Jeśli ktoś myślał, że tu zawsze będzie miło i pacyfistycznie, to się chyba pomylił. Zapragnęliśmy bowiem wedrzeć się na teren dawnej, ściśle tajnej bazy rakietowej w Rąbce koło Łeby, ruszyliśmy więc w drogę w bojowym nastroju.
Niestety, zostaliśmy rozbrojeni już na samym wstępie widokiem kilkunastu sztuk ryjących i dziko dokazujących dzików. Trzy lochy z podrośniętymi już dobrze warchlakami urzędowały sobie radośnie obok wejścia na teren wyrzutni.

Duch bojowy gdzieś się ulotnił, więc karabin przy wartowni okazał się niepotrzebny - potulnie nabyliśmy wymagane bilety i ruszyliśmy na inspekcję jednostki.

Oto "Posłaniec Renu" (Rheinbote). Ciekawe jak taki długaśny chudzielec wytrzymywał te odległości (230km), na które go posyłano z ogromną prędkością (6000km/h)?

Chyba niezbyt dobrze, gdyż po użyciu pozostały po nim jedynie marne szczątki.

"Córa Renu" (Rheintochter) miała przynajmniej solidniejszą figurę. Nie była też taka przyziemna jak jej balistyczny kolega.

Do przesyłek na mniejsze odległości służyły sześciokrotne 'lufy' o wdzięcznej nazwie "Miotacz mgły" (Nebelwerfer).

Całe to szemrane towarzystwo wyprowadziło się na szczęście spod Łeby po wojnie. Na jego miejsce zaś wprowadziło się nowe - zacne i własne.

"Meteor 1" i "Meteor 3" kręciły się po stratosferze, badając skąd wieją wiatry. (Wiały ze wschodu rzecz jasna.)

"Meteor 2" dolatywał nawet do granic kosmosu (105km), sprawdzając czy słońce tam zbytnio nie przygrzewa.

Polscy naukowcy, posiadając zbyt wybujałe wyobraźnie i ambicje, konstruowali swoje zabawki do początku lat siedemdziesiątych, kiedy to bratnia troskliwa ręka ukróciła wreszcie te nieodpowiedzialne igraszki. Po tamtych czasach pozostała hala montażowa i fragment rampy.

Inne tematy w dziale Rozmaitości