Zamknięcie kluczowych arterii miasta w piątek po południu to jedna z licznych atrakcji wczesnołikendowych, o które – ku uciesze ludności cywilnej – zadbał reżim tow. Tuska. Uczciwie należy przyznać, że pan premier, mający ostatnio nienormalne skłonności do zamykania wszystkiego jak leci, okazał się mimo wszystko nieco bardziej powściągliwy od zarządzającej miejscem sprzedaży przekąsek, napojów, słodyczy przy jakiejś instytucji, w teatrze lub na dworcu, która bez zbędnej pruderii doradziła warszawianom powszechną ewakuację. Prezydent wyrzucający z miasta własnych mieszkańców to właśnie kolejna atrakcja końca tygodnia, ta mniej dalekosiężna. Atrakcja numer trzy będzie miała skutki sięgające dalej: dodatkiem do zamknięcia ulic jest uchwalona właśnie bolesna podwyżka cen biletów komunikacji aglomeracyjnej. Peło postanowiła ostatecznie porzucić liberalny kamuflaż tak, aby w nadchodzących wyborach niczym już nie odróżniać się od pozostałych partii socjalistycznych. Uchwalić rozbój się udało, doprowadzić do finału ograniczenie ilości darmozjadów okupujących stanowiska w miejskiej administracji już niekoniecznie, jako że to „populizm”.
Zamykanie głównych ciągów na trzy godziny przed przemknięciem nimi wozu pancernego Ground Force One mimo wszystko kontrastuje z organizacją przejazdu tow. Obamy w Londynie. W Londynie ulice zamykano na kilka minut przed przejazdem konwoju, po czym je odmykano – i nikt nie twierdził, że to „za mało czasu”. U nas jest inaczej. Generał Janicki powiedział był przed chwilą w telewizorze, że te trzy godziny to „absolutne minimum”. Wynika z tego, że Warszawa jest znacznie niebezpieczniejszym miastem od Londynu, skoro wymagane są solidniejsze zasieki. Postępowanie Amerykanów budzi więc zdumienie - zdecydowali się wystawić swojego prezia na aż takie ryzyko, zamiast go zawieść w jakieś spokojniejsze miejsce, na przykład do Afganistanu.
Być może jestem jednak niesprawiedliwy. Być może blokowanie miasta na amen ma nie służyć bezpieczeństwu dostojnego gościa, lecz demonstracji. Nie chodzi o to, by tow. Obama szybko przemknął między szpalerami gapiów, lecz aby jego wizyta została zarejestrowana nawet przez nie całkiem sprawnych. Ground Force One będzie bowiem szalał w rejonie placu Trzech Krzyży, tuż przed wejściem do Instytutu Głuchoniemych. Przesadna reklama wizyty tow. Obamy może jest metodą reżimu Peło do zademonstrowania jakiegoś sukcesu swojej polityki – z braku innych. Stąd pomysł wpakowania tow. Obamy do pociągu do Nasielska.
Inne tematy w dziale Polityka