WojciechWężyk WojciechWężyk
139
BLOG

Uchodźcy trafią do Sopotu?

WojciechWężyk WojciechWężyk Polityka Obserwuj notkę 1

Prezydent Jacek Karnowski deklarujący chęć przyjęcia afgańskich uchodźców do Sopotu przypomina kandydatki do tytułu Miss, które pytane o swoje plany po zdobyciu korony odpowiadają, że chcą ratować świat. W przeciwieństwie do pięknych dziewczyn, jego intencje nie są wynikiem naiwności, a zwykłą polityczną zagrywką. Jej celem jest jak zawsze przyciągnięcie medialnej uwagi, co w partyjnych rozgrywkach jest najbardziej pożądaną walutą.

Sopot nie radzi sobie z rodzimymi turystami, którzy w sezonie niemal roznoszą centrum miasteczka. Bijatyki, pijaństwo, głośna muzyka – to tylko kilka podstawowych problemów, z jakimi mierzymy się tu na co dzień. W tych sprawach Jacek Karnowski nie ma za wiele do powiedzenia, a jego działania można skwitować: „nie da się”.  

Natomiast w tematach, na które prezydent kompletnie nie ma wpływu, a do takich należy najnowszy kryzys międzynarodowy, nasz włodarz zachowuje się niczym nastoletni internauta, który kompulsywnie musi pierwszy skomentować jakiś artykuł, podkreślając radość odpowiednim hasztagiem.

Bądźmy spokojni. Nie grożą nam tłumy Afgańczyków na molo ani muezin wzywający do modlitwy z latarni morskiej. Przerabialiśmy już puste gesty Jacka Karnowskiego w trakcie dramatycznych wydarzeń w Syrii, kiedy deklarował przyjęcie do kurortu tamtejszych sierot. I co? I nic. Bo po prostu realizacja jego haseł była poza kompetencjami włodarza. Tak jest i w tej chwili.

Celem prezydenta Sopotu jest pokazanie się w jak najlepszym świetle na tle obozu rządzącego, który istotnie nie jest otwarty na przyjmowanie Afgańczyków, ale w odróżnieniu od Jacka Karnowskiego ma kompetencje do zarządzania tą dramatyczną sytuacją. Ja mam dobre serce, tamci mają złe – można na skróty intepretować intencje włodarza. Ale niestety tym razem Jacek Karnowski nie bierze pod uwagę skali zjawiska, do którego tak chętnie chce mieszać sopocian. To już nie są syryjskie sieroty ani Białoruscy dysydenci, którym rzeczywiście Sopot pomógł, za co Jackowi Karnowskiemu należą się ukłony.

Tym razem mamy do czynienia z wielką, międzynarodową rozgrywką polityczną, w której karty rozdają między innymi Rosjanie, zainteresowani destabilizacją granic. Kryzys uchodźczy w 2015 roku pokazał jednoznacznie, że tych spraw nie da się rozwiązywać na zasadzie „ja wiem, ja pomogę”. Wydawać by się mogło, że prezydent, pokładający wszystkie swoje nadzieje w instytucjach Unii Europejskiej, będzie to rozumiał i między innymi Brukseli odda pierwszeństwo w ocenie sytuacji. A ta, jak widać na przykładzie Ceuty i Melilli, gdzie granice otoczone są drutami kupionymi za unijne pieniądze, jest chyba mniej wyrywna niż sopocki włodarz.

W całej tej dyskusji oczywiście dużo mówi się o moralności, szczególnie chrześcijańskiej, co jest o tyle ciekawe, że ci sami ludzie, którzy nie tak dawno maszerowali protestując przeciwko wpływom Kościoła, teraz upatrują wskazówek w etyce katolickiej. Nie jestem przekonany co do szczerości intencji prezydenta. Zresztą, nie mają one żadnego znaczenia. O wiele ważniejsze jest to, czy Jacek Karnowski, gdyby rzeczywiście do Sopotu relokowano Afgańczyków, umiałby sobie z takim wyzwaniem poradzić. Załatwienie lokum jest bowiem tylko czubkiem góry problemów z jakimi mierzą się wszyscy ci, którzy starają się asymilować kulturowo odległych uchodźców. Nie wierzycie? Poczytajcie niemiecką prasę. Za Odrą mają o wiele większe doświadczenia niż w urzędzie miasta na ulicy Kościuszki.

Temat jest trudny i skomplikowany. Zaproponowałem prezydentowi Sopotu organizację serii spotkań z mieszkańcami, żeby mogli oni zrozumieć założenia pomysłu Jacka Karnowskiego i wypowiedzieć się w całej sprawie. Oczywiście natychmiast pan prezydent zwalił wszystko na radę miasta...


www.wojciechwezyk.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka