komuny pisał: „Gdybym był gęgacz, gęgacz jak się patrzy, / Z małpią zręcznością wdrapałbym się na krzyż, / Ale pluszowy – bo to ważne przecie, / Wisieć na krzyżu, który cię nie gniecie.”

Jakkolwiek rozumiem oburzenie wywołane zawłaszczaniem symbolu sprzeciwu wobec komunistów, to zastanawiam się, czy przypadkiem nie mamy tutaj do czynienia z nieporozumieniem. W końcu, ten sam symbol może mieć różne znaczenia, bo o jego odczytaniu decyduje aktualny kontekst społeczno-polityczny. Co innego noszenie opornika w czasach panowania junty Jaruzelskiego, a co innego paradowanie z tym symbolem w czasach rządów partii wybranej w demokratycznych wyborach. W tym drugim przypadku – i tak proponuję to interpretować – rezystor symbolizuje oporność na wiedzę, czyli niezdolność do przyswojenia najbardziej nawet podstawowych informacji. Ci wszyscy „obrońcy demokracji”, w których sercach perspektywa kresu życia na koszt podatnika wzbudziła jaskółczy niepokój, nie przyjmują do wiadomości rzeczy oczywistej, takiej mianowicie, że po 25 latach istnienia III RP naród ma ich po prostu dość. Dość głowonogowych skrytożerców, nad talerzem ośmiornic nabijających  się  z „idiotów” pracujących za 6 tys. na miesiąc; dość nieudaczników, których podsłuchać może byle kelner; dość nadętych bałwanów, którym „nie jest wszytko jedno”, jawnie pogardzających Polakami (vide ostatnie wypociny grafomana Kuczoka), a jednocześnie liżących – jak to ktoś ładnie ujął – „końcówkę kręgosłupa” Niemcom.

Ale te młotki tego nie rozumieją – im marzy się „majdan” w Warszawie. Przypominam, że protesty w Kijowie to nie była majówka – tam ginęli ludzie. Jak w ogóle można sądzić, że jest na świecie leming na tyle głupi, żeby zaryzykować – już nie to, że zdrowie i życie, ale choćby kaszankę z grilla i piwo z Lidla – dla gwiazdorskiej pensji Lisa? Co to perspektywa utraty posady robi z ludźmi, naprawdę…

A skoro już się zgadało o Lisie, to facet nazywa Andrzeja Dudę „byłym prezydentem”, a w tym samym czasie 50 tys. osób deklaruje chęć odśpiewania głowie państwa „Sto lat” z okazji Andrzejków. Przecież nawet jedna dziesiąta – ba, jedna setna – tych ludzi wystarczyłaby, by futrzaka wyprowadzić za ucho z siedziby TVP i wrzucić do kontenera na śmieci, jak to się przydarzyło pewnemu ministrowi w Kijowie. (To tak, a proposMajdanu, Tomaszu Dyndało…) Na szczęście nic takiego nie jest potrzebne – tu wystarczy zwykłe wypowiedzenie umowy o pracę i palec wskazujący, wyciągnięty w kierunku drzwi. Jednak takie majdanowe urojenia dobrze pokazują, jak bardzo oderwane od rzeczywistości są „elity” III RP.

Drugi przykład to Bronisław Komorowski, który informacje o ogołoceniu willi w Klarysewie skomentował: „To rzecz nieprawdopodobna, że byłego prezydenta można próbować opluć, oczernić, zniszczyć jego autorytet.”. Tak, ten człowiek nie dość, że sądzi, iż cieszy się autorytetem (chyba u doliniarzy z Pragi), to jeszcze informacje o tym, w jakim stanie zostawił prezydencką willę, uważa za próbę poderwania tegoż „autorytetu”. Jak mawiają w takich razach Rosjanie: „I śmieszno, i straszno” – bo jednakowoż ten facet przez pięć lat był głową państwa.

I na koniec (żeby nie ciągnąć dalej tej nędzy umysłowej) kolejny były, czyli Aleksander Kwaśniewski (zwany „preziem”), który tym razem skompromitował się nie pijany w Charkowie, ale trzeźwy u Moniki Olejnik, mówiąc: „Jeżeli z trybuny Sejmu padają stwierdzenia, że jeśli prawo nie służy narodowi, to naród może to prawo zmienić - i ten naród rozumie się jako większość parlamentarną - to jest to zagrożenie dla demokracji.”To ciekawe, zważywszy, że art. 4 Konstytucji RP (jest zaraz na początku, więc chyba Kwaśniewski czytał) w ustępie pierwszym stanowi: „Władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu”, a w ustępie drugim precyzuje, że „Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio”.  Ci przedstawiciele – podpowiadam preziowi, żeby nie musiał pytać Kalisza – , to m. in. ludzie, którzy siedzą w Sejmie oraz Senacie i uchwalają ustawy. To się nazywa demokracja przedstawicielska. I na tym kończę, bo za dużo wiedzy mogłoby Kwaśniewskiemu zaszkodzić bardziej, niż pół litra na pusty żołądek.

Żeby jakoś ogarnąć intelektualnie zaczadzenie umysłowe elit III RP proponuję, by specjaliści od politologii, fizyki i psychiatrii rozpoczęli badania nad tym zjawiskiem, które ja roboczo pozwoliłem sobie nazwać „opornością poznawczą” (względnie opornością na wiedzę), pod którym to pojęciem rozumiem niezdolność struktur poznawczych badanego osobnika do przyswajania elementarnych informacji na temat otaczającej rzeczywistości. Oporność na wiedzę proponuję mierzyć w 15-stopniowej skali Rzeplińskiego, a jej jednostką uczynić jeden zoll. Piętnaście zolli w skali Rzepińskiego oznacza, że z daną osobą nawet nie ma co gadać, bo cierpi ona na zespół Michnika-Lisa, czyli żyje w krainie własnych urojeń, które uważa za rzeczywistość i żadna czerwona pigułka nie wyciągnie jej z tego matrixu. Proponuję, by naukowcy szybko zabrali się do badań, tak, aby nie tylko satyrycy mieli pożytek z opornych na wiedzę „elit” III RP.

 

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka