Nigdy nie byłam fanką sportu. Jako dziecko czasem zerkałam na ceremonie otwarcia IO, ale szybko sobie odpuściłam te pawie pióra w koafiurach. W średnim wieku, gorąco namawiana przez męża, usiłowałam raz kibicować polskiej biegaczce narciarskiej i nawet się ucieszyłam, gdy wygrałam - gdy już mnie mąż obudził. Pamiętam, że miała na imię Justyna. Kowalczyk? ...
Władysława Kozakiewicza też oczywiście nie oglądałam na żywo, bobym chyba umarła z nudów, ale oczywiście powtórkę z "gestem Kozakiewicza" widziałam setki razy. Strasznie mi zaimponował facet i jakoś tak fajnie się poczułam, że niejako oddał odczucia moje, rodziny, przyjaciół i znajomych w stosunku do ruskich.
A dziś przeczytałam ten wywiad:
https://sportowefakty.wp.pl/la/1200652/przerazajace-dziecinstwo-legendy-chowalismy-sie-po-domu
i pomyślałam, że ten człowiek jest naprawdę imponujący. Nawet nie tylko przez sam życiorys - choć oczywiście chappeau bas, czapki z głów i skłon do ziemi - ale dlatego, że facet jest zwyczajnie mądry i spostrzegawczy.
"Gdy wyjeżdżałem do Niemiec, byliśmy rozwojowo 20 lat za naszymi sąsiadami. W Niemczech pod każdym względem żyło się lepiej. Teraz tej różnicy naprawdę nie widzę. Jestem dumny ze skoku cywilizacyjnego, który wykonała Polska." - powiedział Kozakiewicz. No proszę - ja mam dokładnie to samo. Co najmniej od 20 lat nie ciągnie mnie do Niemiec, a kiedy tamtędy musimy przejeżdżać, bardzo się pilnuję, żeby wcześniej gdzie indziej skorzystać z toalety - niemieckie toalety to coś nieprawdopodobnie brudnego. Oczywiście chodzi nie tylko o toalety - to był tylko przykład, pars pro toto, jak by powiedział ten kabotyn Ziemkiewicz.
Panie Władysławie - poniewczasie dziękuję za pański mały, ale jednak wielki gest, ale również za to, że jest Pan prawdziwym polskim patriotą!
Inne tematy w dziale Polityka