Skąd to wiem? Stąd, że p.o. premiera Tusk Donald opowiada kawały:
To nie jedyny żart. Oto kolejny: smycze zakładane przez państwo na szyje tzw. obywateli są prawem przysługującym każdemu Polakowi od urodzenia. To „prawo” ma się do swobody wyboru tak, jak doniczka z fiołkiem do mgławicy AH1/N1 w galaktyce 3,141529. Dlaczego? Dlatego, że zaczipowana kenkarta ma być jednocześnie biletem uprawniającym do skorzystania z opłaconych metodą pre-paid usług pogrzebow… pardon… zdrowotnych świadczonych przez NFZ. Zresztą nawet burżuje, których stać na omijanie pułapki „szpital publiczny” nie będą w stanie wybrać opcji „nie korzystam ze swojego prawa” – zdaje się, że to „prawo” jest obowiązkowe.
Co będzie w czipie – tego Tusk Donald nie ujawnił, dowcipkował jedynie, że posługiwanie się elektrokenkartami „uprości załatwianie spraw urzędowych”. Znając dotychczasową praktykę biurokracji, sprowadzającą się do wymogu przytargania w byle „sprawie urzędowej” sterty papierowych świstków można się obawiać, iż w czipach zostanie zakodowanych znacznie więcej informacji o „obywatelu” niż to zapowiada okupacyjny reżim. Zalety inwigilacji „obywateli” są tak duże, że Tusk Donald zapowiedział bezpłatne wydawanie smyczy – najwyraźniej koszty są pomijalne w porównaniu do prostego zdobywania wiedzy o każdym.
Oczywiście pomysł zlikwidowania kenkart nawet „liberałom” do głowy nie wpadł, pewnie odrzucili go jako przejaw „rozrostu biurokracji”…
Inne tematy w dziale Polityka