Sholay Sholay
150
BLOG

Przyczyna katastrofy JEST znana

Sholay Sholay Polityka Obserwuj notkę 15

 Jak się można było domyśleć stenogramy wszystkich wątpliwości nie rozwiały. Odpowiedziały na kilka pytań, ale też dodały kilka nowych. Jak również można się  było domyśleć każde "stronnictwo" widzi w tych stenogramach co innego.

 
Zarówno na Salonie jak i w mediach pojawiło się mnóstwo różnych interpretacji, chciałbym jednak dodać parę zdań od siebie. Moim zdaniem przyczyny są dwie - pochopna decyzja podjęcia próby lądowania - chociaż zejście do minimalnej wysokości zniżania z definicji nie powinno stanowić zagrożenia. Właśnie po to się tę bezpieczną wysokość ustala. Druga przyczyna to usterka techniczna na kilkanaście sekund przed katastrofą.
 
Widać w zapisach kilka ewidentnych naruszeń zasad bezpiecznego latania, w każdym razie tych obowiązujących w liniach cywilnych.
 
Po kolei:
 
- wieża jasno zakomunikowała załodze, że "warunków do lądowania nie ma"
Mimo tego pilot postanawia zasięgnąć opinii kolegów z jaka PLF044, który chwilę wcześniej na Siewiernym lądował. Tu słyszy informację, że warunki są ciężkie, ale spróbować można. Dostaje też szczegółową informację dotyczącą działających pomocy - lamp ASL. Te lampy to coś na kształ reflektorów przeciwlotniczych, które smugami światła tworzą rodzaj bramki na progu pasa. Nie ma ani słowa o problemach z funkcjonowaniem radiolatarni. 
 
- pilot informował przedstawiciela Prezydenta - dyr. Kazanę, że szanse na pomyślne lądowanie są niewielkie. Przypuszczam, że znając stan wieży i lotniska wolał zaufać koledze z pułku. W lini cywilnej napewno bez namysłu by zrezygnował. Ale zasady linii wynikają nie tylko z bezpieczeństwa. Chodzi również o to, że szkoda marnować paliwa na próbę mającą niewielkie szanse powodzenia.
 
- załoga dokonała briefingu przed lądowanie, sprawdziła ilość paliwa. Wiadomo było, że na przelot na lotniska zapasowe paliwa wystarczy, nawet z zapasem na chwilę oczekiwania na Smoleńskiem na poprawę pogody. Briefing obejmował potwierdzenie możliwości komunikacji po rosyjsku i system metryczny. Jest też zalecenie by ewentualna procedura przerwanego lądowania nastąpiła przy użycia autopilota.
 
- nie słychać ani informacji kontrolera, ani dyskusji pilotów na temat QNH czy QFE. Na Zachodzie przy pierwszym kontakcie kontrola podaje ciśnienie i system pomiaru, np. "29.92 mmHg QNH".
 
- naruszenie zasady sterylnego kokpitu nie miało raczej wpływ na przebieg podejścia. Mimo, że kilku pasażerów rozmawiało podczas podejścia, to te rozmowy miały miejsce podczas podejścia do kręgu nadlotniskowego. Potem skupiono się na pilotażu i nawigacji
 
- pilot informuje, że po przekroczeniu wysokości 100m załoga ma być gotowa do przerwania podejścia. Wysokość decyzji dla Siewiernego to 70m, a nie 100m - widać to na mapce, do której link umieszczam na dole wpisu. Brzęczyk słyszalny między odczytem nawigatora 80m a 60m potwierdza, że sygnalizacja taka została uaktywniona na wysokościomierzu. 
 
- do wyskości 150m kontroler radaru precyzyjnego potwierdzła, że samolot jest na właściwej ścieżce schodzenia - w pozimie i w pionie.
 
- 10m przed minimalną wysokością zniżania, po informacji "80m" drugi pilot nakazuje odejście. Komenda drugiego pilota rozwiewa wątpliwości co do tego, że aby załoga się nie zagapiła w okna szukając ziemi. Najwyraźniej kapitan szukał ziemi za oknem, a drugi pilot kontrolował wysokość i przed przekroczeniem minimum nakazał odwrót.
 
- można domniemywać, że po komendzie "Odchodzimy" kapitan włącza autopilota, a widząc że samolot nie reaguje próbuje ręcznie go wyprowadzić. Na takiej wysokości to sytuacja skrajnie niebezpieczne i stąd zapewne brak jakichkolwiek komend. Aviate, navigate, communicate - taka jest kolejność czynności w kokpicie, tutaj był ledwie pare sekund i stąd wszyscy zajęli się aviate. 
 
 
Jako, że do 150m samolot był na ścieżce można przypuszczać, że gwałtowne przyspieszenie zniżania nastąpiło potem. I nie nastąpiło w wyniku świadomego działania załogi, bo słychać taką czynność NA PEWNO powtierdzono by głosem. 
Jako, że komenda "odchodzimy" padła a samolot nadal się zniżał, można domniemywać że na pokładzie wystąpił jakiś problem techniczny. Awaria silnika? Awaria owego bloku sterowania, który już przy okazji wypraw na Haiti szwankował? Coś jeszcze innego?
 
Ciekawe też ile róznych przecieków z odsłuchiwania nagrań okazało się nieprawdziwe. O ile okrzyki "Jezu, Jezu" mogły być projekcją wyobraźni, bądź chęcią ochrony wizerunku - bo ostatnie słowa ze stenogramów są skraje odmienne- to co z "w drugą... dawaj drugi"? Ale to już temat na osobny wpis.
 
 
mapka:
http://img72.imageshack.us/img72/7752/35643800.jpg
 
&
 
Sholay
O mnie Sholay

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka