Pewnie już wszyscy słyszeli, że Tomasz Lis poleciał do niemieckiej telewizji ARD, by naskarżyć na nowe polskie władze, które chcą go przepędzić z kurnika… Pardon, chciałem napisać – z TVP oraz pozbawić gwiazdorskiej gaży, wysokością której – nawiasem mówiąc – „obiektywny” dziennikarz nie chce się pochwalić (mam nadzieję, że uczynią to nowe władze Telewizji Polskiej). Obawiam się, że Lis dopuścił sobie do głowy, iż TVP istnieje tylko po to, by on sam i jego połowica (a po nich – zgodnie z feudalną zasadą dziedziczenia przynależności zawodowej – ich dzieci) miały gdzie pracować, a kilkudziesięciotysięczna pono pensja z pieniędzy podatników jest rodzajem prawa człowieka i obywatela, a przynajmniej – lisa i celebryty. Oczywiście Lis nie mówi wprost, iż chodzi o to, że mu „zdobycze zabrać mogą”. Tego by jeszcze brakowało, by mówił otwartym tekstem! Przecież „te barany wzięłyby pilota i przełączyły na inny kanał”, no nie? Tomek, jak sam twierdzi, „specjalnie nie boleje” nad tym, że jego program chcą zdjąć z anteny (jedzie mi tu czołg?); tym, co naprawdę rani jego czułe serduszko, jest fakt, że jacyś-ci hejterzy życzą mu wszystkiego najgorszego, jako np., żeby „zdechł na raka”, albo znowu obiecują mu, że jego ciało „wyślą do Kaliningradu.”(Dlaczego akurat do Kaliningradu…?) „I tak jest codziennie.” – leje łzy Lis.
Lisowi nie spodobało się także i to, że Prawo i Sprawiedliwość może wziąć się na serio za repolonizację mediów, które, jak przypomniał dziennikarz ARD, w większości należą do podmiotów niemieckich. A przecież „Kto posiada media, ten posiada władzę” – dowiadujemy się z tego samego materiału, tylko trochę wcześniej, na okoliczność informacji o planowanych zmianach w TVP. Oczywiście, jeżeli zestawimy te dwie informacje, to wyjdzie, jak w pysk strzelił, że teraz władzę w Polsce mają Niemcy i taki jest właśnie najważniejszy wniosek, który płynie z materiału telewizji ARD. No, skoro nawet Niemcy pokazują nam paluchem kto tu, nad Wisłą rządzi (zgoda, że trochę na zasadzie – „z obfitości serca…”), to PiS nie ma się na co oglądać, tylko powinno szybko podjąć działania, których ukoronowaniem będzie sytuacja, w której władzę w Polsce będą mieli Polacy. Ja wiem, że dla naszych zachodnich sąsiadów może to być pewne novum, no ale trzeba się będzie przyzwyczaić.
Użalanie się nad sobą w wykonaniu Lisa, to zagrywka typowa dla wszelkiej maści lewaków, którzy najpierw obrzucają innych łajnem, a jak obrzucony się odszczeknie, to drą się wniebogłosy, że niby „gwałt się wolnościom ich stawa”, a oni sami są ofiarami straszliwych „hejterów”. Ale mniejsza z tym. Ja w każdym razie – w przeciwieństwie do tych całych hejterów – nie tylko nie życzę Lisowi śmierci w bólach, ale właśnie przeciwnie – chciałbym, żeby był z nami jak najdłużej i cieszył się jak najlepszym zdrowiem. Sęk bowiem w tym, że najgorszą karą dla ludzi jego pokoju będzie konieczność życia w normalnym kraju, w którym o karierze decyduje talent, a nie – mówiąc najogólniej – resortowy korzeń. W normalnie urządzonym państwie Tomasz L., Monika O., Jacek Ż. itp. nie będą zaludniać studiów i redakcji, by z pozycji autorytetów dziennikarstwa ogłupiać widzów i czytelników, ale – stosownie do ich możliwości intelektualnych – będą konserwować powierzchnie płaskie, przystrzygać trawniki, albo dbać o czystość placów i ulic, po przejściu spacerowicza z czworonożnym pupilem. Czyli wszystko wróci na swoje miejsce i to dla ww. będzie taką karą, że gorszej sam diabeł nie wymyśli. I tego naszym milusińskim życzę.
A tak swoją drogą, to spostrzegawczość Lisa – i całego mejnstrimu zresztą – oceniałem jednak ciut wyżej. Tym ludziom chyba naprawdę się wydaje, że Angela Merkel, w tęczową flagę spowita, przybędzie im na pomoc jadąc na białym koniu, otoczona radosnym tłumem imigrantów, którzy nam „ubogacą kulturę”. Stąd ten klangor, który towarzyszy nam od czasu zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości (a z mniejszym natężeniem towarzyszył od czasu wyborczego triumfu Andrzeja Dudy), a który jest również skierowanym do zachodnich elit okrzykiem: „Ratujcie nas!”. Niestety nasi milusińscy chyba nie zauważyli, że Niemcy sami potrzebują ratunku przed zalewającą ich falą imigrantów; we Francji właśnie zwyciężył prawicowy Front Narodowy; Wielka Brytania w nowym polskim rządzie widzi sojusznika w realizacji własnych planów; Stany Zjednoczone w 2016 r. będą zajęte kampanią przed wyborami prezydenckimi. Z kolei Rosja – bo, nie czarujmy się, i do niej wielu skrycie wzdycha, choć oficjalnie deklaruje co innego – jest zajęta na Ukrainie, w Syrii, a za chwilę – choć raczej przez jakichś swoich chłopców na posyłki, a nie własnoręcznie – zajęta będzie w Turcji, a poza tym jej oparta na eksporcie surowców gospodarka kuleje coraz bardziej.
Obecna sytuacja diametralnie różni się o tego, z czym mieliśmy do czynienia w latach 2005 – 2007, kiedy zwłaszcza Niemcy były u szczytu potęgi. (Zresztą, wydaje mi się, że nawet wówczas – o ile istniałaby wtedy taka konfiguracja polityczna, jak obecnie – Polska mogłaby się wybić na niezawisłość.) W dzisiejszych realiach jedyne, na co może liczyć dotychczasowy układ, to obliczone na wzbudzenie w Polakach kompleksów „ubogiego krewnego” pohukiwania niemieckiej prasy – która, nawiasem mówiąc, ostatnio pogroziła palcem Tuskowi – albo bajki z mchu i paproci o zamachu stanu w wykonaniu jakiegoś pana z CNN (sjenen to taki tefauen, tylko amerykański), który wyglądał i mówił po angielsku tak, że przez chwilę wrażenie miałem, że to jednak anglojęzyczna Al-Jazeera. A, no i pozostaje jeszcze Parlament Europejski, do którego na skargę jedzie Schetyna. Grzegorz „zniszczę cię” równie dobrze może sobie jechać do parlamentu Jamajki, bo oba zgromadzenia mogą tyle samo i tyle samo są warte ich rezolucje, czyli mają ciężar gatunkowy gorzkich żalów Lisa w ARD.
A na koniec, z dedykacją dla naczelnego Newsweeka, odrobina poezji: „Daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia” – „Zgrzeszyłeś, bracie Lisie, trzeba pokutować!” I sprawić sobie gustowny kombinezon zamiatacza ulic.
Inne tematy w dziale Polityka