Kilkanaście dni temu szydło wyszło z worka: globalne ocieplenie spowodowane przez człowieka istnieje jedynie w „pracach naukowych” klimatologów. Nikogo, kto nie miał ambicji zastąpienia pana Boga w dziele stworzenia to nie zaskoczyło, sami zaś zainteresowani posłużyli się najlepszymi metodami zatwardziałych kryminalistów i poszli w zaparte. Wszyscy ekoreligianci jak jeden mąż twierdzą, że słowa ich przewodnika stada, Fila Dżonsa, zostały „wyrwane z kontekstu”. Sam Dżons jednak niczego w nawias nie brał i bez jakiegokolwiek kontekstu podał się do dymisji. Zestawiając decyzję Dżonsa z oświadczeniami jego owieczek wychodzi na to, że Dżons podal się do dymisji bez powodu…
W tej sytuacji sabat w Kopenhadze odbędzie się jedynie siłą inercji, czyli także bez powodu – zapowiedziało się zawczasu swoja obecność, to teraz nie można odpuścić i zostawić swoich ekokamratów na roztapianym przez wykradzione mejle lodzie. Stratę czasu uczestnicy osłodzą sobie kulturalnymi warunkami transportu swoich fizycznych jestestw – ponoć zamówili 1195 limuzyn. Limuzyna, jak sama nazwa wskazuje, posiada silnik dużo większy od standardowego pojazdu używanego przez przeciętnego amerykańskiego imperialistę klasy średniej trującego środowisko, co oczywiście stosownie przekłada się na emisję ceodwa do klimatu. Tego samego klimatu, o który pasażer limuzyny przyjechał do Kopenhagi walczyć.
Kompromitacja ekoreligiantów jest faktem, na szczęście dla nich wspiera ich klimat (a oni z nim walczą…!) oraz polskie społeczeństwo. Mamy późną jesień i późnojesienną pogodę, co można wykorzystać do wrzasków „ociepla się”, tak jakby brak śniegu, lodu i nieprzejezdnych zasp był pod koniec jesieni czymś nadzwyczajnym. Polskie społeczeństwo także nie zawiodło, poziom naiwnej lekkomyślności wynosi 70% - tylu Polaków rzekomo popiera walkę z klimatem. Rzekomo – ponieważ informacja pochodzi z publicznego telewizora, a w publicznym telewizorze różne dziwne rzeczy potrafią opowiadać. Nie dalej jak dwa dni temu prowadząca główne wydanie „Dezinformacji” (wewnętrznie program nazywa się „Wiadomości”) zakomunikowała wykształconej publiczności, iż Polacy w większości „chcą płacić abonament”. Ponoć ponad 60% ludności zadeklarowała taką gorącą chęć. Jednocześnie rzeczywistość jest taka, że robić z siebie jelenia daje się jeszcze ok. 30%, tyle bowiem wynosi odsetek uiszczających haracz na utrzymanie koryta przy Woronicza. Zestawiając dezinformację publicznotelewizorową z faktami wychodzi na to, że Polacy chcieliby płacić „abonament”, gdyby nie jego wysokość – 186,70 PLN. Gdyby „abonament” kosztował 0 (zero) PLN, to chętnych do płacenia – nie deklaratywnie, lecz rzeczywiście – byłoby 100, a może i więcej procent. Coś tu nie gra, zupełnie jak w koncepcji wpływu ostatnich kilku dekad na mający miliony lat klimat. Ewentualnie sondaż, który dał te 70% robiono wśród opuszczających sale kinowe po projekcji „2012”…
Kinematografia to chyba najlepsze miejsce dla najwybitniejszych klimatologów – ludzie uwielbiają być straszeni, a skoro klimatolodzy mają bujną wyobraźnię, to wszystko można bardzo ładnie połączyć. Fil Dżons jest akurat bezrobotny, więc mógłby złapać angaż w Choliłód i przyćmić osiągnięcia największych mistrzów kina grozy: zamiast kultowej „Teksańskiej masakry piła mechaniczną” oglądalibyśmy „Globalna masakra urządzeniami z niewyłączonym trybem stand-by”…
Inne tematy w dziale Polityka