Znam trochę Skandynawię, bo spędziłem tam parę wesołych latek w przedziale wiekowym, gdy człowiek ma łeb otwarty na świat i ludzi. Już wtedy miewałem ulotne wrażenie, że Skandynawów toczy dziwna choroba, do której przyznają się tylko czasem po cichu - a i to jedynie w stanie skrajnej abnegacji, pijaństwa etc.
Od tego czasu minęło lat wiele - Skandynawia nudzi mnie dziś jeszcze bardziej niż wtenczas. Chyba nie przesadzam - dosłownie nie mogę powstrzymać odruchu ziewania, gdy mowa jest o tym obszarze. Nie jestem w stanie oprzeć się temu uczuciu nawet w reakcji na coraz brutalniejsze przejawy niechęci do Izraela.
Wg mnie nic w tym wypadku nie różni szwedzkiego neonaziola, który zlecił kradzież „Arbeit macht frei” z Auschwitz - od Duńczyka Von Triera z jego afektem do Hitlera. Nawet na obozowisku socjaldemokratycznej młodzieżówki zmasakrowanej przez Breivika jednym z głównych „tematów szkoleniowych” był antyizraelski bojkot.
W Skandynawii - a zwłaszcza właśnie w Norwegii - gwałtowna awersja do Izraela idzie w parze z proemigrancką polityką socjaldemokratów. Jak dobrze pójdzie..., Norwegia przekształci się w kraj islamski za 30 parę lat... Pewnie dlatego psychol Breivik chciał wymordować członków rządu i młodą zmianę Socjaldemokratów.
Prawdziwe tło norweskiej tragedii rozmydlane jest nadal „poprawnością polityczną”, żałobą narodową i krytyką pod adresem nieudolnej policji. Przypuszczalnie cała prawda wyjdzie na jaw w trakcie „pokazowego procesu”, do którego szykuje się Breivik. Mam przy tym dziwne wrażenie, że będzie to alarm dla całej Europy.
Komentarze