Niestety ostatnie poczynania instytucji europejskich z Brukseli sprawiają, że nie zostanie wygaszony spór z Polską. Nie sprawią tego kolejne rezolucje PE, a już wiadomo, że cały plan KE ws. odebrania Polsce głosu w RE spali na panewce. Jednakże przy tych całych politycznych, a nie kierowanych troską krokach, Unia posługuje się kłamstwem. Lub przynajmniej z powodu niewiedzy to kłamstwo wspomaga. To z pewnością nieco obłudne zwracając uwagę na fakt, że Bruskela tak często mówi o poszanowaniu i prawdzie.
Mowa o spocie, który jest wyświetlany w Parlamencie Europejskim i jednocześnie niejako "dołączony" do rezolucji Parlamentu o sytuacji w Polsce. Jest w nim zawarta krótka analiza tego, co urzędnikom unijnym się nie podoba czyli tej ustawy, które są według nich zagrożeniem dla polskiej demokracji. Pojawia się w nim także postać słynnego Andrzeja Hadacza, który jak wiedzą zainteresowani jest "prowokatorem" i stojący po przewciwnej stronie barykady niż obecnie rządzący.
Dlatego Unii należy się parę słów wyjaśnień: Andrzej Hadacz tuż po katastrofie smoleńskiej specjalnie wykrzykiwał obraźliwe hasła pod adresem Tuska czy Komorowskiego, a kilka lat później w 2015 r. popierał PO w kampaniach wyborczych. Analizując jego postawę łatwo stwierdzić, że wielce prawdopodobnym jest, iż ten człowiek został po prostu podstawiony.
Teraz należałoby oczekiwać od Bruskeli, aby ten kłamliwy spot, który mogła podsunąć polska opozycja zdjąć i przynajmniej nie kierować się kłamstwem. Niestety prawdą stają się słowa prof. Legutki z debaty o Polsce w PE, który jasno powiedział, że ci, którzy chcą przyjęcia tej rezolucji nie wiedzą, co się w Polsce dzieje i o co w danych sprawach chodzi. Ale w tej materii dopóki ludzie o tych poglądach będą zasiadać w Unii lub nie zaczną kierować się prawdą, nie liczyłbym, że takie wątki jak o Hadaczu będą zauważone. Zresztą takimi spotami UE sama może niechcący doprowadzić do szerzenia się postaw nacjonalistycznych. Po cichu, nieformalnie, ale jednak.
Inne tematy w dziale Polityka