Aleksander Ścios w swoim dzisiejszym tekście (http://cogito.salon24.pl/303129,kto-buduje-trzecia-sile) porusza kwestię opozycji pozaparlamentarnej - prawicowej i jakiejś nieokreślonej, postPRL-owskiej. Odniosę się do tej pierwszej opozycji, bo na ten temat mam cokolwiek do powiedzenia.
Odmawianie innym prawa do bycia "prawdziwą" prawicową opozycją byłoby zasadne, gdyby "największa prawicowa partia opozycyjna" była "prawicowa" i "opozycyjna". Czy taką partią jest Prawo i Sprawiedliwość?
Co robił PiS, gdy minister Kopacz załatwiała nieletniej Agacie skrobankę? NIC.
Co robił PiS, gdy premier Tusk delegował do Trybunału w Strasburgu nominantów premiera Millera? NIC.
Co robił PiS, gdy ważyły się losy Traktatu Lizbońskiego redukującego siłę głosu Polski w UE? POPARŁ Traktat Lizboński.
Co zrobił PiS, gdy w 2007 sprawował władzę? POPARŁ rozwiązanie parlamentu oddając władzę PO.
Co zrobił lider PiS między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich? POPARŁ lewą nogę.
Można by zgodzić się, że wszyscy poza PiS muszą samoczynnie zdematerializować się w imię zwycięstwa PiS, ale gdzie w PiS prawicowość, opozycyjność, konserwatyzm, chęć rozliczenia przeszłości? Czy da się robić reformy, rozliczać PRL, realizować konserwatywne ideały, robić moralną rewolucję z Kryże, Jasińskim, Karskim, Lepperem?
Czy PiS chce wygrać tegoroczne wybory parlamentarne? NIE.
Aby wygrać wybory, trzeba łączyć, a nie dzielić prawicę. Trzeba stawiać warunki słabszym partnerom, ale stawiać warunki również samym sobie. Trzeba tak negocjować warunki współpracy, by słabsi partnerzy znali swoje miejsce w szyku. Ale trzeba chcieć nawiązać tą nić współpracy, bo bez względu na to, czy inne partie prawicowe to zbiór patriotów, czy banda cwaniaków o chorych ambicjach, to nikt nie zdematerializuje się tylko dlatego, Jarosław Kaczyński tego zapragnął.
Jarosław Kaczyński przyjął zasadę, że może przegrać najbliższe wybory, byleby na scenie politycznej poza PiS nie było żadnej prawicy. To taktyka, którą PiS zastosował w wyborach samorządowych. W samorządach na szczeblu województw PiS nie ma prawicowego konkurenta, ale PiS te wybory przegrał. I tak będzie w wyborach parlamentarnych. I znów nie będzie dla PiS konkurencji, ale rządził będzie ktoś inny.
Reprezentuję Prawicę Rzeczypospolitej. Nie narzucamy się Prawu i Sprawiedliwości. PiS nie musi nas zauważać, ale jeśli przegrają jesienne wybory i zabraknie im do rządzenia 2-3%, to niech nie utyskują, że te procenciki zdobyła Prawica Rzeczypospolitej. Niech nie utyskują, jeśli do Senatu nie wprowadzą żadnego swojego przedstawiciela, bo tak może się stać, jeśli w jednym okręgu obok Senatora Romaszewskiego będzie konkurent z UPR, WiP, Prawicy Rzeczypospolitej i PJN. A stać się tak może, bo Jarosław Kaczyński nie reaguje na propozycję, by oszacować poparcie dla poszczególnych podmiotów i proporcjonalnie do tego poparcia wystawić kandydatów tak, by prawica nie wycinała się nawzajem.
Ale tak się nie stanie, bo według J. Kaczyńskiego lepiej, by PiS nie miał w Senacie Andrzejewskiego i Romaszewskiego, ale Prawica Rzeczypospolitej i PJN nie przeżyło najbliższych wyborów.
I Jarosław Kaczyński miałby rację, gdyby nie jeden drobiazg: Jeśli Prawo i Sprawiedliwość będzie takie „opozycyjne”, „prawicowe” i „konserwatywne” jak do tej pory, to Prawica Rzeczypospolitej będzie startować w kolejnych wyborach parlamentarnych.
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka