W normalnych czasach zostałby raczej dyplomatą niż dziennikarzem. Lub politycznym komentatorem, bo polityka, obok pięknych kobiet w młodości i tenisa przez całe życie, stanowiła jego wielką pasję. Nic dziwnego, kuzyn Zbigniew Brzeziński był przecież jednym z ważnych rozgrywających na globalnej szachownicy.
Andrzej Roman przez ponad dziesięć lat redagował w „Tygodniku Solidarność” dział sportowy. Do redakcji, wtedy jeszcze przy Kościelnej 12, najczęściej przyjeżdżał na rowerze, z rakietą i zwykle w stroju nadającym się niemal do wybiegnięcia na kort. Znał wszystkich, opowiadał zajmująco, był gotów do rozmowy na każdy temat, przynajmniej do godziny, na którą miał zarezerwowany kort… Wtedy uśmiechał się przepraszająco i wsiadał na rower.
Żołnierz AK, urzędnik USC
Z urodzenia był warszawianinem, niewiele młodszym od pokolenia Kolumbów. W roku 1943, jako szesnastolatek, został żołnierzem AK. Jego osiemnaste urodziny przypadły w kilka dni po formalnym końcu wojny. Rozpoczął studia, podjął pracę, szukał swego miejsca w życiu.
Prawo na UW ukończył w 1949, później studiował tam jeszcze historię sztuki i socjologię. Zaraz po studiach pracował m.in. w urzędzie stanu cywilnego na Mokotowie, gdzie poznał Adolfa Rudnickiego, który starał się o błyskawiczny ślub z urodziwą Marie O’Mahoney, zwaną Scarlett. Zafascynowany książkami Rudnickiego, młody absolwent prawa załatwił pisarzowi termin z dnia na dzień. Związek okazał się jednak nietrwały i wkrótce pełna temperamentu Irlandka została żoną kompozytora Andrzeja Panufnika.
Duszne klimaty lat pięćdziesiątych
Młodzi ludzie chcieli zapomnieć o wojnie. Zachłannie szukali urody życia, miłości, przyjaźni. Ale często też uciekali przed koszmarem nowych, niedobrych dla Polski czasów, w wódkę, w anegdotę, w nierzeczywistość. Pili, ostro pili. Pisarze, filmowcy, malarze, aktorzy. Cały ten artystyczny światek, ale i złota młodzież, prywaciarze, piękne kobiety, sportowcy, studenci, także półświatek. Dobrze oddają klimat tamtego czasu pisane na bieżąco opowiadania Hłaski czy „Dziennik 1954” Tyrmanda, ale też wspomnienia Andrzeja Romana o „Czterdziestu wspaniałych” (2003).
Ciekawą wykładnię tego zjawiska daje Krzysztof Pasierbiewicz, autor książki o tzw. helskiej balandze (2006), zauważając, że ludzi z nazwiskami, ludzi z fantazją i ludzi z pieniędzmi na przekór szpetocie komuny łączyło luzackie poczucie humoru, polot i fantazja, upodobanie wolności i jakże znamienny dla tamtej epoki stan sielskiej i całkowicie bezkarnej beztroski finansowej, jako że pieniędzy się wtedy na ogół nie miało, więc nikt się o nie specjalnie nie martwił”.
Drastycznie się ustatkował
Nagroda czasopisma „Poetry&Paratheatre”
w Dziedzinie Sztuki za Rok 2015
Kategoria - Poezja
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka