Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz
1133
BLOG

Rutkowski nic nie wykrył

Piotr Strzembosz Piotr Strzembosz Polityka Obserwuj notkę 20

Wielu blogerów, publicystów i polityków forsuje tezę, że Krzysztof Rutkowski pomógł lub wręcz doprowadził do wykrycia prawdy o zaginięciu półrocznej Magdy z Sosnowca. Całkowicie nie zgadzam się z takim poglądem.

1.     Rutkowski poznał/wykrył prawdę.
Faktem jest, że matka małej Magdy przyznała się Rutkowskiemu, że nikt jej nie napadł. Ponadto powiedziała, że dziecko „wyślizgnęło się z kocyka i umarło po tym, jak upadło na wysoki próg”. Słowa te Katarzyna W. wypowiedziała nie samodzielnie, ale po tym, jak Krzysztof Rutkowski zasugerował jej, że „dziecko upadło na ziemię”.
 
Nie mamy żadnych dowodów, że te słowa poza stwierdzeniem że nie było porwania, są prawdziwe. Nie wiemy, czy dziecko „niechcący wypadło z kocyka”, ani, że „zmarło po uderzeniu w próg”, ani nawet tego, czy stało się to w ich domu. Nie wiemy również, czy ktoś (matka, ojciec, babcia, ktoś inny) z premedytacją nie przyczynił się do tej śmierci. Przyczyna śmierci dziecka powinna być znana dopiero po sekcji zwłok, a osoby postronne, które przesądzały, co jest przyczyną śmierci przed odnalezieniem zwłok, nie wystawiają sobie dobrego świadectwa.
 
2.     Rutkowski wskazał miejsce ukrycia ciała dziecka.
Krzysztof Rutkowski zbłaźnił się twierdząc, że wie, gdzie matka Magdy ukryła ciało swojego dziecka. Przed kamerami twierdził, że „czuł zapach” oraz „widział” ciało dziecka. Te rewelacje Rutkowski ogłaszał 1,5 km od miejsca, gdzie później policjanci znaleźli zwłoki małej Magdy. Zawiniątko, w które według Rutkowskiego miały być zawinięte zwłoki, okazało się kurtką nastolatka, a wstępne badania policyjnych ekspertów nie wykazały, by ona miała ze sprawą coś wspólnego.
 
3.     Rutkowski „zawęził obszar poszukiwań” czym doprowadził do znalezienia ciała dziecka.
Krzysztof Rutkowski przekazując Katarzynę W. Policji oświadczył, że jej dziecko nie zostało porwane, a zmarło w mieszkaniu, więc Katarzyna W. musiała ukryć je nieopodal miejsca zdarzenia. Ta sugestia wynikała również z przekazanego mediom filmu oraz wywiadów, które Rutkowski chętnie udzielał. Faktem jest, że Policja szukała dziecka w różnych miejscach nie wykluczając wariantu porwania i wywiezienia dziecka za granicę. W mojej ocenie jest to wyraz profesjonalizmu Policji, gdyż zaniechanie poszukiwań w miejscach oddalonych od miejsca zdarzenia bez definitywnego wykluczenia porwania oraz innych wariantów (zakładających przeżycie dziecka) byłoby skandalem. Szczególnie biorąc pod uwagę a) rozchwianie psychiczne Katarzyny W. po utracie dziecka (śmierć dziecka, na którą nikt nie miał wpływu, jak i jego porwanie lub dokonanie zabójstwa musiały odbić się na psychice matki); b) niewiarygodność Krzysztofa Rutkowskiego (wielokrotne kłamstwa i bałwochwalstwo, działanie jako „detektyw” bez stosownych uprawnień, liczne przypadki łamania prawa i etyki, karalność). Rutkowski przekazał uzyskaną od matki dziecka informację, co nie miało wpływu na działania operacyjne Policji (patrz pkt 4).
 
4.     Policja bez pomocy Rutkowskiego nie znalazłaby ciała dziecka.
Od pierwszego dnia Policja szukała ciała martwego dziecka, bo jak inaczej wytłumaczyć przeszukiwanie okolicy miejsca domniemanego porwania, przeszukiwanie krzaków, badania specjalistycznym urządzeniem przeznaczonym do wykrywania obiektów pod powierzchnią ziemi, badanie dna rzeki i jej nabrzeża? Przecież nikt rozsądny nie przyzna, że na dnie rzeki, w krzakach lub pod ziemią, w kilka/kilkanaście dni po zaginięciu, w temperaturze minus kilkanaście stopni, można znaleźć żywe sześciomiesięczne dziecko! Krótko mówiąc Policja szukała ciała nieżywego dziecka; szukała również tam, gdzie ono się znajdowało. A rzetelność tych poszukiwań, to zupełnie inna sprawa…
 
Nie przeczę, że Policja dopuściła się szeregu rażących błędów i zaniedbań (ostatnie zdanie poprzedniego akapitu jest tego przykładem). Psycholodzy robili portret psychologiczny domniemanego porywacza na podstawie jego wyglądu (kurtka z czarnym paskiem, długie, „patykowate” nogi), a badając matkę dziecka nie wykryli, że wprowadziła ich w błąd, ponadto policjanci po znalezieniu zwłok dziecka nie zabezpieczyli tego miejsca (w TV widzimy tłumy ludzi palących znicze i kładących pluszaki obok rudery, gdzie dokonano tego dramatycznego znaleziska), co wyklucza dokonanie dalszych ekspertyz w tym miejscu.
 
Poza tymi zaniedbaniami były zapewne inne błędy, ale rażących nie widzę (co nie znaczy, że ich nie ma). Dostrzegam natomiast przesłanki do stwierdzenia, że działania śledczo-dochodzeniowe miejscami były profesjonalne.
 
Przede wszystkim profesjonalne było nie wykluczanie żadnej, nawet najmniej prawdopodobnej hipotezy (osoby krytykujące Komisję Millera powinny przyznać mi rację). Zaniechanie poszukiwań żywego dziecka przed odnalezieniem jego zwłok byłoby haniebnym skandalem, za które należałoby jednoznacznie krytykować śledczych, podobnie jak za poszukiwania zwłok dziecka jedynie w miejscu podanym przez Krzysztofa Rutkowskiego lub matkę dziecka (kto przed finałem poszukiwań miał przesądzić, że druga z kolei wersja zeznań Katarzyny W. jest prawdziwa?).
 
Na podstawie posiadanych informacji nie jesteśmy w stanie ocenić, czy prowadzący śledztwo zaniechali czegoś w wydobywaniu informacji od Katarzyny W. (w przeciwieństwie do scen z „dociskaniem” przez Rutkowskiego, telewizje nie emitują nagrań z przesłuchania dokonanego przez policjantów i psychologów). Wiemy, że rodzice Magdy byli śledzeni, co w innych sytuacjach (np. gdyby okazało się, że są bez najmniejszej winy) mogłoby być oceniane jako inwigilacja ofiar przestępstwa. Jestem jednak pewien, że gdyby prowadzący śledztwo „docisnęli” płaczącą matkę dziecka lub złamali procedury podczas przesłuchania (przyzwolenie do „niestandardowych” działań wykazują liczni komentatorzy), spadłby na nich grad krytyki i obligatoryjna konieczność wyciągnięcia służbowych konsekwencji. Nie można również wykluczyć, że podczas „dociskania” matka dziecka miast wyjawić prawdę, w stresie lub z chęci mataczenia, podałaby informacje utrudniające dojście do prawdy. Nie wiemy również, czy w mieszkaniu rodziców dziecka nie były zamontowane urządzenia podsłuchowe i nagrywające obraz (co brzmi jak inwigilacja, ale jeśli śledczy „powinni dociskać” i naruszać procedury, np. „straszyć” wariografem, to wymieńmy cały arsenał rodem z PRL), a w przypadku zainstalowania takich urządzeń wiedza Rutkowskiego była również wiedzą Policji.
 
Na marginesie warto zauważyć, że Katarzyna W. po ujawnieniu tragedii była w kinie na horrorze, co ma ponoć świadczyć o braku ludzkich uczuć u matki dziecka, która wie, że jej dziecko nie żyje. Dziś, kiedy już dużo wiemy, każdy może powiedzieć, że to dowód właśnie na to, ale równie dobrze mogłoby to przemawiać za hipotezą, że Katarzyna W. sprzedała swoje dziecko i jedynie udaje rozpacz.
 
Tak więc nie widzę poważnych argumentów za tym, że „detektyw” (celebryta, blagier i kłamca) Krzysztof Rutkowski doprowadził do wykrycia prawdy. Szczególnie, że całości tej prawdy nie znamy nawet dziś.

Były radny Sejmiku Województwa Mazowieckiego, autor kilku scenariuszy filmowych i kilkuset artykułów, miłośnik kina, teatru i ogrodów botanicznych. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka