Od dawna obserwuję, że współczesna Polska to kraj pełen przepisów, ale państwo, które pozbawione jest prawa. Utwierdzałem się w tym przekonaniu pisząc pracę magisterską na temat dostępności pornografii we współczesnej Polsce. Analizowałem przepisy i konfrontowałem z nimi stan faktyczny, który dramatycznie odbiegł od tego, co nakazują i zakazują zapisy kodeksu karnego i innych ustaw, rozporządzeńitp. o normach obyczajowych i moralnych nie wspominając. Podobnie jest z wieloma innymi sferami życia, gdzie literalny przepis mówi jedno, ale praktyka jest zupełnie inna.
Każdy z nas obserwuje osoby handlujące na ulicach, poza miejscami wyznaczonymi do handlu i bez wymaganych zezwoleń, i wielu z nas tłumaczy sobie, że „to przecież staruszka, która pozbywa się niepotrzebnych ubrań (sprzętów domowych, książek), bo nie ma z czego żyć” i „komu to szkodzi, że ona sobie dorabia?”W mojej ocenie to „ szkodzi” i to bardzo, bo ta przykładowa staruszka ma za co kupić sobie chleb i buty na zimę, ale inne staruszki (i ona sama) są pozbawiane renty czy emerytury na poziomie adekwatnym do wkładanej przez dziesięciolecia pracy, właściwej opieki socjalnej i zdrowotnej, świadczeń, które w państwie prawa, w przeciwieństwie do państwa przepisów, są nie tylko zapisane w ustawach, ale są bezwzględnie realizowane w praktyce; realizowane w interesie staruszek oraz wszystkich innych członków społeczności.
Przykładowa staruszka handlująca na ulicy ratuje siebie, ale dziesiątki tysięcy osób handlujących bez zezwolenia i bez płacenia danin publicznych osłabia legalny handel, doprowadza do likwidowania i obniżania rentowności biznesu prowadzonego zgodnie z przepisami, zmusza do obchodzenia prawa (zaniżania ewidencjonowanych dochodów, zatrudniania na czarno), demoralizuje. Nieopodatkowany, nielegalny handel zmniejsza ilość handlu opodatkowanego - legalnego, a to jednostkowa korzyść kosztem szkody w wymiarze makro.
Brak egzekucji prawa dotyka różne sfery. Wszechobecna pornografia, nielegalny handel, nie egzekwowane przepisy ruchu drogowego, agencje towarzyskie (eufemistyczna nazwa nielegalnych domów publicznych, gdzie ma miejsce stręczycielstwo i kuplerstwo), to pierwsze z brzegu, ale nie jedyne przykłady prawnej fikcji we współczesnej Polsce.
Co jest tego przyczyną?
My, „zwykli” obywatele jesteśmy ułomni. Z powodu nieznajomości prawa, własnej wygody, lenistwa, niechęci do przestrzegania istniejących norm albo zwykłej nieuczciwości, obchodzimy lub łamiemy przepisy. To naganne, ale zrozumiałe, bo taka właśnie bywa ludzka natura. Ale co powiedzieć o podobnie zachowujących się funkcjonariuszach państwa - przedstawicielach administracji, wymiaru sprawiedliwości (policjantach, prokuratorach, sędziach), parlamentarzystach, urzędnikach, którzy akceptują naginanie lub łamanie prawa lub - o zgrozo - sami je ignorują i łamią? W sprawach drobnych, „zaledwie” proceduralnych, ale też fundamentalnych, ustrojowych.
Partia rządząca Polską oraz tabun liberalnych publicystów nie widzi nic niestosownego w oddaniu części polskiej suwerenności w gestię międzynarodowej biurokracji. Według nich, jeśli coś jest „słuszne”, to obowiązujące prawo, w tym Konstytucja, nie ma większego znaczenia.
Sposób badania katastrofy smoleńskiej nie wynikał z prawa międzynarodowego, ale to nie ma, dla wielu ważnych osób w państwie, żadnego znaczenia. Mało tego - ani Premier rządu RP, ani szef komisji badającej katastrofę, ani nikt inny, nie jest w stanie wskazać dokumentu ani umowy, na podstawie której katastrofa ta była badana.
Przykłady można mnożyć, ale ile by ich nie było, to przerażający jest fakt, że taką beztroską i indolencją wykazują się nie tylko „zwykli” obywatele, którzy - jak napisałem powyżej - bywają ułomni, ale najwyżsi dostojnicy państwowi, premier, konstytucyjni ministrowie. Doprowadza to do sytuacji, gdy „zwykły” obywatel uznaje, że przepis służy tylko do figurowania na papierze (w ustawie, kodeksie, rozporządzeniu), a prawo to jest to, co zawłaszcza sobie uprzywilejowana jednostka lub grupa.
Trwa walka nie o dobre przepisy konstytuujące dobre prawo dla ogółu, ale o usankcjonowanie jako prawa tego, co jest wygodne dla elity. Elity, czyli możnych i ustosunkowanych.
Takie refleksje towarzyszą mi na koniec 2011 roku. Mimo wszystko – Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku. Nie tylko dla elit…
Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka