Przydrożna wierzba łypnęła na nas jednym okiem spod czupryny.

"Spacerków wam się zachciało?" - zdawała się mówić - "Po mokradłach? No to powodzenia w starciu z komarami, he he."

Mimo jej ostrzeżeń zapuściliśmy się jednak w głąb Gardnieńskich Lęgów. W oddali błyszczała tafla jeziora Gardno.

Przed nami rozciągał się "podmokłego przestwór oceanu", a gdzieś tam kryły się ptaki wodne i łąkowe, których ostoją są te tereny i które mieliśmy nadzieję ustrzelić aparatem.

Choć zewsząd dobiegały do nas ptasie świergoty, kląskania, trele i gęgania, trudno było wypatrzeć choć jednego przedstawiciela tego zróźnicowanego chóru. Mimo wszystko wysiłki nie poszły całkiem na marne.

Reszta towarzystwa nie wyściubiała dzioba z wysokich traw, zarośli i koron drzew, przypominających w tym krajobrazie afrykańskie akacje.

Dużo łatwiejsze okazało się polowanie na owady. Przy czym wcale nie komary mam tutaj na myśli, choć chwilami uprzykrzały nam one wycieczkę, znacznie mniej jednak niż się tego obawialiśmy po wierzbowych przestrogach.

Wszelkie niedogodności rekompensowały motyle, których mnogość zadziwiała.



Roślinność podmokłych łąk,

i kanałów

również zachwycała malowniczością.

Widzisz, krzywa wierzbo? Spacer nie okazał się jednak takim złym pomysłem.
Inne tematy w dziale Rozmaitości