Pojawiły się wstrząsające doniesienia: opiekunowie znęcają się nad swoimi dziećmi. Maluchy trafiały do szpitali ciężko pobite, niektóre nie przetrwały agresji dorosłych. Przypadki te budziły powszechne emocje, przeto i politycy postanowili zabłysnąć, wykazując się nieodpartą troską o osaczone szkraby. I jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, celem ich krucjaty stał się ogół rodziców – maniera typowa dla kolektywistów, którzy z przypadków patologicznych formułują normę, którą należy obwarować ustawodawstwem uwzględniającym odpowiedzialność zbiorową.
W zawody ruszyły z kopyta na razie panie: posłanki Populizmu i Socjalizmu Kluzik-Rostkowska Joanna pod ramię z Kempą Beatą oraz ministerka niepotrzebnego resortu Minpopis Fedak Jolanta. Wiadomo: białogłowy rozumują sercem, stąd ich pomysły z rozsądkiem niewiele mają wspólnego, czego naturalnie należało oczekiwać. Gorzej, jeśli ich histeryczne propozycje znajdą uznanie, jak to się mówi, z „powodów politycznych”. Znaczy – jeśli uda się zbić na głupstwach wzrost poparcia w sondażach.
Ministerka Fedak postanowiła ustawowo zakazać bicia dzieci:
W Polsce bicie najmłodszych jest akceptowane i uznawane za jedną z metod wychowawczych. Trzeba z tym skończyć!
Jeszcze dalej zapędziła się Kempa Beata:
Rodzice podejrzani o bicie dzieci mogą zgodnie z prawem odmówić składania zeznań. Trzeba ograniczyć im to prawo, z którego tak często teraz korzystają. Nie można dopuścić, żeby oprawca wracał do domu i znów bił dzieci.
Zauważmy jak to idzie: powstaje podejrzenie, podejrzani, oburzeni ohydnym pomówieniem odmawiają składania zeznań, należy ich więc – cały czas podejrzanych! - za to ukarać odebraniem prawa wejścia do własnego domu i kontaktu z własnymi dziećmi (tych ostatnich o zdanie posłanka pytać pewnie nie ma zamiaru). Tow. Kempa o domniemaniu niewinności oraz konieczności udowodnienia winy pewnie kiedyś słyszała – ukończyła wszak studia dzienne z administracji na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Wrocławskiego – jednak najwyraźniej o tym zapomniała, pewnie omawiano owe pojęcia w pierwszej klasie. Pardon – na pierwszym roku nauki.
Jednym słowem – ktoś w złości doniesie na sąsiada, że ów przylał smarkaczowi w pupę, wówczas wkroczy Państwo i rodzinę rozbije, w ramach polepszania losu dzieci. Czy donos był prawdziwy czy nie - nikogo najwyraźniej nie będzie obchodzić, urzędasy nie dadzą się przelicytować w trosce o najmłodszych. Oczywiście jest wątła nadzieja, że wszystko się wyjaśni i już po paru miesiącach tułaczki maluchów po pogotowiach opiekuńczych i rodziców po czworakach opieki społecznej nastąpi hepiend: rodzina się, po surwiwalowych przeżyciach, szczęśliwie zejdzie. Do następnego anonimu.
Oczywiście w tym wszystkim nie chodzi o dobro dziecka, lecz dążenie okupantów do ingerencji w życie rodziny i ograniczanie władzy rodzicielskiej na korzyść niezidentyfikowanych korzyści, których parolatek i tak nie jest w stanie zrozumieć, zapamiętać i z dobrodziejstwa korzystać. Totalitarna wiara w zbawczą omnipotencję państwa: jeśli jest problem, to ustawa go rozwiąże. Stąd postępowa koncepcja zakazania stosowania także klapsów, uczony pomysł ministerki Fedak:
Używanie siły wobec dziecka, w sytuacji gdy wystarczy zwykła perswazja, ma być równoznaczne z łamaniem prawa. Minister Fedak tłumaczy to tak: kiedy zakaz bicia dzieci wejdzie w życie, nawet klaps będzie wykroczeniem.
Świetnie. Wyobraźmy sobie taką oto sytuację: „okropny dwulatek” (termin ze wszech miar uzasadniony!) dostaje napadu szału na środku przejścia dla pieszych. Światło zmienia się na czerwone, a ten zaparł się i nie daje sobie wytłumaczyć, że za chwilę zostanie z niego i mamusi marmolada. Rodzicielka sięga po ostateczny argument – klapsa w tyłek – i wykorzystując efekt użycia siły ściąga bezpiecznie smarkacza na chodnik. Wśród świadków znajduje się usłużny donosiciel, pojawia się nadgorliwy policjant, później sprawę przejmuje postępowy prokurator, a równie nowoczesny sąd wymierza karę, powiedzmy grzywnę. Postępowanie trwa tygodniami, które dziecko spędza u wujków i cioć z domu dziecka.
I teraz: jakie efekty wywoła rujnowanie finansowe rodziny oraz przymusowe rozdzielenie dziecka z matką? Czy dobro dziecka nie zostanie narażone na szwank w stopniu znacznie większym, niż drobny, sytuacyjny klaps? Małe dziecko, skarcone bezzwłocznie po powstaniu przewinienia, bez trudu pojmie związek wina-kara, ale jak towarzysze postępowcy wytłumaczą dwulatkowi, że przez pół roku ma mieszkać w obcym, strasznym domu i nie widywać się z ukochaną mamusią?
Tow. Fedak raczyła odnieść się do owego problemu, niestety nie dość że mgliście, to jeszcze przecząc swoim własnym wcześniejszym deklaracjom :
Cytat 1. Sankcja musi być adekwatna do czynu. Nie można rodzica wsadzać za klapsa do więzienia. To byłby absurd. Tylko że nie chodzi o klapsy, lecz o realną przemoc wobec dzieci.
Cytat 2. W znowelizowanych przepisach będzie jasno określone, co będzie zakazane i za co rodzic będzie mógł ponieść karę. – Granica między karceniem a biciem jest bardzo cienka – podkreśliła.
No właśnie, o co tu właściwie chodzi? O ciągłe bicie czy okazjonalne klapsy? Istnieje uzasadnione podejrzenie, że jednak także o klapsy, no bo skoro „granica jest cienka”, a „podejrzanych” przydałoby się „odseparowywać od dzieci”… Zacznijmy zatem od elementów – co to jest właściwie klaps?
Klaps - uderzenie dłonią na płask, najczęściej w pośladki.
Nie jest to więc bicie po głowie pięścią lub dłonią uzbrojoną w ciężkie narzędzie tępokrawędziaste, co zdają się sugerować aktywistki z Popisu, dla których klaps = ludobójstwo. Przecież uderzenia gazrurką w potylicę nikt nie nazywa klapsem, podobnie jak katowania za pomocą sznura od żelazka czy maczugą. Zamieszanie polega więc na utożsamieniu pojęcia „bicie” z pojęciem „klaps”. To pierwsze jest już i tak zagrożone szykanami prawnymi, to drugie to zwykła i naturalna metoda wychowawcza. Jak więc widać, agresja państwa dotyczy nie spotykanych tu i ówdzie zachowań nagannych, lecz ścisłej sfery władzy rodzicielskiej, którą reżim i jego wolontariusze z opozycji usiłują brutalnie ograniczyć. Oni, być może wychodząc ze szlachetnych pobudek, co w przypadku polityków jest jednak mocno wątpliwe, mylą problemy wychowawcze z zagadnieniami prawnymi. A to może się źle skończyć dla wszystkich. Ministerka Fedak zdaje się zaklinać rzeczywistość proponując następującą alternatywę:
Używanie siły wobec dziecka, w sytuacji gdy wystarczy zwykła perswazja, ma być równoznaczne z łamaniem prawa.
W pierwszej kolejności należy ocenzurować Biblię, w której można spotkać takie oto rady:
Kto miłuje swego syna, często używa na niego rózgi,
aby na końcu mógł się nim cieszyć.
