Grzesiek był krępym, przysadzistym chłopcem. Bardzo ważną personą w swoim otoczeniu. Koledzy słuchali go uważnie, a podczas zabaw w piaskownicy zawsze wiódł prym. Budował najlepsze zamki z piasku i miał najnowsze wiaderko. Używał go nie tylko do robienia piaskowych babek, ale też jako broni – zawsze odgrażał się, że „jak nim huknie, to wszyscy dopiero zobaczą…”. Wiaderko wykonane było z metalu, dlatego też nikt dotąd nie odważył się sprawdzić ile owe groźby są warte.
Wraz z kolegami, Grzesiek miał konflikt z podwórkową bandą Jarka i Leszka. Oni i inne dzieciaki, które spędzały z nimi czas, bardzo chcieli dostać się do piaskownicy, która była własnością Grześka. Grzesiu dostał ją w posiadanie od o 2 lata starszego kolegi, który niedługo już pójdzie do przedszkola – Donka.
Tradycją stały się już regularne bitwy pomiędzy grupą Leszka i Jarka, a kolegami Grześka. W ruch szedł piasek, grabki, plastikowe samochodziki. Bijatyka zawsze kończyła się w momencie, gdy do akcji wkraczało metolowe wiaderko Grześka. Leszek z Jarkiem uciekali w popłochu, bojąc się silnego ciosu w głowę. Przy okazji ucieczki zawsze jednak odgrażali się, że „jeszcze tu wrócą!”
Pewnego razu, gdy Jarek z Leszkiem uciekali przed wymachującym wiaderkiem Grzesiem, zdarzył się wypadek. Leszek potknął się w biegu tak niefortunnie, że złamał nogę. Krzyczał w niebogłosy, zwłaszcza gdy leżącego biedaka dogonił jeden z kolegów Grześka, który puścił się w pogoń za uciekinierami. Nazywał się Andrzej. Okazało się jednak, że miał miękkie serce i gdy zobaczył zwijającego się w bólu Leszka postanowił darować mu manto, jakie początkowo chciał spuścić temu nachalnemu intruzowi. Napluł mu tylko w twarz i odszedł.
Uraz Leszka okazał się na tyle poważny, że młodziak musiał zostać w domu. Jego brat wyraźnie opadł z sił, pozbawiony towarzystwa swojego najwierniejszego kompana. Z tego powodu też, wraz z kolegami z podwórka odpuścili sobie na pewien czas zwyczajowe napady na piaskownicę Grześka.
Parę dni po wypadku, Grzesiek wypatrzył idącego samotnie pobliskim chodnikiem Jarka. W ręku dzierżył on plastikową reklamówkę, co mogło oznaczać, że mama wysłała go do sklepu po jakiś drobiazg.
- Chłopaki, to nasza okazja! – krzyknął Grzegorz – Zemścimy się na tym zezowatym kurduplu za wszystkie razy, kiedy nachodził nas w piaskownicy!
- Może jednak sobie darujemy, przecież jest bezbronny i ostatnio przestał nas nachodzić? – powiedział półgłosem i bez przekonania jeden ze stałych towarzyszy zabaw Grześka.
- Oszalałeś? Przecież oni mają w sobie gen agresji i nienawiści, musimy z nimi walczyć!
- Co to jest ten gen, Grześku?
- Takie coś w środku.
- Po czym to można poznać?
- Trzeba być ślepym, żeby nie zauważyć – Grzesiu mówił podniesionym głosem – Przecież oni mają czarną skórę! – odparł i dzierżąc dumnie metolowe wiaderko popędził w stronę murzyńskiego chłopca, którego czarnoskóry brat leżał niczego nieświadomy w łóżku ze złamaną nogą…
Inne tematy w dziale Polityka