Nasz prezydent dowiódł po raz kolejny, że jest odważny i bezkompromisowy. Medialny cel gruzińskiej eskapady został częściowo zrealizowany, aczkolwiek zbyt wiele osób i mediów w Polsce i Europie ośmieliło się zwątpić w oczywistą winę rosyjskich żołnierzy. Sukces jest zatem bardzo ograniczony, szczególnie na arenie międzynarodowej.
Właściwie chyba tylko twardzi zwolennicy Lecha Kaczyńskiego po raz kolejny przekonali się do swojego prezydenta. Na całym incydencie ugrał trochę więcej prezydent Saakashvili, ale i on nie może mówić o spektakularnym sukcesie.Dzięki polsko-gruzińskiej akcji nadgranicznej Europa i świat dowiedziały się Gruzini nie kontrolują więcej własnego terytorium niż przed sierpniowym atakiem na Cchinwali, ale politycznie i tak to nic nie zmieni. Waszyngton, Bruksela, Londyn, Paryż czy Berlin nie kiwną nawet palcem. Widać to dobrze po niezmiernie wyważonych reakcjach UE i NATO na „ostrzelanie przez Rosjan kolumny dwóch prezydentów”. Przecież rzekomo rosyjscy bądź osetyńscy żołnierze strzelali do głowy państwa, które jest członkiem Unii i Paktu! W takiej chwili oczekiwałbym ostrych komentarzy, stanowczego potępienia czy deklaracji międzynarodowego śledztwa, chociażby w europarlamencie. A tu praktycznie nic.
Co więcej raport OBWE potwierdza, że w sierpniu w Południowej Osetii pierwsi otworzyli ogień Gruzini, z rozkazu swojego prezydenta. Za chwilę przyjaźń z Saakashvilim może się dla Lecha Kaczyńskiego okazać kłopotliwa. Obawiam się, że nasz prezydent całkiem nieświadomie zaszkodził sprawie gruzińskiej na forum europejskim. Wiarygodność jego gruzińskiego przyjaciela Mikhaila Saakashvilego i tak od dawna jest niewielka.
W strategicznym trójkącie prezydenckim Warszawa-Kijów-Tbilisi, Polska wypada najsłabiej. Kijów forsuje Wielki Głód jako ludobójstwo i gloryfikuje zbrodniarzy z UPA, Tbilisi robi co może, aby bronić swojej integralności terytorialnej. Nasz prezydent natomiast ogranicza się do akcji medialnych i specjalnych na terenie obu sojuszników. Wpisuje się świetnie w ich zapotrzebowanie, ale realnych korzyści dla naszego kraju trudno się dopatrzeć.
Tymczasem w niedzielę polski prezydent dokonał swoistej deprecjacji swojego urzędu. Oto prezydent Rzeczypospolitej urządzając podobną hecę zachowuje się jak głowa państwa na Kaukazie albo w Azji, mentalnie kierując nas właśnie na Wschód. Niby wszystko poszło gładko, ale nie sposób się oprzeć wrażeniu, że Lech Kaczyński właśnie zaliczył kolejną wpadkę. Na dodatek znów te antyrosyjskie fobie. Może jadą naprzeciw rosyjskim wojskom Lech Kaczyński poczuł się na chwilę jak Marszałek Piłsudski w 1914 roku na czele pierwszej Kadrowej. Może nawet nucił sobie pod nosem Pierwszą Brygadę.
Od samego początku protestowałem i przestrzegałem przed uznaniem niepodległości Kosowa. Gdyby nie błąd w sprawie zalegalizowania rozbioru Serbii, również Gruzini nie mieliby zapewne dzisiejszych problemów a wyprawa prezydenta Kaczyńskiego nie byłaby po prostu potrzebna.
Inne tematy w dziale Polityka