Wcześniej premier Tusk, a teraz prezydent Komorowski publicznie, oficjalnie i ochoczo zniechęcają obywateli do udziału w referendum. Oczywiście głównie do tego w Warszawie, bo ono stało się niemal ogólnopolskim głosowaniem. W przypadku innych sytuacji odwołań personalnych przez obywateli zapewne gdyby chodziło o kandydata z ich środowiska, także by zaczęli protestować.
Nie dziwi mnie w sumie zniechęcanie prezydenta poprzez to, że sam nie weźmie udział w referendum ( a to wyraźny znak zniechęcania), a co za tym idzie mniejszą aktywność społeczną obywateli, która i tak wysoka nie jest. Sam przecież wyjątkowo mało aktywny obywatelsko nie jest; w ciągu trzech lat swojej prezydentury przesłał do parlamentu zaledwie kilkanaście projektów ustaw, kilka zawetował i przesłał do TK. Jego aktywność albo nic nie wnosiła jak np. w przypadku podniesienia wieku emerytalnego, gdzie były debaty, ale nic nie wniosły, bowiem ostatecznie Komorowski ustawę podpisał. Albo jak w przypadku OFE, gdzie także spotkał się z wieloma ekspertami, ale nic konkretnego nie pokazał. Nie można jego aktywności pojmować tylko i wyłącznie w sferze celebryckiej, gdy pokazuje się z ludźmi, śmieje się, gaworzy. Bo nie o taką aktywność prezydencką nam chodzi.
Prezydent idzie jednak jeszcze dalej i proponuje zaostrzyć wymogi referendalne przy odwoływaniu personalnym władz samorządowych. Proponuje, aby w takich głosowaniach do ważności była potrzebna taka sama ilośc głosujących, co w normalnych wyborach. W pozostałych przypadkach Komorowski chce, aby każda frekwencja była dla referendum wiążąca.
O ile ten drugi pomysł prezydencki nie budzi większych zastrzeżeń i emocji, to ten pierwszy jest kuriozalny. Przygotowywując zmiany, prezydent doskonale wiedział jak trudno jest przekonać Polaków do wzięcia udziału w takim głosowaniu. Jego pomysł zniszczy w najgorszym przypadku znikomą i tak aktywność obywateli w takich referendach. De facto można by przypuszczać, że prezydent działa w obronie mniej lub bardziej nieudolnych władz samorządowych, a jego zmiany pomogą im w utrzymaniu się przy władzy. Jest to o tyle głupia propozycja, że nie można trzymać kogoś, kto działa na szkodę państwa. Także tacy ludzi mogą spać spokojnie.
W mojej ocenie, projekt prezydencki powinien trafić do kosza, gdy znacznie zawęża aktywność obywatelską i w skrajnych przypadkach działa na szkodę dla samorządów. Jednak wielce prawdopodobne jest to, że koalicja pomysł poprze, bowiem sama jest zainteresowana pozostawieniem źle rządzących ludzi u władzy.
Inne tematy w dziale Polityka