Jakub Wojas Jakub Wojas
1074
BLOG

Mariupol - miasto obok wojny

Jakub Wojas Jakub Wojas Polityka Obserwuj notkę 8

Na Ukrainie wojny praktycznie nie widać. I nie chodzi tu o zapełnione kawiarniane ogródki na lwowskich uliczkach czy tłoczne kijowskie arterie. Nie widać jej już także niedaleko frontu, na którym wciąż jeszcze dochodzi do wymiany ognia. Dotyczy to również Mariupola.

 

Miasto o połowę mniejsze

Ktoś niezorientowany w sytuacji politycznej Ukrainy, który znalazłby się w Mariupolu mieście mógłby mieć problemy z uświadomieniem sobie, że zaraz obok dochodzi do zbrojnych starć. Owszem, w centrum miasta napotykam patrole wojskowych, których jeszcze rok temu nie było. Lecz jest to bardziej spowodowane obawą przed atakiem terrorystycznym niż przygotowywaniem do obrony miasta przed kolejną ofensywą separatystów. Poza tym sami żołnierze nie są znowu tak bardzo widoczni. Gdzieniegdzie jeżdżą samochody wojskowe, pojawią się mundurowi, nic ponad normę prowincjonalnego garnizonu.

Mariupol mocno opustoszał. Szacuje się, że nawet do 50 proc. mieszkańców opuściło miasto. Ludzie, którzy zostali starają się prowadzić w miarę normalne życie. Działa tutejszy żywiciel – górujące nad miastem wielkie zakłady metalurgiczne. Funkcjonują szkoły, uczelnia, sklepy, kawiarnie, a nawet wielkie targowisko niedaleko centrum. Po południu w ciepłe dni ludzie przychodzą na plażę. Nie ma co prawda turystów, którzy w większości przybywali tu na weekendowy czy wakacyjny wypoczynek z innych miast Donbasu. Jest wyraźnie pusto.

Skrajna prawica w centrum miasta

Jeszcze dwa lata temu w Mariupolu toczyły się dość zacięte walki, także w centrum miasta. Jednak pozostawione zniszczenia nie wyróżniają się na tle innych zaniedbanych budynków. Dawna siedziba milicji, która ucierpiała w czasie walk została zakryta wielkim planszami z napisami w różnych językach, że „Mariupol to Ukraina”. Na słupach w centrum wiszą jeszcze ukraińskie flagi, choć wśród mieszkańców trudno dostrzec specjalne przejawy patriotycznego uniesienia.

Przed rokiem emocje mieszkańców ogniskowały się głównie wokół „ukrainizacji na siłę” – sporów ze stacjonującymi w mieście oddziałami ochotniczymi, które ich zdaniem traktowały tutejszą mniejszość jako ludzi gorszej kategorii, potencjalnych zdrajców. Główne zarzuty kierowano wobec znanego ze skrajnie prawicowych zapatrywań pułku Azow, który określano nawet jako „banderowskich okupantów”. Dziś te spory ucichły. Jednostki ochotnicze w większości opuściły miasto, a główne pozycje obronne przejęła regularna armia.

W centrum miasta, przy ulicy Lenina ma swoją siedzibę „Mariupolski Sztab Dmytro Jarosza” – lokalny oddział skrajnie prawicowej formacji założonej przez byłego szefa Prawego Sektora. Już od strony ulicy przy wejściu umieszczone są czarno-czerwone barwy. Banderowskie sztandary widzę również w każdy pomieszczeniu ich niewielkiego biura.

W mieście, gdzie wygrywa postjanukowyczowski Blok Opozycyjny siedziba takiej organizacji w samym centrum wydaje się dość osobliwa. Młodzi ludzie, dwudziestokilkulatkowie, studenci, których tam spotykam przyznają, że to nie oni mają tutaj rząd dusz. – 25% jest z grubsza za Ukrainą, 25 % za Rosją, a 50 % jest wszystko jedno, byle by tylko nie strzelali, byle by tylko był spokój. I to nie chodzi tutaj tylko o Mariupol, ale tak jest na całej Ukrainie – tłumaczą mi młodzi aktywiści.

Na antymajdanowe zapatrywania mieszkańców zdaniem prawicowych działaczy wpływa historia miasta. Mariupol był przecież jednym z bastionów Janukowycza. Dawna władza jest dobrze znana. Dzięki też temu separatyści zyskali tu poklask. Byli bardziej swoi. Nie da się bowiem ukryć, że w szeregach rebeliantów znalazło się i ciągle jest sporo mieszkańców Mariupola.

Aktywiści wspominają jak 9 maja z okazji Dzień Zwycięstwa pojawiło się na uroczystościach całkiem sporo prowokatorów – przyozdobionych we wstążki św. Jerzego oraz inne „noworosyjskie” symbol. – Na co dzień ich nie widać, ale „prorosyjscy” cały czas tu są. To miasto jest ciągle niejednoznaczne – mówi jeden z aktywistów.

O Wołyniu Michaił nie wypowiada się ani słowem, raczej o możliwości życia w zgodzie różnych narodów na ukraińskiej ziemi. – Ja przecież Grek, u nas też żyło dużo Polaków. Nie ważne jakiego jesteś pochodzenia, ważne jak pracujesz dla dobra Ukrainy. Dlaczego zatem nacjonalizm i skrajna prawica? – Bo proponują konkretne rozwiązania, których potrzebuje teraz Ukraina. Trzeba kilka rzeczy postawić jasno. A teraz tego szczególnie brakuje. Ukraina ciągle się miota. A tu trzeba być niekiedy radykalnym – odpowiada Michaił.W lokalnym sztabie Dmytro Jarosza pracuje też Michaił – z pochodzenia Grek i mieszkaniec Doniecka. Do Mariupola przybył jako uchodźca. Jak sam mówi, ma porównanie. Wie jak wygląda władza separatystów i nie chcę jej już więcej doświadczyć. W Mariupolu kontynuuje przerwane w Doniecku studia historyczne. Interesuje go m.in. historia Polski, a szczególnie postać Józefa Piłsudskiego – silnego człowieka – jak go określa młody działacz.

*

„Ostrzał”, „separatyści”, „wojna” to w Mariupolu wciąż aktualne słowa, choć pojawiają się coraz bardziej w tle, jakby daleko od codzienności mieszkańców. Główne problemy, który pojawiają w rozmowach są takie same, jak na całej Ukrainie. Kryzys, padająca gospodarka, szybko rosnące ceny. – Co do garnka włożyć? To jest problem, a „wojna”? Na szczęście dawno już nie strzelali – mówią moi rozmówcy.

 

A jednak strzelają i to niemal codziennie, dwadzieścia parę kilometrów dalej w kierunku Nowoazowska, w okolicach miejscowości Szyrokino.

 

Artykuł ukazał się wcześniej na portalu eastbook.eu (http://www.eastbook.eu/blog/2016/06/11/mariupol-miasto-obok-wojny/)

Jakub Wojas
O mnie Jakub Wojas

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka