Dzisiaj w przypadający dzień 4 czerwca czyli rocznicy pierwszych od 1945 r. częściowo wolnych wyborów toczy się dyskusja o pomyśle ustanowienie tego dnia święto narodowego. Głównie oponują za tym przedstawiciele mainstreamu i obozu szeroko pojętej III RP, którzy najogólniej rzecz biorąc uważają, iż wtedy po tylu latach mogliśmy się po raz pierwszy cieszyć wolnością i demokracją. Nie wiadomo czy oni chcieliby zrównać to święto z 11 listopada, bo takie deklaracje czy idee jeszcze nie padły. Niemniej jednak sądzę, że ten dzień nie powinien być w ogóle brany pod uwagę w kwestii święta narodowego z kilku prostych powodów.
Po pierwsze: to był dzień częściowo wolnych wyborów. Wiadomo było, że część miejsc w parlamencie gwarantuje sobie komunistyczna władza oraz nadzór nad resortami siłowymi. Nie był to początek demokracji, a w zasadzie jeśli już operujemy tym słowem tylko jej zalążek. Wolne wybory odbyły się dopiero w 1991 r. Nie ma więc tak naprawdę sensu mówić o odzyskanej tego dnia pełni demokracji, gdyż wtedy był to dopiero początek drogi.
Po drugie: ten dzień, a potem utworzenie rządu Mazowieckiego, jego słowa o "grubej kresce", reformy Balcerowicza były zapowiedzią zmian, które w ostatecznym rozrachunku nie wszyscy odczuli na swoją korzyść. Szczególnie dotyczy to reform gospodarczo - społecznych, które dały impuls do zmian na lepsze, ale niektóre, dalsze działania w tej sferze i niestety także ich częściowa nieporadność sprawiły, że nastąpił w Polsce podział na beneficjentów tych zmian i tych, którzy ich nie odczuli bądź odczuli w sposób niedostateczny. Zatem ten dzień jest dniem, który był jednoczył wszystkich, a tylko taka jedność może sprawić, że będzie to okazja do święta narodowego.
Po trzecie: tego dnia 4 czerwca 1992 r. czyli 4 lata po wyborach obalono w cyniczny i wyrachowany sposób ( ocierający się o zamach stanu) legalnie wybrany rząd Jana Olszewskiego. Wtedy tą decyzją sprzeciwiono się głębokim zmianom, które całkowicie oderwałoby nas od poprzedniego systemu i oczyściło "teczkową" sytuację. Jest to więc data, która części społeczeństwa nie kojarzy się z czymś pozytywnym, ale z czymś co 4 czerwca niechlubnie zapoczątkował brak rozliczenia z komunizmem, czego właśnie w 1989 r. oczekiwało społeczeństwo.
Co innego można powiedzieć o Dniu Niepodległości 11 listopada. Wtedy to wyrwaliśmy się spod jarzam zaborców (co ostatecznie pokazano w wojnie polsko - bolszewickiej), a cały naród był zjednoczony; nikt nie był podzielony w tej kwestii, że tylko częsciowo coś odzyskaliśmy. Niestety 4 czerwca 1989 r. nie był takim dniem, a jedynie symbolem. Owszem warto go wspominać, ale takie obchody, jakie mają miejsce dzisiaj w zupełności nam wystarczą.
Inne tematy w dziale Polityka