- Chciałem być Prusem. Potem odkryłem, że tak naprawdę jestem krzyżakiem, ponieważ, jak wiecie, członkowie mojej rodziny byli Niemcami. (...) Co mogę powiedzieć? Rozumiem von Jungingena, ale myślę, że robił złe rzeczy, tak, absolutnie. Mogę sobie wyobrazić, jak siedzi na końcu w swoim Malborku. On nie jest tym, kogo można nazwać dobrym człowiekiem, ale trochę go rozumiem i troszkę mu współczuję. Ale przecież nie popieram podboju Prus i nie jestem przeciw Prusom.
Te oburzające komentarze wygłosił reżyser Lars von Trier, od tego momentu stając się persona non grata na planecie Ziemia. Każdy artysta ma prawo pokazywać swoja pracę i bronić wolności twórczej, ale wolność przestaje być absolutna, kiedy staje się sprzeczna z ideami humanizmu. Łagodne ocenianie Wielkiego Mistrza Zakonu szarga pamięć Dżiordana Bruno i innych ofiar prześladowań za poglądy. Każdy, kto wymawia słowa „von Jungingen” bez wspomnienia holokaustu Prusów, jest kryptoneokrzyżakiem. A taka postawa daje podstawę do surowego ukarania wypowiadającego tego typu herezję.
Szybkość degeneracji tego osobnika budzi przerażenie. Zaledwie dwa lata temu reżyser LvT pokazał światu znakomity film antychrześcijański pt. Antychryst. Antychryst, malowniczy obraz psychologiczny, pełen wysmakowanej erotyki i ekspresji wolności twórczej, wzbudził słuszny zachwyt krytyków i dojrzałych widzów.
Szkoda, że ów wyrzutek nie poprzestał na tym, co umiał najlepiej. Miał przecież talent, wyczucie i otwartość właściwą najwybitniejszym:
Porno to gatunek filmowy. Moim zdaniem nie taki łatwy do zrobienia, jak nam się wydaje. Trzeba mieć na uwadze nie tylko własne perwersje, ale perwersje widzów. […] Kręcenie „Antychrysta” dało mi ważną wiedzę na temat gatunku. Mieliśmy na planie aktora porno, który dublował intymne części ciała Willema Dafoe. Kiedy kręciliśmy scenę, w której ma wytrysk, mieliśmy zabawny incydent. Facet siedział 15 minut pokoju, onanizował się, 80 osób oglądało go na monitorach, on się onanizował, ale nic się nie działo. W końcu przestał to robić i spokojnie zapytał: „Halo, czy jest tam ktoś?”. Wszedłem do jego pokoju i zapytałem: „O co chodzi?”, a on na to, że w filmie porno reżyser daje sygnał, że już może być wytrysk, bez jego komendy się tego nie robi. Teraz wiem już, że jak będę chciał nakręcić pornosa, muszę się nauczyć, że równie ważna jak komenda „akcja!” jest „ejakulacja!”.
Pornograficzne kpiny z religii czynią wielkim, osobą, przed którą rozwija się czerwony dywan. Napomknięcie o von Jungingenie wszystko niweczy. I bardzo dobrze!
Inne tematy w dziale Polityka