Podróżując samochodem na środkowe Wybrzeże, po kilku godzinach jazdy i narzekania na niektórych kierowców, dla których jazda i życie wydają się komputerową grą, w dodatku głodna, niewiele myśląc zaparkowałam samochód przy przydrożnym zajeździe w Sycewicach: trasa nr 6 Gdańsk-Szczecin.
Knajpka z zewnątrz właściwie niczym szczególnym od pozostałych zabudowań się nie różniła, poza ogromnym czerwonym napisem „Zajazd”, no i brzuchatą figurką kucharza u wejścia do restauracji. W środku przytulnie, gustownie, czysto. Na stołach schludne podkładki, ładne kolorowe świeczniki, kwiaty. W oknach zawieszone finezyjnie firanki z wiklinowymi ozdobami, na parapetach lampiony, kwiaty w doniczkach. Nastrojowo i spokojnie. Odetchnęłam z ulgą. Pomyślałam: dobrze się zaczyna. Strudzona, usiadłam za stołem na wygodnym krześle i prawie że czując zapach morza, z menu wybrałam typowo, bo rybę.
Każda dieta, i moja też, powinna być bogata w kwasy omega. Z tymi miałam ostatnio problem i widząc w menu ciekawie rozwiniętą propozycję: Grillowany łosoś oblany sosem mango jalapeno podawany na szpinaku i placku rosti, wydawała mi się w sam raz dla mnie. Za jednym zamachem mogłam zjeść i rybę, i warzywa, i w dodatku z egzotycznym sosem. Ciekawa byłam połączenia jalapeno (jednego z najważniejszych warzyw w kuchni meksykańskiej, najczęściej stosowanego chili w Meksyku i USA) ze słodkim „owocem młodości” mango i w dodatku na placku rosti (tradycyjnym daniem szwajcarskim, służącym jako dodatek do dań mięsnych).
W oczekiwaniu na potrawę z lekkim zdziwieniem dostrzegłam na szkle drzwi wejściowych nazwę zajazdu (na zewnątrz jakoś nie rzucała się w oczy za sprawą dyskretnej białej czcionki): Scarlett.
Od razu przyszła mi na myśl bohaterka Przeminęło z wiatrem - Scarlett O'Hara. W pamięci odtwarzałam sceny z filmu, szukałam, co mógł mieć wspólnego zajazd z bohaterką filmu. Moje rozważania jednak co rusz były przerywane czyimiś wejściami do lokalu. Na dobre je zarzuciłam, gdy postawiono przede mną talerz z pyszniącym się pomarańczowo-różowo łososiem otulonym nitkami intensywnie żółtego sosu i płynnej czekolady. Wspaniały gruby kawałek tego rybiego króla spoczywał na piramidzie z ciemnozielonego szpinaku i ziemniaczanego placka. Z każdym kęsem odkrywałam inny smak dania. Słodko-kwaśna nuta sosów doskonale harmonizowała ze wspaniale przyrządzonym na grillu mięsem, aksamitnym szpinakiem (muszę przyznać, że wiele razy jadłam to warzywo świetnie przyrządzone, ale to było mistrzowskie) i plackiem. Nie mogąc się przyczepić do jego struktury ani składników (od tradycyjnego różnił się tym, że nie miał w swoim składzie mąki i jajek, a ziemniaki zostały starte na tarce o grubych oczkach i wymieszane z pokrojoną w drobną kostkę cebulą), nie pozostawało mi nic innego, jak wszystko z apetytem zjeść. Na koniec, mój wzrok znów zatrzymał się na drzwiach z nazwą. I być może, tak jak filmowa bohaterka „Przeminęło z wiatrem” nie pozwalała swojej rodzinie głodować, tak i tutaj, serwując tak pyszne dania, dba się o rodzinę turystów, aby syci wyruszyli w dalszą drogę? – Jedynie takie wytłumaczenie wiążące nazwę zajazdu z imieniem Scarlett przyszło mi na myśl.
Kierowcy bowiem jeżdżą i głodnieją, marzą, żeby dobrze, szybko i bez zdrowotnych niespodzianek zjeść. Doświadczeni karczmarze wiedzą, że rodzina podróżnych źle karmiona, po prostu będzie takie miejsca omijać. Ja na pewno Scarlett nie ominę, jeśli znów zawitam w te rejony.
Inne tematy w dziale Rozmaitości