Paweł Pomianek Paweł Pomianek
263
BLOG

Jestem zwolennikiem kościelnego elitaryzmu

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Polityka Obserwuj notkę 42

Wczoraj uczestniczyłem w pasjonującej dyskusji nt. przebaczenia i pokuty w Kościele w ramach lubelskiego oddziału Instytutu Tertio Millenio Adveniente. W trakcie dyskusji o religii w szkole, której jestem przeciwnikiem, jeden z debatantów zarzucił mi, że jestem zwolennikiem elitaryzmu. Otóż tak, jestem zwolennikiem kościelnego elitaryzmu. Jeśli ktoś zapytałby się mnie w imię czego, to odpowiedziałbym krótko: w imię autentyczności. Poniżej krótko przedstawiam korzyści dla poszczególnych osób i grup w Kościele, nade wszystko pod kątem autentyczności.

Warto u początków podkreślić, że chodzi mi w tym artykule o pewne urealnienie. Jestem bowiem głęboko przekonany, że zaledwie ok. 10/15% polskich katolików to ludzie wierzący. Chciałbym zaś, by widzialna struktura Kościoła składała się z ludzi utożsamiających się ze swoją wiarą i z wartościami wyznawanymi przez Kościół.

Dla dobra Matki Kościoła

Wystarczy prześledzić historię Kościoła a nade wszystko cofnąć się do pierwszych wieków, by zobaczyć, że zawsze było tak, iż im Kościół był mniejszy, tym był bardziej autentyczny – mimo prześladowań. Chrześcijanin był wówczas kimś od kogo moglibyśmy oczekiwać konkretnych postaw, prawości sumienia i postępowania, miłości nie tylko do innych chrześcijan, ale także do ludzi niewierzących. Podobny proces obserwujemy dziś na Zachodzi, gdzie po kryzysie Kościoła, przeżywa on prawdziwą wiosnę – jest malutki, ale jakże autentyczny. Świeccy są zaangażowani i utożsamiają się ze swoim Kościołem. Dodatkowo – w przypadku owego urealnienia – sakramenty Kościoła, pozostawione nam przez Jezusa Chrystusa nie byłyby profanowane przez ludzi, którzy kompletnie nie rozumieją ich istoty i bezczeszczą je, przystępując do nich z tradycji.

Dla dobra hierarchów

Zmniejszenie się szeroko pojętych wpływów biskupów, odebrałoby im przysługujący im dziś w społeczeństwie status świętych krów. Spowodowałoby więc, że nabraliby więcej pokory, musieliby – jak na Zachodzie – być bliżej ludzi, zwiększyłoby to również ich autentyczność. A warto zaznaczyć, że także hierarchowie, samą mocą święceń, nie mają patentu na zbawienie, także oni zostaną rozliczeni ze swojej postawy, autentyczności i miłości, z jakimi opiekują się swoimi owieczkami. Podobnie rzecz ma się z pozostałą częścią duchowieństwa.

Dla dobra wierzących

Przede wszystkim z dwóch względów. Po pierwsze dlatego, że taki odsiew sprawiłby, iż w Kościele pozostaliby niemal sami ludzie autentyczni. Owi autentyczni w końcu widzieliby jasno, na czym polega prawdziwie chrześcijańska postawa. Nie byłoby tych quasi-wierzących, którzy zaciemniają sprawę, rozmywają postawy wierzących i sprawiają, że coraz mniej ludzi, żyje autentycznie po chrześcijańsku. Po drugie natomiast Kościół po odsiewie byłby liczebnie mniejszy, co powodowałoby że wspólnoty parafialne znałyby się nawzajem, ludzie sprawowaliby nad sobą pewną kontrolę (w najlepszym tego słowa znaczeniu). Bardzo trudno byłoby wówczas udawać dobrego katolika. Bardzo szybko oddzielało by się ziarno od plewu.

Dla dobra (dziś)praktykujących-niewierzących

Bo rozmyte życie w kłamstwie nikomu nie służy. Natomiast pozostanie w Kościele jedynie ludzi autentycznych sprawi, że ci ludzie zaczną pociągać swoim przykładem. Tak jak w pierwszych wiekach, po katolikach widać będzie, że oni znają swoją wiarę i żyją nią na co dzień. A nie ma nic bardziej pociągającego niż autentyczność. Warto też zwrócić uwagę na fakt, który zwykle się pomija: Sakramenty nie są jedynie darem, ale jednocześnie nakładają na osobę przyjmującą pewne zadania. Tutaj przypomina się ewangeliczne zdanie: „Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,48). Dziś wierzymy w istnienie Kościoła także poza jego widzialnymi granicami. Jestem głęboko przekonany, że byle jakie przyjmowanie sakramentów miast ułatwić, może utrudnić niektórym drogę do zbawienia, natomiast jeśli Pan Bóg będzie chciał do tych ludzi trafić, jeśli będzie chciał okazać im swoje miłosierdzie, to znajdzie do nich drogę. Nie musimy za wszelką cenę udawać, że Mu to ułatwiamy, nawet w imię uciekania od Prawdy.

 

Na koniec może ktoś zapytać, jak tego odsiewu – którym tak tutaj szermuję – dokonać. Otóż bardzo prosto. Potrzebne są oczywiście wola i odwaga duchownych (bo przecież obniży się ich status społeczny oraz być może będą musieli żyć nieco bardziej ubogo niż dziś w naszym kraju), poza tym trzeba już zrobić tylko trzy rzeczy: 1. Stawiać twarde wymagania i jasno określić, jakie poglądy i postawy wykluczają ze wspólnoty Kościoła. 2. Konsekwentnie udzielać sakramentów chrztu, bierzmowania i małżeństwa, tylko autentycznym i przygotowanym do tego ludziom (o tym pisałem już niejeden raz, choćby tutaj). 3. Oddawać pewną pulę obowiązków przy parafiach w ręce świeckich. Jeśli jednak biskupi polscy nie zdecydują się na te kroki, kryzys przyjdzie sam i to już niebawem. Tyle że wtedy wszystko może się odbyć trochę bardziej boleśnie.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (42)

Inne tematy w dziale Polityka