Jesteśmy po konferencji premiera Tuska na której przedstawił zmiany personalne w rządzie. Argumentując przetasowania premier podkreślił, że jego gabinet potrzebuje świeżej energii, nowego powiewu powietrza, który pchnie ten rząd, jego działania do przodu. Po prezentacji nowo mianowanych ministrów jestem na ten moment zdania, że trudno będzie Tuskowi o nową energię w tym rządzie. Już same nazwiska nie budzą większej sensacji, bowiem większość z nich to osoby wcześniej spekulowane chociażby przez "Wprost". Zresztą przy tej okazji kolejną obłudą jeśli tak mogę wyrazić jak najdelikatniej wykazał się Donald Tusk, który jeszcze wczoraj próbował przekonać dziennikarzy, że nazwiska, które oni wymieniają na nowych ministrów są błędne, a wskazywani przez nich kandydaci nie dostali propozycji wejścia do rządu. Jak się później okazało te słowa premiera odnosiły się do co najwyżej ministra środowiska i finansów, gdzie faktycznie ich kandydatury nie były w obrębie spekulacji medialnych.
Co do samych nominacji, to jedynie nie można (jeśli coś na plus trzeba mówić) przyczepić się do minister Bieńkowskiej, która z tego całego zlepku różnych osób w rządzie, jest w miarę dobrym ministrem i jej kandydatura na urząd wicepremiera i ministra rozwoju i transportu jest uzasadniona. W zasadzie Tusk nie miał tu pola manewru po skompromitowanym Nowaku. Ale na tym kończą się same plusy. Większość ministrów szczególnie z resortów, które według spekulacji uznawane były na ważne, będzie raczej kontynuować dzieła poprzedników. Zresztą wchodząc do rządu musieli zgodzić się polityką prowadzoną przez premiera, także radykalnych zmian bym nie oczekiwał.
Dwie największe pomyłki w nominacjach Tuska to Kluzik-Rostkowska i Biernat. Pani Kluzik-Rostkowska w końcu tak mogę sądzić dopięła swego czyli ponownie znalazła się w rządzie, partii, która ma władzę. Niestety nie zna się kompletnie na edukacji, nie zasiadała nigdy w komisji zajmującej się sprawami edukacyjnymi. Raczej nominacja wizerunkowa, a nie jakościowa, co zresztą podkreśliła nowa minister mówiąc o kontynuacji dzieła swoich poprzedniczek. Z kolei A. Biernat to typowy przykłady urzędnika, posła partyjnego, a w jego osobie nie widziałbym niczego rewolucyjnego w sporcie. Emanuje nieprzyjemnym czasem zachowaniem, co dał wyraz komentując działania p. Elbanowskich ws. sześciolatków.
Sytuacji finansów nie poprawi kandydatura M. Szczurka. W sytuacji kiedy potrzeba jest doświadczonego ekonomisty, premier funduje młodego człowieka, który napisał doktorat o kryzysie i to jest dorobek. Raczej kontynuacja linii Rostowskiego, zresztą tak młody minister nie może pozwolić sobie na radykalne zmiany, bowiem na ten nie zgodzić się może premier, któremu marzy się kolejna kadencja, a i on może nie odważy się takowych wprowadzić.
Pozostali ministrowie to niepewność; nie znam ich osiągnięć na polu politycznym i tym, czym mają się zajmować. Ale patrząc na prof. Kolarską-Bobińską trudno także o zmianę polityki poprzedniczki; zapewne znów stawianie na ścisłe nauki i nie zajmowanie się studiami humanistycznymi, a także rozwiązań w kwestii przyszłej pracy dla kończących studia. Ale tutaj jednoznacznie nie skreślam; zobaczymy co będzie.
Podsumowując: nie widzę niczego rewolucyjnego w tych zmianach. Trudno nie zgodzić się z M. Karnowskim, że nowi ministrowie mają być wizerunkowo energiczni i pełni zapału, a co do czynów, do czas pokaże, zweryfikuje rzeczywistość. Szkoda podniecenia i straty czasu na coś, to zasadniczej zmiany nie przyniesie.
Inne tematy w dziale Polityka