/Syr 30,1/
W dalszej kolejności do kryminału należy wpakować wszystkie położne – bezpośrednio po odebraniu porodu dają noworodkom klapsa! Ktoś się nabierze na dziecinne wykręty: „klapsa dałam po to, by dzidziuś zaczął prawidłowo oddychać”? Kto to widział bić takie maluchy – nie można było przemówić takiemu do rozumu, perswazją lub inną nieinwazyjną metodą wychowawczą? Szkoda, że tow. Ministerka zachowała dla siebie stosowne instrukcje, z pewnością tłumy byłby zainteresowane ujawnieniem następujących sekretów: „Jak dogadać się z 11-miesięcznym szkrabem”, „Lekcja fizyki dla najmłodszych: aspekty przewodzenia prądu elektrycznego przez ciała nieletnich” lub „Błyskawiczne rozmówki dorosło-dziecięce. Wersja dla mam, które utknęły z dzieckiem na środku ulicy”.
W praktyce (czyli w życiu) wygląda to tak: malec, co to ledwo nauczył się chodzić, sięga do gara wypełnionego wrzątkiem. Rodzic ma do dyspozycji następujące możliwości:
a) Poczekać na rozwój sytuacji. Jak się smarkacz oparzy, to zapamięta na całe życie, że przeszczepy skóry nie zawsze zamaskują blizny.
b) Interweniować perswazją: „Jeśli nie przestaniesz ciągnąć garnka, to się oparzysz, będzie bolało, a przeszczepy skóry itd.” Po czym zadzwonić na pogotowie.
c) Interweniować zdecydowanie: „Zostaw to!” Brak reakcji skarcić klapsem i odsunąć łobuziaka przemocą do innego pomieszczenia.
Kiedy małe dziecko zaczyna samodzielnie pokonywać dystanse, zaczyna się okres naturalnego pobudzenia, chęci poznawania świata, przedmiotów etc. Naturalnym jest przeto, iż brzdąc będzie chciał wszystkiego dotknąć, spróbować, ugryźć, wypróbować, przesunąć, zrzucić (głównie na siebie). Jest to całkowicie normalny proces poznawczy małego człowieczka, na tyle małego, że już sprawnego, lecz jeszcze niekumatego. Półgodzinny wykład na temat szkodliwości odkręcania kurków gazowych lub bawienia się nożami kuchennymi można sobie spokojnie darować, ponieważ już w piętnastej sekundzie rodzicielskiego expose szkrab zgubi wątek i straci zainteresowanie maminym bełkotem. W takich przypadkach nie ma więc innego wyjścia jak klaps w pupę osłoniętą pampersem. To ważny i jednoznaczny (jednoznaczny, bo całkowicie zrozumiały) sygnał dla małego eksperymentatora: oto granica, której przekraczać nie wolno. A przecież stałym elementem poznawczym dzieciaków w tym wieku jest między innymi badanie z pełną premedytacją zasięgu swojej swobody… Nazywanie wymierzonego w takich okolicznościach klapsa „biciem” lub „stosowaniem przemocy” świadczy o utracie zdrowych zmysłów. Wychowawczy, uzasadniony klaps w opancerzona pieluchą pupą jest w pełni uzasadnioną metodą wychowawczą. Samo dziecko zresztą wówczas często nie płacze, a jeśli nawet, to wyłącznie dla zasady, ponieważ dociera do niego, że zrobił coś, na co rodzice zgody nie udzielają.
Wysłuchajmy zresztą fachowców – i to amerykańskich (Arlene Eisenberg,
Heidi Murkoff i Sandee Hathaway Drugi i trzeci rok życia dziecka, Poznań 2001):
Niektórzy specjaliści [...] wierzą, że klaps w pupę w niebezpiecznej sytuacji może przesłać dziecku, które nie rozumie jeszcze słów, ważną informację - na przykład kiedy małe dziecko uparcie zmierza w kierunku ulicy lub gorącej kuchenki mimo ostrzeżenia, że nie wolno się tam zbliżać. Celem nie jest wywołanie bólu, lecz szybkie uświadomienie maluchowi powagi sytuacji. (str. 126)
Problem zresztą sam zanika, dzieci większych niż cztero- czy pięcioletnie raczej już się nie traktuje klapsami, ponieważ faktycznie są już na tyle duże, by zrozumieć napomnienia słowne. A dzieci w starszym wieku w ogóle lepiej nie zaczepiać fizycznie – bo mogą oddać.
Inne tematy w dziale Polityka