Nie jestem biegły w kwestii in vitro, prawie kanonicznym czy ekskomunice. Jestem jednak dosyć „biegły” w myśleniu.
Wyobraźmy sobie drużynę koszykówki, w której zawodnicy biegają po boisku z piłką pod pachą lub lekkoatletę, który uzna, że cztery odbicia to właściwa ilość w trójskoku, albo kulturystę zażywającego niedozwolony specyfik służący przyrostowi masy mięśniowej. Czy ci sportowcy mogą liczyć na przychylność swoich związków sportowych i akceptację osiągniętych wyników?
Jak ktoś uzna, że przykłady sportowe są nazbyt abstrakcyjne, to proponuję analizę na gruncie wiary, tylko innego wyznania. Muzułmanin wchodzący do meczetu w obuwiu lub Żyd bez nakrycia głowy w synagodze nie znajdą akceptacji swoich współwyznawców, a jeżeli uporczywie postępują wbrew nakazom i zakazom - zostają wykluczeni z religijnej wspólnoty. Za naruszenie zewnętrznych atrybutów wiary!
W Kościele Katolickim mamy do czynienia z grzechami, a kodeks kanoniczny reguluje, co dzieje się z jednostką, która neguje ich istnienie poprzez grzeszne zachowanie. Jak rozumiem arcybiskup Henryk Hoser nie wymyślił ekstra kary dla stosujących metodę in vitro, a jedynie wyartykułował zapis kodeksu kanonicznego. Zaznaczmy – za naruszenie czegoś istotniejszego, niż zewnętrzny atrybut wiary.
To tak, jakby trener lub sportowy publicysta publicznie ogłosił, co dzieje się z piłkarzem, który fauluje na polu karnym: dostaje czerwona kartkę i musi opuścić plac gry. Podobnie dzieje się z człowiekiem, który mieni się być katolikiem, a stosuje zapłodnienie metodą in vitro. W takiej sytuacji automatycznie pojawia się „czerwona kartka” i wykluczenie „z gry”, czyli ze wspólnoty wiernych.
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka