Przeciągnie dziś ulicami stolicy tak zwana "Parada Równości". Niektórym to przeszkadza, innym nie przeszkadza, ale najdziwniejsze jest to, że wśród tych, którym parada nie przeszkadza są organizacje walczące z rasizmem. A przecież Parada Równości to w pewnym sensie manifestacja rasistowska! No dobrze - słówko "rasizm" nie jest tu rzecz prosta odpowiednie. Posiada ono określone znaczenie, którego zakres nie obejmuje ideologii ufundowanej na gruncie różnicy "orientacji seksualnej". A jednak wiele rasizm klasyczny z "rasizmem" geistowskim łączy. Oto - na przykład - rasiści klasyczni postulują biologiczny determinizm w sferze wyborów kulturowych (szeroko pojętych). Nie inaczej jest w przypadku geistów. Robert Biedroń, na przykład twierdzi : „W Polsce żyje około 2 milionów homoseksualistów. Osoby te tworzą pewną kulturę” (Zmienić paradygmat rodziny, Nowe Państwo 7/2004). Czy nie jest to swego rodzaju „rasizm”? Chyba tak, bo skoro, po pierwsze "orientacja seksualna" jest wrodzona, a po drugie homoseksualiści to grupa mająca własną, specyficzną kulturę, to mamy do czynienia z mocną sugestią, że korzenie tej kultury tkwią w biologii.
Bądźmy precyzyjni: korzenie ludzkiej kultury oczywiście tkwią w biologii. Z takim twierdzeniem zgodzi się - większość? - antropologów. Ale właśnie: kultury ludzkiej. Nie kultury niemieckiej, szwedzkiej czy azjatyckiej. Słowem - biologiczna podściółka kultury jest czymś, co ludzi raczej łączy, niż dzieli. Rasiści i geiści tymczasem stawiają na różnicę: biologiczna różnica jest czynnikiem konstytuującym kulturę grupy. Tym szlakiem poszedł niegdyś niemiecki ruch nacjonalistyczny, z którego wyłoniły się takie fenomeny jak "niemieckie chrześcijaństwo", germański neopoganizm czy - wreszcie - aryjska fizyka, które adepci (skądinąd wybitni nieraz uczeni) wojowali z "żydowską" teorią względności. Dla ideologów ruchu sprawa była jasna: Germanie MUSZĄ mieć własną, germańską religię, religie nie-germańskie bowiem (na przykład żydowskie chrześcijaństwo) nie pasują do aryjskiej natury, podobnie jest z etyką, filozofią, w ogóle z kulturą, wreszcie z nauką (także naukami ścisłymi). Dziś na tej drodze najdalej posunęły się pewne odłamy feminizmu - feministki krok po kroku powtarzają schemat rozwoju nacjonalizmu. Mamy już postulaty "kobiecej etyki" (zwie się to - o ile pamiętam - "etyką troski"), mamy "feministyczne religie" (i tu też podobnie, jak w przypadku nacjonalizmu germańskiego: rozpada się to na "zreformowane", sfeminizowane chrześcijaństwo i feministyczny neopoganizm), mamy wreszcie feministyczne boje z "androcentryczną" nauką. Jak niegdyś fizycy aryjscy wojowali z "żydowską teorią względności", tak dziś Luce Irigaray demaskuje "seksistowski" charakter teorii Einsteina (por: Alan Sokal, Jean Bricomont, Modne bzdury, s.112).
Czy geiści pójdą tym torem? Już idą. Postulaty dotyczące "własnej" etyki są stawiane od pewnego czasu, podobnie jest w przypadku religii. Teologowie związani z tzw. Metropolity Community Churches, związku religijnego, którego spora cześć członków i duchownych to homoseksualiści, twierdzą, że Jezus był homoseksualistą, żyjącym w czymś na kształt "rodziny alternatywnej) (swoją drogą - co by powiedzieli o tym zwolennicy teorii o małżeństwie Jezusa z Marią Magdaleną?. Czy dojdziemy do gejowskiej krytyki nauk ścisłych? Nie wiem, pewnie - tak (może już doszliśmy, a tylko ja nie jestem na bieżąco). Gejowska krytyka "nauk społecznych" w każdym bądź razie kwitnie. Tak więc widząc sunącą ulicami "Paradę Równości" warto może zakrzyknąć: uwaga, rasizm!
Inne tematy w dziale Polityka