Dama w kapelusiku z piórkiem i etolą na szyi, skromnie ściągnięte usteczka, odległy uśmiech Mony Lizy. Mężczyzna: starannie przycięty wąs, kapelusz przywodzący na myśl agentów gestapo z tanich filmów wojennych, krawat ze spinką, powściągliwe, uprzejme spojrzenie. Całość na pożółkłej fotografii, jakimś cudem szczęśliwie ocalonej od zaginięcia w kipieli wojny i prlowskiej gułagowej stabilizacji – ot, zawieruszyła się między dawno nie przeglądanymi szpargałami.
Nasi antenaci – dziadek i babcia (względnie: pradziadek z prababcią).
Istoty bajkowe, odległe i niecodzienne, posiadające dziwaczne maniery i jeszcze śmieszniejsze, archaiczne słownictwo. No i staroświeckie poglądy – zresztą, czego innego oczekiwać od ludzi bez żenady noszących na szyi zabite zwierzęta futerkowe? O prawach zwierząt nie słyszeli, z globalnym ociepleniem nie walczyli, no i nie potrafili wysyłać ememesów. Chodzą słuchy, że nie znali telefonów komórkowych, lecz to raczej niemożliwe, ktoś se robi jaja.
Nie w tym jednak rzecz.
Dzisiejsza młodzież jest, używając nowomowy, otwarta (ja to nazywam ekshibicjonizmem). Swobodniej się zachowuje, dosadniej wyraża, a przez „intymność” rozumie utajnienie numeru telefonu do nie zadającej zbędnych pytań lekarki, specjalistki od zabiegowego likwidowania w zarodku problemów życiowych. Niemniej jest i pozytywna strona owej bezpośredniości – jeśli dwudziestoparolatkowie zechcą się wyspowiadać z historii swego życia, mogą zadziwić starszych. Oraz bez większego trudu uzmysłowić zgredom, że od upadku komunizmu do dzisiaj nie minęło lat dwadzieścia, lecz kilka wieków.
I to jest przygnębiające.
Przygnębiające dla ludzi takich jak ja – naocznych świadków prlowskiego syfu, a jednocześnie nie mających jeszcze nawet czterdziestu lat. Przygnębiające dlatego, że dla mojego pokolenia antykomunizm był postawą oczywistą, kwestią zasad – a współcześni wrogowie komunizmu, pryszczaci studenci, do swej antyczerwonej postawy doszli albo metodą negatywnej selekcji, albo chłodnym utylitaryzmem. Czyli w punkcie wyjścia uznawali byle sld za jedną z równorzędnych opcji i odrzucali to ugrupowanie zaraz po tym, jak się nim rozczarowali. Ponieważ rozumowanie takie nie odwołuje się do Zasad, to należy uznać za uzasadnione podejrzenie, że i do aktualnie wyznawanej idei się rozczarują. Przodkowie mieli łatwiej. Dziadek całował kobiety w rękę, ponieważ darzył je szacunkiem. A jak tu szanować Dunin Kingę, Środę Magdalenę czy inną feminazistkę, skoro są z własnego wyboru białogłowami jedynie de nomine? No i całowanie niewieścich dłoni zanika.
A wszystko to przez brak punktu odniesienia. Czyli Zasad.
Pewien młody człowiek napisał, że wiedzę zdobywał z tygodników politycznych i ogólnie mejnstrimu. A świadomość osiągnął w chwili, kiedy zorientował się, że katechizm ojca Michnika powstał w spółce autorskiej z Mefistofelesem, zaś partie polityczne to w gruncie rzeczy grupy szemranych biznesów, obsadzających w roli Hermesów producentów filmowych. Nieco starsi, jak na przykład Rafał Ziemkiewicz, zrobili się czujni zaraz po wyborach kontraktowych, kiedy to wierchuszka „strony społecznej” nie zdołała ukryć dyzgustu rozgromieniem przez społeczeństwo listy krajowej, niemniej proces rozczarowywania się przedłużyła ślepa wiara w pewnego przewodniczącego, noszącego w klapie, niewiele przesadzając, koleżanką. Niżej podpisany złudzenia stracił natychmiast po tym, kiedy usłyszał narzekania drogiego Bronisława, krytykującego niedojrzałe społeczeństwo. Dzięki temu bez zbędnej skromności może powiedzieć, iż chociaż był wtedy młodszy od Ziemkiewicza, wykazał się lepszym od niego węchem– odór padliny wyczuł od razu. Nie wymagało to wielkiego charakteru, była to kwestia zasad, tak – zasad.
I to jest właśnie punkt krytyczny.
Małolaty świadomość uzyskują skokowo – sld oszukało wyborców, AWS także puściło kantem społeczeństwo, Peło et consortes nie lepsze, wszyscy oszukują, nie realizują obietnic. Jednym słowem – mądry Polak po pierwszej szkodzie, głupi przed drugą, bliźniaczo podobną do pierwotnej i da capo. Kłamstwo wspierane przez udającą obiektywną prasę (a kto powiedział, że prasa ma być obiektywna???), dyspozycyjną telewizję i w ogóle media. I to jest postawienie sprawy na głowie – jeśli się zamawia kurpiowski obrus haftowany obietnicami, to nie należy mieć pełnych zdumienia pretensji, że rękodzieło w efekcie przypomina siatkę na duże ryby.
Nieważne, jak się reklamują. Nieważne, jak ich reklamują. Nie siadamy do stolika z szulerem.
No i to jest trudna do przesadzenia jednym susem przepaść. Zaawansowany wiekowo trzydziestolatek nie jest w stanie porozumieć się z dwudziestolatkiem także wtedy, kiedy światopoglądowo niewiele ich różni. Nihil novi sub sole. Za dziesięć lat obecni studenci z niesmakiem będą komentować postawy przyszłych żaków. Pytanie tylko, czy punkt odniesienia pozostanie ten sam. Pytanie zasadne, ponieważ już w tej chwili małolaty nie rozumieją pojęcia „prawa naturalne”. Za dekadę będą walczyć o prawa dla prześladowanych pedofilów. Mowę wiązaną zastąpi esemesowe gdakanie. A Zasady będą kojarzyć się jedynie z mydełkami zapachowymi i to jedynie największym bystrzakom.
Nadmiar informacji przyspiesza dezorientację, relatywizację, oportunizm. A brak Zasad to brak gęstego sita na aparacie poznawczym.
Dlatego nie należy wyrzucać pożółkłych fotografii.
Aby nie tracić gruntu pod nogami.
Inne tematy w dziale Polityka