Pamiętna Dworek k. Skierniewic, woj. łódzkie – całkowita obiadowa klapa
Po prawie roku zdecydowałam się na jeszcze jedną wizytę, tak samo zimową, w dworkowej restauracji.
Jaka motywacja mną kierowała? Dogodne położenie przy trasie, ładne otoczenie, gustowne wnętrze lokalu, no i dobre jedzenie w przystępnych cenach.
Do tego stopnia byłam pewna powtórki przyjemnych doznań kulinarnych, że nawet nie zabrałam ze sobą mojego nieodłącznego towarzysza podróży – aparatu fotograficznego.
A tymczasem?
Pochwał nie będzie.
Ale do rzeczy. Już przy okazji poprzedniej bytności, spośród propozycji dań rybnych wpadła mi w oko pozycja: pstrąg pieczony po królewsku serwowany z sosem wiśniowym na czerwonym winie (200g) 24,00 zł. Już wtedy postanowiłam, że na rybę się skuszę gdy nadarzy się tylko okazja. Ku mojej uciesze pozycja z pstrągiem i teraz figurowała w menu. Zamówiłam.
Zaserwowana ryba smutno spoczywała na talerzu. Jak się za chwilę miało okazać – jaki widok, taki smak.
Szara skóra przywierała do mięsa, była nie do zdarcia. Suche wióry, bo tak tylko mogę określić wnętrze, skrywały ości, których w żaden sposób nie można było usunąć. Nie podjęłam ryzyka zadławienia się i niezjadliwego mięsa więcej nie próbowałam. Jeszcze rzut oka na sos. Jego apetycznie i zachęcająco brzmiąca nazwa nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Okazał się smażonymi wiśniami w jakiejś niezdrowej przesłodzonej zawiesinie. Sytuację trochę ratowała surówka z marchewki, którą podano w przyzwoitej ilości i jedynie ona nadawała się do zjedzenia.
Danie okazało się totalną porażką. Kucharz musiał się naprawdę napracować, żeby zepsuć widok i smak, tej samej w sobie pysznej ryby. Tym paskudztwem chyba na długo wybił mi z głowy kosztowanie pstrągów.
Co dalej?
Trudno mi było przyjąć do wiadomości taki kuchenny upadek.
Dla sprawdzenia zamówiłam więc kotlet de volaille z serem, ziemniaki z wody z koperkiem, szpinak zasmażany. Niejako w ten sposób chciałam uchronić moje przyjemne doznania kulinarne z pierwszej wizyty.
Wiele osób popuka się teraz w czoło. Powie: po co, czy już nie wystarczy tego psucia apetytu?
No cóż, wprawdzie nie jest to najzdrowiej, jednak nie poddaję się tak łatwo.
A jednak – ci co przed chwilą pukali się w czoło, mieli rację.
Smażony na zużytym tłuszczu kotlet zupełnie nie przypadł mi do gustu. Tak samo było z ziemniakami: rozgotowane, przesolone, bez odrobiny koperku. Jeszcze gorzej okazało się być ze szpinakiem. Tutaj kucharz poszedł już na zupełne skróty. Porcję jedynie rozmroził, podgrzał i niczym niedoprawioną wyłożył obok pozostałych składników.
Tak więc?
Czara goryczy została przepełniona. Już nic nie było w stanie usprawiedliwić kucharza. Bo jeśli nawet popełnił gafę przy rybie, to nie powinien skompromitować się przy kurczaku czy dodatkach.
Tym samym się okazało, że w poszukiwaniach dobrego smaku pierwsze doznania niekoniecznie muszą się powtórzyć przy razie następnym.
I z przykrością, ale kuchni Dworku - przynajmniej na ten czas - nie polecam.
Tak było rok temu: http://www.polaneis.pl/gastronomia/item/148-ladnie-i-pysznie-pamietna-dworek-k-skierniewic
Inne tematy w dziale Rozmaitości