Eli Barbur Eli Barbur
2057
BLOG

ROZMOWA Z KAPUŚCIŃSKIM

Eli Barbur Eli Barbur Polityka Obserwuj notkę 28

Rozmawiałem z Ryszardem Kapuścińskim w 1993. w Tel Awiwie, gdy przyjechał tu na chwilę w związku z izraelską edycją jego książki „Imperium” o rozpadzie komunizmu. Wywiad miał się ukazać w popularnym dzienniku „Hadaszot”, który jednak nagle zniknął z rynku (redakcja mieściła się nad stacją benzynową „Hajalon”). Materiał ten odnalazłem dopiero niedawno i publikuję go pierwszy raz.

 

Pamięta pan moment największego strachu w swoim życiu zwodowym?

Pamiętam co najmniej cztery takie przypadki, gdy byłem pewien, że zaraz zginę. W Kongo wpadliśmy kiedyś w łapy pijanych żołdaków - liczyłem w ciemnościach godziny do świtu, gdy mieli nas rozstrzelać. Najgorszą rzeczą w takich sytuacjach jest kompletna niemożność skontaktowania się ze światem zewnętrznym. Oni wiedzą, że ty wiesz, że oni mogą cię w każdej chwili sprzątnąć i nikt nawet się nie dowie, ani nie przejmie tym faktem.

W Afryce najgorsze niebezpieczeństwo jest wtedy, gdy pijane rozpuszczone wojsko zaczyna szaleć... 2 lata temu na północy Ugandy jechaliśmy wąską drogą obrośniętą z obu stron gęstymi i wysokimi trawami. W ciemnościach nic nie było widać poza światłami stopu jadącej przed nami cieżarowki z obstawą wojskową. Nagle odgłosy gwałtownej strzelaniny ze wszystkich stron - jeden z żołnierzy zginął na miejscu, drugi ciężko ranny - nasza terenówka całym impetem uderzyła w tył ciężarówki, z której spływały strugi krwi.

Żołnierze z obstawy - jakieś dzieciaki obwieszone granatami i bronią maszynową - rozpierzchli się na wszystkie strony. Jesteś nagle kompletnie sam - w każdej chwili mogą zacząć do ciebie strzelać, a ty nawet nie wiesz, kim są ci napastnicy.

Cholera, jak żeście w końcu z tego wybrnęli, ilu was tam wtedy było?

Było nas trzech - dwóch dziennikarzy i holenderski pastor - wyskoczyliśmy z wozu i razem z tymi małolatami, którzy po kolei jakoś do nas dołączali, ruszyliśmy w dalszą drogę piechotą. I tak mieliśmy sporo szcześcia, że była to tylko typowa afrykańska pułapka, której sprawcy otwierają ogień na ślepo i czym prędzej uciekają. Podobne przeżycia miałem też w Angoli i Mozambiku.

Dotarliśmy do jakiejś jednostki wojskowej, ale potem musieliśmy wracać tą samą drogą, bo innej po prostu nie było. Przez cały czas masz świadomość śmiertelnego niebezpieczeństwa we wrogim terenie... W Afryce wojny przeważnie nie odbywają się na frontach; wszystko nieustannie jest ruchu, człowiek to ruchomy cel - towarzyszy temu poczucie stałego zagrożenia.

Do tego dochodzą ogromne odległości, co jeszcze bardziej zwiększa niebezpieczeństwo. Jeśli jesteś ranny - zero szansy na jakąkolwiek pomoc medyczną w promieniu 300-400 kilometrów. Zdarza się często, że najbliższy szpital znajduje się w odległości 1000 km, a jest to „szpital afrykański”. Ludzkie życie na tym kontynencie jest niewiele warte, śmierć w Afryce jest zjawiskiem codziennym; cały czas ktoś ginie i nikogo to nie obchodzi.

Nie można im wytłumaczyć, gdyż zwyczajnie tego nie pojmują, że ryzyko bywa nieopłacalne. Jako dziennikarz od samego początku musisz zdecydować: albo trzymasz się od tego wszystkiego z daleka, albo w to wchodzisz, ryzykując życiem i traktując to jako rodzaj posłannictwa. Ale w żaden sposób nie można oswoić niebezpieczeństwa..., zawsze jest tak samo nieprzyjemnie... Zwłaszcza z powodu straszliwej samotności.

Pańskie opisy Afryki nie były metaforą tego, co dzieje się w socbloku?

Zacząłem interesować się Afryką dosyć wcześnie, nie traktując tego, jako aluzji do sytuacji w Polsce lub w innych krajach socbloku. Usiłowałem jedynie w maksymalnie precyzyjny sposób określić model władzy totalitarnej. Formuła tej władzy jest zawsze taka sama - niezależnie od rejonu geograficznego. Kiedys krytyk napisał w „London Reviev of Books”, że u Kapuścińskiego Etiopia lub Iran nie są państwami, lecz „State of Mind”.

To była prawda. Tak się złożyło, że połowę życia zawodowego spędziłem w III Świecie i wcześnie zrozumiałem, że tam odbywa się coś niezwykle ważnego, na miarę historyczną. W drugiej połowie XX w. mapa świata uległa całkowitej przemianie w porównaniu z pierwszym półwieczem - już teraz zbliżamy się do 200 państw, a będzie ich co najmniej 250. Rosja też się rozpadnie; imperium na wzór sowieckiego pod berłem Kremla nie wytrzyma próby czasu.

CDN



 



 



 



 



 



 



 

Eli Barbur
O mnie Eli Barbur

STARAM SIĘ GADAĆ DO RZECZY. Opublikowałem powieści „ GRUPY NA WOLNYM POWIETRZU ” (Świat Literacki, W-wa 1995 i 1999) i „ STREFA EJLAT ” (Sic!, W-wa 2005); tom opowiadań ” TEN ZA NIM ” (Świat Literacki, W-wa 1996); ” WZGÓRZA KRZYKU” (Świat Literacki, W-wa 1998) - zbiór reportaży i wywiadów zamieszczanych w latach 90. w GW i tygodniku Wprost; „WŁAŚNIE IZRAEL” (Sic!, W-wa 2006) - wywiad-rzeka o Izraelczykach.  “ TSUNAMI ZA FRAJER. Izrael - Polska - Media” (wyd. Sic!, W-wa 2008) - zbiór felietonów blogowych, zamieszczanych w portalach: wirtualnemedia.pl i salon24.pl.; פולין דווקא (Właśnie Polska)- reportażowa opowieść o Polsce z rozmowami o kulturze - Jedijot Sfarim, Tel Awiw 2009; WARSZAWSKI BEDUIN (Aspra-Jr, W-wa 2012)- biografia Romana Kesslera. @ ZDZICHU: WITH A LITTLE HELP OF HUMAN SHIELDS. Spiro Agnew: The bastards changed the rules and didn’t tell me. I LOVE THE SMELL OF NAPALM IN THE MORNING (Apokalipsa teraz). "Trzeba, żeby pokój, w którym się siedzi, miał coś z kawiarenki" (Proust). MacArthur: Old soldiers never die; they just fade away. Colombo: Just give me the facts. "Fuck the Cola, Fuck the Pizza, all we need is Slivovica". Viola Wein: Lokomotywa na Dworcu Gdańskim nie miała nic wspólnego z wierszem Juliana Tuwima. FUCK IT! AND RELAX (John C. Parkin)

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (28)

Inne tematy w dziale Polityka