Posłowie Nowoczesnej, a przede wszystkim ich lider Ryszard Petru od jakiegoś czasu lansują teorię o przyśpieszonych wyborach. Twierdzą, że tylko one mogą Polskę wyrwać spod "szpon dobrej zmiany" i odsunąć PIS od władzy. Myśl ta zapewne kiełkowała w głowie Petru już jakiś czas, bo widać było w jego wypowiedziach, że ciśnie się to mu na usta, ale jakby nie chciało przejść. Być może chciał poczekać na wyniki kilku sondaży, które powiedzą mu jakie mam średnie popracie. Niektórzy z działaczy Nowoczesnej wybiegają w jeszcze bardziej "futurystyczne" wizje i zaczynają formułować głupie wręcz nieraz teorie.
Jedna z posłanek Petru, słynna Kamila Gasiuk - Pihowicz stwierdziła, że nie tyle przyśpieszone wybory mogą jej zdaniem uchronić Polskę przed złymi skutkami "dobrej zmiany', ale sytuacja będzie bardzo podobna do tej z 4 czerwca 1989 r. W ocenie posłanki będzie "front pisowski" i "front opozycyjny". W tych wyborach po zsumowaniu głosów opozycja według myślenia pani Pihowicz miałaby więcej głosów od PIS. Bardzo kuriozalne i bzdurne myślenie z kilku co najmniej powodów:
Po pierwsze: pragnę przypomnieć Pani poseł, że wybory 4 czerwca 1989 r. były częściowo wolnymi wyborami. Były symbolicznym końcem epoki PRL, nazywania Polski Rzeczpospolitą Ludową, istnienia SB etc. Choć postkomunistyczne elity działały i działają nadal także po tym okresie. Wtedy także ustalono podział mandatów do Sejmu: 65% dla władzy i 35% dla opozycji solidarnościowej. Dzisiaj natomiast są wolne wybory, bez takich podziałów, a PIS nie będzie ustalał ile ma mu przypaść % głosów w udziale. Gdyby tak było, to Kaczyński wziąłby tyle, by mieć większość konstytucyjną.
Po drugie: takimi wyborami nie kończyłaby się epoka PRL. Niestety to porównanie, które każdy Polak może sobie sam sformułować jest bardzo krzywdzące dla tych, co naprawdę w tamtych czasach cierpieli. Nie ma dzisiaj SB, polowania na każdego o 6 rano jak twierdzą niektórzy, rozbijania manifestacji opozycji. Jest wolność słowa, prasy, poglądów; istnieje pluralizm zarówno medialny, społeczny jak i polityczny. Są spory natury politycznej, prawnej i niestety stare nawyki każdej władzy, ale nic co by wykraczało poza zachodnie demokracje. Dlatego mówienie o tym, że najbliższe wybory byłyby takie sam jak te sprzed 27 lat, to gratuluję myślenia.
Po trzecie: do takiego głosowania opozycja nie poszłaby zjednoczona. Z całą pewnością nie przystąpiłby do niej Paweł Kukiz, a i zapewne o przywództwo tarliby się Schetyna czy Petru. A być może i Kijowski. Także nie ma porównania do tamtej opozycji, gdzie mimo starć podziałów większych nie było. Tutaj są, a przede wszystkim nie ma wspólnych celów programowych.
I podsumowując: w takich wyborach kilka partii opozycyjnych może i wygrałoby z PIS, ale wątpliwe jest, aby mogli rządzić samodzielnie. Byłaby to także krucha koalicja. Poza tym niech Pani Gasiuk - Pihowicz nie zapomina, że tamte wybory z 4 czerwca i późniejsza zmiana przyniosły duże nierówności społeczne i nie każdy odczuł pozytywnie te reformy. Jeśli teraz miałoby być podobnie, to ja dziękuję za taką Pani wizję.
Inne tematy w dziale Polityka