źródło: http://www.euroislam.pl/
źródło: http://www.euroislam.pl/
Mirek-R Mirek-R
345
BLOG

Czy w Europie jest WOJNA? Imigranci teraz a rok 1939. Podobieństwa.

Mirek-R Mirek-R Polityka Obserwuj notkę 1
 

O migrantach/uchodźcach napisano w ostatnim czasie już wiele. Nie będę powtarzał tekstów innych, rozważających skąd są, kim są i kto za nimi stoi.

Chcę trochę inaczej. Zastanawiając się w ostatnim czasie nad tym, co możemy obserwować w Europie, coraz bardziej mam skojarzenia z początkiem wojny. Wojny nie pisanej w cudzysłowie ale takiej realnej. Spójrzmy na te wydarzenia w odniesieniu do tego, co mogliśmy zaobserwować w historii świata, co sami znamy z roku 1939.

Czym jest wojna? Nie wiem jakie są teoretyczne definicje, nie jestem ekspertem w tej dziedzinie.

Ale dla mnie – wojna to realizowanie własnych interesów kosztem innych ludzi, wbrew ich woli, z wykorzystaniem siły (na różną skalę).

Te interesy mogą być różnorakie, ale w większości koncentrują się na przejęciu bogactwa innych ludzi. Dawniej po prostu napadano na inne plemię/państwo aby je ograbić ze zgromadzonych bogactw. Wejść w posiadanie złota, srebra, cennych minerałów, surowców naturalnych itp. Później starano się przejąć bogactwo rozumiane jako siła robocza – wojny dawały całą masę niewolników – czyli tanich rąk do pracy, które miały wykuwać sukces gospodarczy najeźdźców. Jeszcze później skończono importować tych ludzi do siebie – ponieważ czasami znaczna liczba niewolników we własnym kraju stawała się niebezpieczna – tylko po podbiciu jakiegoś terenu wysyłano urzędników kolonialnych, aby oni – na miejscu – zmuszali tubylców do pracy ku chwale najeźdźców. W dzisiejszych czasach jesteśmy świadkami tego samego, tylko rolę nadzorców przejął wszechobecny „wielki kapitał”. Nie ma już ciemiężycieli z batem, są tylko powiązania kapitałowe i miliardy USD/EUR/PLN wyprowadzane do spółek-matek z krajów peryferyjnych. Tubylcy mają swoje własne nazwiska, swoje nazwy ulic, swoje flagi na gmachach państwowych – tylko na ich pracy bogacą się inni.

 Jak się zastanowić, to w gruncie rzeczy we wszystkich tych przypadkach chodzi o to samo – o bogacenie się kosztem innych. W tej czy innej formie – poprzez zagrabienie ich zasobów naturalnych, bogactw które sami już wydobyli i przetworzyli na cenne przedmioty lub „przejęcie” ich pracy.

I teraz wracając do tematu wojny – moim zdaniem wojnę można podzielić na dwie kategorie:

- wojnę aktywną – czyli realizowanie własnych interesów kosztem innych ludzi, wbrew ich woli, z czynnym wykorzystaniem siły na dużą skalę (są liczne ofiary).

- wojnę uśpioną - czyli realizowanie własnych interesów kosztem innych ludzi, wbrew ich woli, z wykorzystaniem siły na małą skalę - z powodu braku czynnego oporu najechanych.

Jeśli jakiś naród nie stawia oporu, to proces bogacenia się na jego pracy przebiega w miarę sprawnie i bez ofiar  – inni będą realizować swoje interesy jego kosztem bez jednego wystrzału.

Jeśli jednak jakiś naród chce być gospodarzem we własnym kraju, stawia opór – to często kończy się to aktywną wojną. Dużą liczbą zabitych, rannych, zniszczeniami – czyli tym wszystkim, co powszechnie ludziom kojarzy się z wojną, ponieważ dla większości społeczeństw jest tylko jedna wojna – wojna aktywna. Tej uśpionej raczej się nie zauważa.

Jak to się ma do aktualnej sytuacji z imigrantami?

Większość z nich to migranci ekonomiczni, którzy chcą realizować swoje interesy (lepsze życie), kosztem innych (bogatszych społeczeństw), wbrew ich woli (większość społeczeństw krajów przyjmujących jest przeciw) z wykorzystaniem siły (forsowanie granic z wykorzystaniem przemocy).

Czyli mamy do czynienia z uśpioną fazą wojny, która jest uśpiona tylko dlatego, że przywódcy Europy nie są w stanie podjąć decyzji o niewpuszczaniu migrantów. Gdyby UE tak naprawdę zamknęła granice – co pewnie da się zrobić przy wykorzystaniu dużej ilości sił porządkowych lub wojska – to nie wierzę, że na granicach Europy nie doszłoby do eskalacji przemocy, z ofiarami włącznie.

Oczywiście takie zamknięcie granic nie spowodowałoby porównywalnej liczby ofiar lub zniszczeń z II Wojną Światową, ale mielibyśmy do czynienia z czymś, co można by określić jako ograniczoną, miejscową wojnę w fazie aktywnej.

Nie widzę żadnej różnicy między tym, że np. żołnierz Wermachtu wjeżdża do Polski na czołgu, a tym, że (hipotetycznie) tysiące ludzi się wdzierają do naszego kraju bez zaproszenia i żadnego sprawdzania.

Tego pierwszego powitalibyśmy salwą z dział, a tych drugich  mamy tak po prostu wpuścić i powitać kwiatami?

Celem jednego i drugiego było/jest to samo – wbrew naszej wolinaszym kosztem (socjal z naszych podatków, czyli naszej pracy) realizować swoje cele (chęć lepszego życia) bez pytania nas o zdanie. Tylko uzasadnienie będzie inne:  jeden powie, że potrzebuje przestrzeni życiowej dla dalszego rozwoju, a drugi (ten z lewym syryjskim paszportem), że szuka schronienia przed wojną i miejsca na godne życie. 

 

Znana sentencja Grahama Greene’a mówi, że „Ceną  wolności jest wieczne czuwanie.”

Skończyliśmy czuwać nad naszą wolnością, nad naszym bezpieczeństwem. Skończyliśmy czuwać nad wojną. Ona już jest. Tuż za naszymi granicami.

Tylko jeszcze wielu jej nie zauważa.

 

 

Mirek-R
O mnie Mirek-R

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka