xiazeluka xiazeluka
118
BLOG

Mysia 2: Reaktywacja

xiazeluka xiazeluka Polityka Obserwuj notkę 10

Cenzura złamała i obrzydziła moje życie, cenzura uniemożliwiła mi wykonywanie zawodu publicysty politycznego, do którego czułem się powołany, cenzura zafałszowała, spaczyła i popsuła 90 procent tego, co wydrukowałem […] Jest to […] działająca tajnie, bezprawnie i bezapelacyjnie fabryka fałszywych tekstów, wielka, a ukryta przed publicznością mistyfikacja, mająca podwójne cele:
a) zasugerowanie czytającym, że autorzy myślą tak właśnie, jak piszą;
b) przyzwyczajenie piszących, aby myśleli i formułowali swe myśli w pewien określony sposób, bo pisanie w inny sposób będzie likwidowane lub przez odpowiednie skreślenia zmieniane.

/Stefan Kisielewski Przeciw cenzurze – legalnie/

Takimi słowy opisywał Kisielewski instytucję funkcjonującą od początku do końca sowieckiego protektoratu o zabawnej (bo potrójnie fałszywej) nazwie prl: Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk. Cenzorzy uwili swoje gniazdko na tyłach gmachu Polskiej Agencji Prasowej, przy niepozornym (nie dłuższym od bieżni dla sprinterów z podstawówki) zaułku zwanym ulicą Mysią. Sam urząd nie był niepozorny, przeciwnie – decydował o dopuszczeniu do druku wszelkich wytworów mowy i słowa, począwszy od niewinnych powieści przygodowych po pojedyncze kartki najmniejszego nawet formatu. Efekt był taki, że właściciele zakładów kserograficznych odmawiali kopiowania materiałów, jeśli klient nie miał pieczęci z GUKPiW, potwierdzających brak wywrotowych treści.

Znajomość z Cenzurą zawarłem raz, u schyłku prl. „Major” Fydrych zaproponował wówczas, aby wciągać do hepeningów milicjantów i ubeków; ja wykombinowałem sobie w szczeniackiej dezynwolturze, że fajnie byłoby rozszerzyć zabawę także na inne instytucje, w tym właśnie Główny Urząd. Jak pomyślałem, tak zrobiłem – na dwóch kartkach formatu A4 wykonałem makietę antykomunistyczno-antyprlowskiego pisma i zaniosłem ją na Mysią, z pełna powagą prosząc o zgodę na rozpowszechnianie. Po dwóch tygodniach dostałem odpowiedź, która wprowadziła mnie w stan euforii.

Dokument ów, sporządzony na doskonałej jakości kredowym papierze, ma dla mnie status cennej relikwii. Towarzysze cenzorzy przeczytali uważnie moje smarkate wypociny i wydali werdykt: Treści wydawnictwa godzą w sojusz z ZSRS i podważają konstytucyjny porządek prl! W związku z tym, w oparciu o taki i owakie przepisy ustawy oraz kodeksu karnego, odmawiają zgody etc. Żarty z Jaruzelskiego oraz Gorbaczowa okazały się zagrożeniem dla światowej równowagi sił oraz „obrażały członków Biura Politycznego PZPR”, poprzez przedstawienie obrad owego ciała w formie, cytuję, „jątrzącej groteski”. W tym miejscu należy oddać sprawiedliwość owym maestro sekatora – wykazali się czujnością, rzeczywiście owa groteska miała na celu obrazić tych zdegenerowanych sukinsynów z Politbiura.

Wkrótce aktywność Cenzury się definitywnie zakończyła, przynajmniej od strony administracyjnej (obecnie w gmachu okupowanym niegdyś przez GUKPiW znajdują się biura Polskiej Grupy Energetycznej). Nastała wolna Polska, wolność słowa, wolne media, demotfukracja i takie tam. Nic, tylko drukiem ogłaszać swoje najtajniejsze przemyślenia na tematy wszelakie.

Oczywiście – nie wszędzie.

Jeszcze jeden – wizjonerski – cytat z Kisiela:

Jeśli zaś pismo boi się ryzykować koszta procesu, może poddać się dobrowolnie cenzurze prewencyjnej […]

I jego ucieleśnienie po kilku dekadach, w tym 19 latach „wolnej” Polski:

Nie jestem w stanie odpowiadać prawnie za 3.5 tys blogów, nie mam za sobą wielkiego koncernu.

/Igor Janke/

Przeciętny bloger tym bardziej nie ma za sobą żadnych trustów, kompanii, międzynarodowych koncernów czy choćby spółki akcyjnej z zarządem złożonym z emerytowanych ubeków/solidarściuchów, przeto w ewentualnym starciu prawnym jest bardziej bezbronny niż nagi, nieuzbrojony żołnierz stojący na drodze rozpędzonej dywizji pancernej. Kolczuga wykuta z wolności słowa jest warta tyle, co tekturowy pawęż, można zostać skazanym pod pretekstem zniesławienia nawet za przytoczenie niezbitych faktów. Cóż to za wolność słowa, skoro faszystowskie paragrafy przewidują karalność za wypowiedzi niepochlebne (ciekawostką jest to, że nikt nie wytacza procesów za najbezczelniejsze pochlebstwa pod swoim adresem, nawet jeśli są one bez wątpienia nieprawdziwe)?

Istnienie tego typu sankcji może bowiem zawsze być użyte do represjonowania „nieposłusznych” – krytycznych wobec władzy mediów. W konsekwencji ryzyko wytoczenia procesu karnego w kwestii tak delikatnej i szeroko pojmowanej jak znieważenie może wywoływać ów „mrożący skutek” (chilling effect), który miałby zniechęcić dziennikarzy do podejmowania publikacji i krytyki. Jak wskazuje E. Yanchukova:„Egzekwowanie odpowiedzialności karnej za zniesławienie czy zniewagę skłania dziennikarzy do stosowania autocenzury i wywiera „mrożący skutek”. […] To, co powstaje określić można jako klimat strachu, w którym dziennikarze, redaktorzy i wydawcy niechętnie zajmują się sprawami istotnymi z punktu widzenia społecznego interesu”

Dziennikarze i tak mają większe pole manewru – Trybunał Konstytucyjny uznał, iż Wymóg udowadniania działania mediów w obronie społecznie uzasadnionego interesu jest niekonstytucyjny. A co ma zrobić przeciętny bloger? Dziennikarzem nie jest, a praktyka dowodzi, że art. 54 tak zwanej konstytucji to jedynie dekoracja, nijak się mająca do kodeksu karnego, ustawy wszak niższego rzędu. W tej sytuacji pojawia się, przemedytowana lub nieświadoma autocenzura, Mysia dziura w umyśle delikwenta.

Jak się nazywa nasz ulubiony dziennik? Określeń ma wiele, jednak niektóre podlegają represjom jako „niedopuszczalne”. Umocowania w Regulaminie Zalonu „niedopuszczalności” nie ma – a proszę, cenzura działa. Co bardziej bojaźliwy bloger zaczyna więc „niedopuszczalne” frazy omijać, tak jak ja teraz: kto wie, jakiż to dziennik mam na myśli? No i po jakimś czasie w głowie piszącego myślozbrodnicze passusy ulegają zatarciu, ku chwale wolności słowa i swobody wypowiedzi. Inną funkcją autocenzury jest mimowolne zastępowanie słów tradycyjnych ich postępowymi odpowiednikami, nawet w tekstach odważnie krytycznych; zamiast tych na „M”, „I”, czy „H” mechanicznie wstawia się zamienniki na „A”, „NP” lub „G”… Poddany odurzającemu wpływowi samokontroli człowiek zdejmuje dłonie z klawiatury, kiedy przychodzi mu zapytać o zdrowie pana K lub przypomnieć, że pan W kiedyś kontaktował się z S i B w jednym. A lekkomyślny pomysł zahaczenia pewnego znanego jegomościa na temat jego zasług w odbudowaniu pozycji komunistów w Polsce po 1989 włącza w główce alarm jeszcze przed skrystalizowaniem się owego pomysłu. Tresura działa, nie bez powodu nasz bohater bombarduje każdego swojego krytyka natychmiastowymi pozwami. Zresztą, co tam rozgrywki doraźne – pisanie o przeszłości również podlega wewnętrznej adiustacji, swojego zdania na temat pewnych epizodów dziejowych lepiej nie głosić, bo tutaj to już nawet nie prywatnego wniosku, lecz z bomby oskarżą… No to wątpliwości precz. Zresztą – na co nam w ogóle własne zdanie? Nie ma cudzych, lepszych?

Są tacy, co to się autocenzurze opierają, metodą semantycznej ekwilibrystyki, co jest działalnością równie nieskuteczną, co rozpaczliwą – tak czy inaczej jest to autokolaudacja. No cóż, dyskutuje się po to, by różne racje zważyć, poznać stanowisko drugiej strony, rozszerzyć swe horyzonty, szczera wypowiedź zażycie oczekiwanych wrażeń uniemozliwia, jako że zamiast rzeczowego responsu usłyszymy jedynie chóralne: „rasista”, „chomowop”, „antysemita”, „cham”… A w razie stawiania oporu także i to: „Wyrok w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej”.

To ostanie brzmi jak pożegnanie gestapowskiego szpicla przez oddział egzekucyjny za okupacji... Nieprzypadkowo.

Natomiast przypadkowa jest [autocenzura] zbieżność wszelkich aluzji, odniesień, przykładów etc. z rzeczywistością.

xiazeluka
O mnie xiazeluka

Demotfukracja to dwa wilki i owca głosujące menu na obiad. Wolność to uzbrojona po zęby owca kwestionująca wynik tego głosowania. /B. Franklin/ Kosovo je srpsko  39 hipokrytów się Mła boi (banuje): Hurrapatriota ignorant Cenzor tow. Żyszkiewicz Cenzuraobywatelska Mimoza Osiejuk Konkluzja - idiotka Szukająca Prawdy banami Jeremy F - pocieszny tchórz Kserokopiarka Wiesława Regularny debil Scholi - tchórz i kłamca Oldshatterhand - lubi tylko tych, którzy go podziwiają Troll Świrski Aerozolinti - hipokryta i tchórz Vitello - zarozumiały tchórz Stary Wiarus Free Your Mind Aleksander Ścios kokos26 El Ohido Siluro Nurni uśmiech losu Freeman Wyrus (rzekomo wolnościowiec) Publikacje "Gazety Polskiej" Joanna Mieszko-Wiórkiewicz grzechg maciekimaciek - kłamca Jeremiasz Paliwoda vel Zawiesia lem, pieniacz-emeryt Jerzy Korytko się jeży Peemka - kłamca i fałszerz towarzysz Krzysztof Ligęza kerimad64 Mała Mi - przemądrzałą gimbaza JohnKelly - rewers polonisty i logika Adamkuz - tchórz Maciej walczący z faktami Stary towarzysz Dyletant cartw Propagandzistaobywatelski

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (10)

Inne tematy w dziale Polityka